ROZDZIAŁ 26

94 5 33
                                    

Wydawało jej się, że może być spokojna i po pewnej części nawet tak było. Obudziła się jak zwykle o poranku, jednak ten październikowy poranek był wyjątkowo deszczowy. Wykonała poranną toaletę, nie zapominając o zejściu na śniadanie, bo mimo wszystko Mohamed nie był takim podłym człowiekiem i dawał jej jeść. Zaraz potem oczywiście zaszyła się u siebie, bo nie mogła wychodzić. To był jeden z jego zakazów, bo on wiedział, że to najbardziej na nią zadziała. Jest trochę duszą towarzystwa, a on zdawał sobie sprawę, że jeśli nie będzie miała się do kogo odezwać to to na nią zadziała rzecz jasna psychicznie. I miał racje- zadziałało. Miała już dość siedzenia sam na sam, miała dość tej monotonności, która była dzień u dnia i co noc. I tyle, co schemat powtarzał się co dzień, tak patrzenie przez okno nieco się zmieniło. Nie siedziała już tyle na parapecie, co wcześniej, nie patrzyła w dal, bo to jedynie bardziej ją dołowało. Pragnęła czuć świat, tak jak wcześniej. Chciała wyjść do ludzi, poczuć trawę pod stopami, poczuć zapach powietrza i wiatru we włosach. Ale nie mogła. Oczami wyobraźni jedynie próbowała wychwycić te szczęśliwe chwile, gdy jeszcze była na przysłowiowej wolności. Zostało to jednak przerwane cichym pukaniem do drzwi. Wiedziała, że to nie on, bo on nigdy tego nie robił. Domyślała się, że to Simon, który przyjdzie się zapytać, co i jak. Zeszła z łóżka, cicho podchodząc do drzwi, które delikatnie otworzyła. Prawda była taka, że tego dnia wyglądała nie najlepiej. W nocy nie spała zbyt dobrze, co przeszło automatycznie na jej lekko podkrążone oczy. Nie miała siły, a tym bardziej ochoty myć włosów, które tego właśnie dnia całkowicie się jej nie słuchały. Nawet jej ubiór wskazywał na to, że ma gorszą chwilę, ale Simon nie zwrócił na to szczególnej uwagi.

-Cześć- powiedziała ciszej, bo gdyby w pobliżu był Mohamed, nie skończyłoby się to zbyt dobrze.

-Cześć. Chodź na dół. Ma nam coś do obwieszczenia.

-Nawrócił się, czy to pilna służbowa sprawa?

-Po prostu chodź- posłał jej delikatny uśmiech.

Nie miała wyjścia, nie mogła się nie zgodzić. Powolnym krokiem zeszła zaraz za nim po schodach, stając obok niego na środku salonu, gdzie czekał na nich właśnie on wraz z obecnością Mike'a Wood'a. Ten oczywiście stał na baczność, nie mając za grosz uczuć w jej kierunku, obdarzył ją jedynie groźnym spojrzeniem, którego i tak się już nie bała. Przekonała się, że on jedynie jest mocny w gadce, którą miał, ale krzywdy by jej nie zrobił. Stanęła z założonymi rękoma, bo było jej wyjątkowo chłodno. Czekała aż któryś z nich zacznie mówić, bo sama nie miała ochoty zaczynać tej rozmowy.

-Przejdźmy od razu do rzeczy- rozpoczął Hadid.

-Więc słucham- spojrzała na niego.

-Nie będzie mnie tu przez najbliższy tydzień, mam konferencje i parę spraw do załatwienia w Seattle, więc pod moją nieobecność zajmować się tobą będzie Simon. Mike jedzie ze mną, jako mój ochroniarz i prawa ręka.

-W porządku, rozumiem.

-Jeśli wywiniesz jakikolwiek numer, dowiem się o tym.

-Nie dowiesz, bo nic nie wywinę. Odkąd tu jestem, gdybyś nie zauważył podporządkowuje się tobie.

-I to mnie niezmiernie cieszy wiesz, bo to tylko pokazuje, jak się boisz- powiedział sarkastycznie.

-Czy to wszystko? Bo nie ukrywam, że nie mam ochoty na pogawędki.

-Zapamiętaj tylko, że w tym domu mam oczy dookoła głowy.

-Kamery są twoimi drugimi oczami, tak wiem- wyznała.

-Znowu pyskujesz- warknął.

-Znów jesteś spostrzegawczy.

-Znów chcesz oberwać?- zgromił ją wzrokiem.

𝑶𝑫𝑵𝑨𝑳𝑬𝒁𝑰𝑶𝑵𝑨 (2)Where stories live. Discover now