ROZDZIAŁ 55

62 6 28
                                    


Po wyjściu Amelii z domu i tak nie zamierzał słuchać się jej słów, które dla niego były niczym w porównaniu z tym, co on może jej zrobić. Nienawidził, kiedy ktokolwiek robił mu pod górkę, a tym bardziej, kiedy ktokolwiek dyktował mu warunki. Wszystkie te czynniki ona spełniła w mgnieniu światła, dlatego nie zamierzał się wynosić. Mógł zrobić wszystko, mógł ją zniszczyć tak, że była by skończona w każdym możliwym mieście. Mógł ją zbluzgać wszędzie, gdzie tylko chciał. Mógł zrobić o wiele więcej, niż każdy sądził, lecz on wiedział, co zrobić, aby zabolało to zarówno ją, jak i Nialla. Oczywiście wiedział, że ona zjawi się na dniach po to, aby sprawdzić, czy on się wyniósł, czy też nie. Nie zamierzał nawet w małym stopniu tego robić. On nazywa się David Johnson i nikt nie jest w stanie mu w niczym dorównać. Stać go na wiele rzeczy i nigdy, ale to nigdy się z tym nie krył. Poza pieniędzmi, Amelią i swoim staniem kochał także swoich rodziców, do których szacunku nigdy nie zapomniał. Niestety nie przełożyło się to w uczuciach do dziewczyny. Z początku owszem, rozpieszczał ją, potrafił okazywać normalnie uczucia, jednak, gdy ujrzał, że jest ona piękną kobietą i kręci się wokół niej wiele innych facetów, jednak to wszystko się zmieniło. Był ostrzejszy, chłodniejszy, bardziej porywczy, a przede wszystkim zbyt zazdrosny. Raz kompletnie tego nie wytrzymał i kiedy wraz z Amelią mieli mieć kolejną rocznicę ich związku, po prostu ją zdradził z jej kuzynką. Usiłował zrobić wszystko, by ona mu wybaczyła z dniem, kiedy się o wszystkim dowiedziała. Wiedział, że ona i tak to zrobi, bo zbyt mocno go mimo wszystko kochała. Nie miała pojęcia, że wtedy popełniła najgorszy błąd swojego życia, bo już wtedy mogła się od niego uwolnić, a weszła w tę samą wodę kolejny raz. A on nie zamierzał się zmieniać, przynajmniej nie na lepsze. Stawał się coraz gorszy, przez co i ona musiała co chwilę zmieniać pracę. Aż w końcu trafiła do Nialla, którego on od początku nienawidził. Nawet nie popierał tego, aby ona szukała tam miejsca dla siebie. Tłumaczył jej nawet, że nie musi pracować, bo to, co on zarabia w zupełności wystarczyło by im do końca życia razem. Jednak ona zawsze była niezależna w tej kwestii. Nie chciała siedzieć w domu, siedzieć i stać w miejscu. To nie było dla niej, dlatego podjęła się sprzeciwu, który już wtedy mu się nie podobał. Wieczorem, kiedy zobaczył go pijanego, mógł dostrzec w nim te szczegóły, które mogły by się jej spodobać. Był bardziej uważny, aż w końcu przyłapał ich na tym, co zaszło kilka chwil temu.

A teraz?

Teraz tylko czekał, aż jej stopy, a raczej zapewne ich stopy postaną w tym domu i zacznie się prawdziwa wojna. Nie zamierzał być nawet w najmniejszym stopniu łagodny. To nie leżało w jego naturze ani trochę. I doczekał się tego, kiedy przez okno dojrzał czarny samochód podjeżdżający na posesję. Nie mógł zdzierżyć tego, że przyjechała nim właśnie ona. On mógłby dać jej jeszcze lepszy, gdyby tylko poprosiła.

-Pieprzony, irlandzki kutas- szepnął pod sobą.

Doglądając ich dalej, widział, jak zdecydowanie coś jej się nie podoba, kiedy podeszła do niego. Nie umiał jednak czytać z ruchu warg, więc jedynie mógł snuć domysły w swojej głowie, o co mogło pójść. Czekał na nich wytrwale, chcąc, aby oni już tu weszli, już tu stali, aby już działo się piękne przedstawienie z nim w jednej z głównych ról. Nie łudził się, że dojdzie do jego uszu dźwięk dzwonka do drzwi, bo ona przecież po części i tak wchodziła do siebie, a raczej w stu procentach. On zwyczajnie z czasem przyzwyczaił się do tego, że to on mieszka z nią, a nie ona z nim. Bo prawda jest taka, że ona ten dom kupiła za własne, ciężko zarobione pieniądze, które odkładała od bardzo, bardzo dawna. On tylko dołożył swoją cegiełkę do tego, jak wygląda w środku, nic poza tym. Usłyszał dźwięk otwieranych drzwi, mimo tego, że ona starała się otworzyć je, jak najciszej się tylko da. Wraz z nim, doskonale czuł jej strach, który tylko on umiał odczuć z dobrej odległości. Zawsze miała do niego słabość i to było jasne, jak słońce. Nie od dziś podporządkowywała mu się, więc to musiało pójść prosto. Wiedział, że są w korytarzu i zmierzają właśnie w stronę salonu, gdzie na nich czekał. Ujrzał najpierw jego ciało, za którym nieco kryło się jej drobniejsze. Mimo wszystko z siniakiem na policzku wyglądała bardzo dobrze i zupełnie mu on nie przeszkadzał. Śmiało na wejściu wyczuł, że gdyby nie Amelia i opanowanie, jakie blondyn w sobie miał, to inaczej rzucił by się na niego z pięściami i w sumie wzajemnie. Ze sztucznym śmiechem patrzył w ich stronę. Wręcz nawet można było wyczuć te kpinę. Jeżeli Amelia myślała, że on tak szybko się stąd usunie, to się grubo myliła. Nie poznała jeszcze zbyt dobrze jego drugiej strony. Ominął kanapę, stając kilka centymetrów od nich. Był niższy od Nialla, przez co musiał patrzeć w górę, ale to wcale nie oznaczało, że był słabszy. Cichy śmiech rozprzestrzenił się między nimi, a dochodził on właśnie z jego ust.

𝑶𝑫𝑵𝑨𝑳𝑬𝒁𝑰𝑶𝑵𝑨 (2)Where stories live. Discover now