ROZDZIAŁ 15

110 7 41
                                    

Nie mógł pozbierać się po przypadkowym spotkaniu Louisa w sklepie. Szatyn zdecydowanie zaskoczył go swoimi słowami w jego stronę. W życiu nigdy się ich nie spodziewał, a jednak usłyszał to, czego tak bardzo się obawiał. Mógł winić tylko i wyłącznie siebie, nikogo innego. Sam sobie był winien, dlatego nie wybaczy sobie tego chyba nigdy. Siedząc w domu przy szkockiej wszystko szło jakoś łatwiej. I nawet Amanda dostała wolne, którego się nie spodziewała. I choć nie lubiła go dostawać, bo zawsze martwiła się o swojego szefa, to nie mogła z ni dyskutować, bo mimo wszystko nie chciała stracić pracy. Postanowiła jednak, że po prostu zapyta, co go gnębi, bo ponoć rozmowa bardzo dużo wnosi do życia innych osób. Podeszła niepewnie i oparła dłonie na krzesło, a naprzeciw z drugiej strony stołu siedział Styles. Rozmyślał wpatrując się w szklankę z alkohole nad wszystkim, co go w życiu spotkało. Spojrzał ku górze, kiedy zauważył, że nie jest sam.

-Dałem ci wolne Amando.

-Tak wiem, ale chciałabym porozmawiać.

-O czym? Coś się stało?- zaniepokoił się. Mimo wszystko Amanda od lat dla niego pracowała i gdyby się uprzeć, mógłby ją traktować na przykład jako starszą ciotkę. Dobro jego pracowników też było dla niego w pewnym stopniu ważne.

-Chciałabym porozmawiać o szefie.

-O mnie? Ze mną wszystko dobrze- wyznał.

-Nie wydaje mi się mówiąc szczerze. Ja wiem, że nie wypada mi wtrącać się w szefa życie, ale po prostu się martwię. Nigdy wcześniej szef tyle nie pił i nigdy nie w ciągu dnia.

-Nie mogę już sobie pozwolić na chwilę relaksu?

-Oczywiście, że szef może, jednak nie uważam, że relaks nazywany jest w Pana przypadku alkoholem.

-Sugerujesz mi coś Amando?- poprawił się na swoim krześle, wpatrując się w nią uparcie. Nie lubił, kiedy ktoś narzucał mu swoje zdanie, a w tym momencie ta rozmowa ku temu zmierzała.

-Broń Boże, po prostu- westchnęła- Po prostu nie chcę by szef się stoczył czy coś takiego. Nie wiem, co się stało, że sięgnął Pan po alkohol, ale to raczej nie jest nic dobrego. Wie Pan...- zatrzymała się na moment, spoglądając na niego- Mówią, że rozmowa z kimś jest dobrym rozwiązaniem na problemy. Może warto by było spróbować. Szczerze przyznam, że nigdy nie miałam lepszego szefa od Pana i szkoda by było gdyby jakaś sytuacja zawładnęła Pana życiem. Ale to nie mnie o tym decydować. Szef zrobi, co uważa, jednak może warto to przemyśleć.

Uśmiechnęła się delikatnie w jego kierunku, zaraz potem zabierając swoje rzeczy. Poszła do korytarza, gdzie znajdowało się jej odzienie wierzchnie, które na siebie założyła. Domyślała się, że raczej nie zrobi z tym nic, co mu powiedziała, ale miała gdzieś w sobie promyk nadziei. Ale Harry o dziwo przyjął do siebie każde jej słowo. Sam nie wiedział, dlaczego, ale to zrobił. Dopiero, kiedy zorientował się, że ona zaraz wyjdzie, ruszył za nią, prawie przewracając się o drugie krzesło. Nie był pijany, po prostu nieostrożny. Zatrzymał się obok niej, kiedy już miała otwierać drzwi do wyjścia.

-Amando?

-Tak?- odwróciła się, patrząc na niego.

-Dziękuję.- Była jedną z nielicznych osób, które mogły to usłyszeć. Rzadko, kiedy z ust takiego człowieka, jakim jest Harry padały tak mocne słowa, jak dziękuję, przepraszam, kocham.

-Nie ma za co Panie Styles, oby tylko dobrze szef to rozstrzygnął. Powodzenia i do zobaczenia za tydzień.

Opuściła jego rezydencję, tym samym sprawiając, że został sam. Sam, jak palec; sam z sobą, sam ze swoimi myślami. Zatęsknił za wszystkim, co kiedyś miał, a miał bardzo wiele, co stracił przez samego siebie. Jeszcze kiedyś odwiedzała go rodzina, siostra, nawet on sam do nich jeździł. Kiedyś umiał i był inny, potrafił cieszyć się z niczego. A teraz? Rodzinę ma tylko na zdjęciach, bo większość nastawiła się już na niego, jako na takiego, którym się stał. Słowa Amandy zapadły mu w pamięci, jednak zanim coś z tym zrobił, nie mógł odpuścić temu, co od początku tego dnia zamierzał. Przysiadł z powrotem do alkoholu, który znikał coraz to szybciej z butelki, jak i samego barku. Telefony urywały mu się, ale on nie zamierzał dzisiejszego dnia odbierać od nikogo. Co stało się błędem, za który słono zapłaci. Nie zajrzał nawet w telefon, aby sprawdzić, kto na siłę próbuje się z nim skontaktować. Umoczył usta w słodkim smaku kolejnego, wybornego alkoholu, który posiadał w swojej kolekcji. Jako szanowany biznesmen musiał takową mieć, aby nie wyjść na gorszego. I właśnie w takich momentach ona bardzo mu się przydawała. Nie spostrzegł nawet, kiedy do jego domu ktoś wszedł. I nie raczył nawet cicho zamknąć drzwi, po prostu nimi trzasnął, niczym tymi od stodoły. Uniósł głowę ponad szklane naczynie, a jego oczom ukazała się postać osoby, której szczerze teraz nienawidził. Wcześniej mógłby jej podziękować za to, że darzyła go uczuciem, że pokazała mu co oznacza kochać. A teraz? Teraz jedynie chciał napluć jej na twarz i kazać się wynosić, jednak jakaś jego malutka cząstka nie potrafiła tego zrobić. I ta sama malutka cząstka zazwyczaj nie potrafiła jej odmówić, kiedy Jeniffer Hudson czegoś pragnęła. Wzięła butelkę z alkoholem do ręki, wylewając ją do zlewu. Zupełnie nie wiedziała, co w niego wstąpiło, ale na pewno nie było to nic dobrego.

𝑶𝑫𝑵𝑨𝑳𝑬𝒁𝑰𝑶𝑵𝑨 (2)Where stories live. Discover now