7

17 2 1
                                    


– Co ci powiedział? – zapytał dociekliwie Błona.

Po zakończeniu wizyty w kościele wraz z Błoną udał się na komisariat, do archiwum. Większość drogi spędzili w ciszy. Błona nie wierzył Szademu, że o sprawie Wisielca nie ma nawet wzmianki w policyjnych aktach.

– A ty co mu powiedziałeś, Szady? – nie odpuszczał. – Wszystko?

– Ej, tak nie wolno. Tajemnica spowiedzi i tak dalej, więc przestań drążyć. – Postukał palcem w wieczko kartonu z odpowiednim rokiem. – Właśnie te akta powinniśmy przejrzeć.

– Podejrzewam, że wszystkiego nie powiedziałeś na spowiedzi, ale musiałeś sporo koloryzować, bo modliłeś się przez pół godziny. Już dawno ci wspomniałem, że powinieneś zadbać o swoją duszę. Wiesz, przebaczenie i te sprawy.

– Spadaj, sam nie jesteś lepszy.

– Ja nie pociągnąłem za spust tamtej nocy z Klucznikiem. – Błona przyjrzał się uważniej kartce wyjętej z wybranej przez niego teczki. – Patrz na to.

Szademu nie chciało się wierzyć, że na coś natrafił. Błona pokazał mu zdjęcia z wypadku samochodowego. Szady nie widział tam nic szczególnego. Pojazd wbity w drzewo, a w środku nadpalone ciało.

– Nie widzisz tego, prawda? – dopytał Błona i palcem wskazał jedno miejsce. Na szyję. Szady przybliżył do siebie zdjęcie. – Widzisz? Koleś coś ma na szyi. W raporcie od technicznego przeczytałem, że to czerwona lina. Mówi ci to coś?

Szady wyrwał mu kolejną kartkę. Przejrzał ją. Dobrał się do następnej. I następnej. Ofiara wypadku oprócz czerwonej liny wokół szyi, miała ją także splecioną wokół nadgarstków.

– Kiedy to było? – spytał Szady.

– W dziewięćdziesiątym piątym – odpowiedział Błona, opierając się o regały. – Mamy także zeznania świadków. – Przerzucił kartkę. – Jedno jest całkiem ciekawe. Niejaki Darek Głodny, opowiedział o szalonej relacji ofiary ze swoją dziewczyną. Ponoć długo mówili o wspólnym samobójstwie, żeby żyć wiecznie w innym świecie. Ponoć sama Maryja przemawiała do chłopaka. Relacja pary była toksyczna... ble, ble, ble... rodzice nie pozwalali im się spotykać. Dalej ble, ble, ble. – Odłożył kartkę i palcem śledził kolejne linijki tekstu.

– Będziemy musieli z nim porozmawiać. – Szady wrzucił teczkę do kartonu. – Lecę do Tediego, żeby zdobył mi namiar na tego typa. Powinien być w pracy.

Szady wybiegł z archiwum, zostawiając partnera z bałaganem. Pobiegł na górę do pomieszczenia przy kąciku techników. Policyjnego informatyka nie było.

Poszedł do pokoju 318 i usiadł przed swoim komputerem. Włączył go, rozsiadając się wygodniej. Okienko ładowania systemu migotało na ekranie. Zapatrzył się w nie.

Szczypanie oczu stało się uciążliwe, więc je przetarł. Szczypały jeszcze bardziej. Senność przytłaczała Szadego tak mocno, że trzeszczenie starego dysku twardego policyjnego komputera przyprawiało go o dreszcze i ból głowy. Zamknął powieki, żeby dać im chwilę odpocząć.

– Myślałeś, że się mnie pozbyłeś spowiedzią, prawda? – powrócił kobiecy szept.

Wiedziony chrobotaniem paznokci uniósł głowę. To co ujrzał sprawiło, że omal nie popuścił w spodnie. Nie siedział za biurkiem, jak to zapamiętał.

Stał na drodze rowerowej w osłonie nocy. W dłoni trzymał czerwoną linę. Przełknął ciężko ślinę, zimno opatuliło odsłonięte części ciała. Zadygotał.

Nie mógł oderwać wzroku od masywnego dębu szypułkowego. A precyzyjniej od jednej gałęzi.

Gałęzi, która mogła utrzymać ciężar jego ciała.

WisielecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz