Agresja - część trzecia

23 1 1
                                    

Kultywatorzy byli młodzi i niedoświadczeni, a mimo to, choć sprawiali wrażenie zdenerwowanych, posłusznie trwali na stanowiskach. Rozwieszali na ścianach talizmany, próbując w ten sposób ochronić dom rodziny Mo. Służący imieniem A-Tong został już wniesiony do sali. Lan Sizhui lewą ręką badał mu puls, a prawą podpierał plecy pani Mo. Zdawał sobie sprawę, że nie zdoła ocalić obydwu, więc nie potrafił ukryć rozterki, kiedy A-Tong zaczął zbierać się z podłogi.

- A-Tong, obudziłeś się! - zawołała A-Ding.

Zanim jednak uśmiech zdążył wypłynąć na jej twarz, A-Tong uniósł lewą rękę i zacisnął palce na własnym gardle.

Widząc to, Lan Sizhui uderzył go w trzy punkty akupunkturowe. Wei Wuxian wiedział, że choć uderzenia zdawały się delikatne, ręce członków rodu Lan dysponowały siłą, stanowiącą dokładne przeciwieństwo delikatności. Wystarczyło kilka takich uderzeń, aby kompletnie unieruchomić każdego człowieka, ale zdawało się, że A-Tong nawet ich nie poczuł. Palce jego lewej ręki zacisnęły się jeszcze mocniej. Twarz służącego wykrzywił ból. Lan Jingyi próbował odciągnąć jego lewą rękę, ale bez skutku, zupełnie jakby chłopak chciał rozerwać kawał żelaza. Po chwili rozległ się trzask łamanego kręgosłupa, a głowa A-Tonga zwisła bezwładnie. Skręcił sobie kark.

Udusił się dosłownie na oczach wszystkich!

- Duch! - krzyknęła A-Ding. - To niewidzialny duch. Zmusił A-Tonga, żeby się zabił!

Jej ostry, przenikliwy głos zmroził krew w żyłach wszystkim obecnym, uwierzyli jej bez wahania. Zdanie Wei Wuxiana jednak diametralnie różniło się od wniosków dziewczyny - to nie był złośliwy duch.

Przyjrzał się talizmanom, jakie wybrali młodzi kultywatorzy; wszystkie służyły odpędzaniu duchów, a Wschodnia Sala była nimi dosłownie obwieszona. Gdyby opętania naprawdę były dziełem złośliwego ducha, talizmany buchnęłyby zielonym płomieniem w chwili, w której upiór przekroczył próg. Nic takiego się jednak nie wydarzyło.

Nie można było obwiniać chłopców o to, że reagowali zbyt wolno - po prostu mieli do czynienia z wyjątkowo zaciekłym bytem. W świecie kultywatorów istniała precyzyjna definicja "krwiożerczego ducha" - musiał zabijać co najmniej jedną osobę na miesiąc, przez co najmniej trzy miesiące. Kryterium to zostało ustanowione przez samego Wei Wuxiana i prawdopodobnie stosowano je nadal. Wei Wuxian był ekspertem od podobnych przypadków, chociaż osobiście za "krwiożerczego" uważał dopiero ducha mordującego swoje ofiary co najmniej raz w tygodniu. Jednak to coś, z czym mieli teraz do czynienia, zgładziło troje ludzi tego samego dnia i to w bardzo krótkich odstępach czasu. Nawet doświadczony kultywator miałby problem z natychmiastowym znalezieniem rozwiązania, a co dopiero młodzieńcy stojący dopiero u progu kariery.

Rozmyślał nad tym, kiedy zamigotały płomyki świec. Powiał złowieszczy wiatr, a wszystkie latarnie i świece na dziedzińcu i we Wschodniej Sali pogasły.

Zewsząd rozległy się krzyki. Ludzie przepychali się, potykali o siebie nawzajem i przewracali, próbując jak najszybciej wydostać się na zewnątrz.

- Stać! - krzyknął Lan Jingyi. - Złapię każdego, kto spróbuje uciekać!

Nie zamierzał jeszcze bardziej straszyć ludzi, ale złośliwe istoty uwielbiały rozrabiać w ciemności i czerpały korzyści z zamętu. Im głośniejszy płacz, im większy chaos, tym bardziej prawdopodobne, że przywabi się coś złego. W chwilach takich jak ta, niebezpiecznie jest zostać samemu, albo poddać się nerwom. Ludzie byli jednak zbyt przerażeni, by posłuchać głosu rozsądku. Po chwili we Wschodniej Sali zapadła cisza, przerywana tylko pojedynczymi odgłosami oddechów i szlochów. Wewnątrz pozostało pewnie tylko kilka osób.

Niepowstrzymany (The Untamed) [nieoficjalne tłumaczenie powieści]Where stories live. Discover now