three - jak bardzo różni jesteśmy?

25 7 4
                                    

Chenle od zawsze źle reagował na stres.

Spędzenie większości życia w zamknięciu, bez nawet domieszki normalności, wcale nie pomagała w umiejętnym radzeniu sobie w trudnych sytuacjach.

Jeszcze za życia, stresował się każdą, nawet najdrobniejszą błahostką (może to właśnie dlatego nie zdołał przezwyciężyć choroby?). Czy to sprawdzian z matematyki, czy przeniesienie do innego szpitala, jego stan zdrowia pogarszał się.

Gdy Chenle był jeszcze dzieckiem, stres skutkował bólem głowy, brzucha lub okazjonalnie, lekkimi mdłościami. Jednak wraz z upływem lat (oraz postępem choroby), objawy zaczęły się pogarszać.

Chenle mdlał, wymiotował i bez przerwy tracił na wadze. Zasłabnięcia były stałą częścią jego życia, a niemożność przełknięcia czegokolwiek wcale nie pomagała. Każdy starał się chronić go przed niekomfortowymi sytuacjami, jednak czy możliwym jest obronienie kogoś przed samym Losem?

Gdy po raz pierwszy obudził się w tym obskurnym mieszkaniu, miał jeszcze nadzieję. Gdzieś w głębi siebie marzył o tym, że będzie szczęśliwy, że jego ciało przestanie być jego najgorszym wrogiem, że wszelkie objawy miną.

Tak się jednak nie stało, a przyczyną lęku była nie tylko nagła zmiana otoczenia, ale również jego własna śmierć.

Nie można go za to winić, prawda? Zważając na to, że za życia potrafił stracić przytomność wyłącznie przez zmianę jego lekarza prowadzącego, objawy występujące w tych dość osobliwych okolicznościach wcale nie były niespodzianką.

Na ten moment, najbardziej męcząca była blokada przed zaśnięciem.

Nie był w stanie zmrużyć oka przez nerwy. Jego umysł co chwila podstawiał mu kolejne co jeśli, a nieznośne myśli uderzały w najciemniejsze cząstki jego osobowości. Dlatego właśnie pierwszą noc spędził eksplorując zakamarki mieszkania, jednocześnie mając nadzieję, że kolejny dzień wraz z odpowiedziami na pytania, przyniesie również ulgę.

Jak to jednak mówią, nadzieja matką głupich.

Gdy słuchał opowiadań Tena, czuł gulę rosnącą w jego gardle. Czuł panikę wkradającą się w jego podświadomość, ogarniającą każdą komórkę i paraliżującą ciało. Czuł łzy cisnące mu się do oczu oraz lekkie drżenie głosu, gdy zadawał przewodnikowi pytanie.

Chenle był przerażony.

Prawda, obecność Jisunga była pokrzepiająca, jednak nastolatkowie nie znali się na tyle, by drugi mógł u jakkolwiek pomóc. Poza tym, Chenle nie potrafił mu jeszcze zaufać. Był więc skazany na radzenie sobie ze wszystkim w samotności.

Punkt kulminacyjny nastąpił, gdy Chenle zgubił się w tłumie.

Po raz pierwszy od samego początku całej tej sytuacji doświadczył tak ogromnego lęku. Otaczali go obcy ludzie, znajdował się w nieznanym mieści, był tak naprawdę kompletnie sam. Stracił kontrolę nad tym, co czuje; kamienna maska opadła. Wszystkie emocje wypłynęły na wierzch, uderzając w chłopca ze zdwojoną siłą, a on sam nie miał pojęcia co robić.

Nie wiedział czy czuje wszystko, czy też zupełnie nic.

Zawsze zamykał swoje lęki w najczarniejszych głębiach samego siebie, nie pozwalając im ujrzeć światła dziennego. Całe życie ignorował każdą skrajną emocję, kryjąc ją za maską stoicyzmu. Wierzył, że jego stan fizyczny jest wystarczającym utrapieniem, dlatego ukrywał swoje rozterki psychiczne.

Jego uczucia go przerażały, ponieważ będąc sam...

Nie musiał ich przed nikim ukrywać.

afterlife; zcl x pjsWhere stories live. Discover now