seven - podam ci dłoń, oddam swoje serce

46 3 0
                                    

Czarnowłosy siedział na łóżku wpatrując się we własne dłonie. Czuł się w pewnym sensie oderwany od rzeczywistości – słyszał głos Jisunga, jednak nie potrafił zrozumieć żadnego ze słów, jakie zostały do niego skierowane.

- Chenle? Halo, Chenle, wszystko okej?

Widział zarysy postaci o zniszczonych fioletowych włosach i czarnych ubraniach, która bez wątpienia była mu znajoma, a mimo to nie potrafił dopasować do niej imienia. Jego głowa była pusta, myśli błyskawicznie pojawiały się i znikały, nie pozwalając mu nawet na zrozumienie ich właściwego sensu.

Chenle czuł się jak kukiełka – wiecznie kierowana przez kogoś innego, tańcząca tak, jak jej zagrają, bez nawet krzty samoświadomości.

Pustka go przerażała, a zarazem koiła. W stanie, w jakim znajdował się w tamtej chwili, żaden z koszmarów rzeczywistego świata nie był w stanie go dosięgnąć. Jednak w tym samym momencie przypomniał sobie, że tak naprawdę to nie inni tworzą jego demony, a on sam.

I nagle nastała ciemność.

- Chenle!

Nie wiedział ile czasu minęło, gdy nareszcie usłyszał głos swojego przyjaciela. Sekunda? Minuta? A może godzina? Chenle czuł, jakby przed chwilą dopiero przyszedł na ten świat – na ten szalony, dezorientujący i niebezpieczny świat.

- Jisung?

- Chwała Wszechświatowi – westchnął Jisung, zabierając swoje dłonie z ramion czarnowłosego. Chenle nawet nie zauważył, kiedy one się tam znalazły – Co to miało być, co? Przez dobre cztery minuty mówiłem do ciebie, a ty nie odpowiadałeś. O co chodzi?

Przez moment Chenle zastanawiał się nad odpowiedzią, samemu do końca nie będąc pewnym, co się właściwie wydarzyło. Nie był to co prawda pierwszy raz, gdy taka sytuacja miała miejsce, nigdy jednak nie zaprzątał sobie głowy nazywaniem tego w jakikolwiek sposób ani też nie przejmował się szczególnie jej okolicznościami.

W końcu wzruszył ramionami.

- Nie wiem – odpowiedział szczerze – Czasami tak mam. Nawet za życia się to zdarzało. Po prostu wyłączam się na jakiś czas i czuję się wtedy jakbym... jakbym to nie ja sterował swoim ciałem. Ale to przechodzi, więc nie przejmuję się tym zbytnio.

Jisung spojrzał na niego, po czym westchnął ciężko.

- Skoro twierdzisz, że to nic takiego, to z pewnością tak właśnie jest. – odpowiedział – Nieważne. Pytałem, czy idziesz ze mną do miasta. Jak brzmi twoja odpowiedź?

Wyraźnie ożywiony Chenle spojrzał na niego z udawanym oburzeniem.

- Co to w ogóle za pytanie? Oczywiście, że idę! Przecież nie puściłbym cię tam samego.

Nie jestem w stanie zostać tutaj zupełnie sam pozostało niedopowiedziane.

Jisung roześmiał się drwiąco.

- I co, znowu weźmiesz nożyk do owoców, żeby mnie bronić? Nie rozśmieszaj mnie. – widząc, że starszy szykuje się do kłótni, przerwał mu – Zbieraj się. Wychodzimy za dziesięć minut.

- Dobrze, dobrze – Chenle patrzył z naburmuszeniem, jak Jisung wychodzi z pokoju – Pan Maruda i Niszczyciel Dobrej Zabawy.

- Słyszałem to! – dobiegł go głos z przedpokoju.

- Miałeś słyszeć! – odkrzyknął mu Chenle, po czym zaczął przygotowywać się do wyjścia.

Czas na wizytę w El Dorado.

***

Miasto jak zwykle było pełne kolorów, radości i wręcz boleśnie żywe – jakkolwiek ironicznie to brzmi.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Mar 29, 2022 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

afterlife; zcl x pjsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz