Prolog

1.2K 34 34
                                    

Był piękny, letni dzień. Słońce wpadało przez okna domu pod Warszawą. Od kilku dni prawdziwego domu.

Była dopiero szósta, ale Marek już otworzył oczy. Mimo kolejnej nieprzespanej nocy, obudził się z uśmiechem na ustach, a co najważniejsze, wcześniej niż Ula.

Dokładnie cztery dni temu przywiózł do domu swoje dwa największe skarby. Dokładnie cztery dni temu ten budynek na Różanej, stał się prawdziwym domem.

Ich synek jeszcze spał. Na szczęście. Marek przewrócił się na bok i oparł się na zgiętym łokciu. Przyjrzał się swojej żonie. Kobiecie, którą wybrał na towarzyszkę swojego życia. Matkę jego dziecka. Jego bratnią duszę. Uśmiech na jego twarzy automatycznie się poszerzył.

Delikatnym ruchem ręki odgarnął kosmyk włosów opadających jej na twarz. Poruszyła się, co spowodowało, że Dobrzański na chwilę wstrzymał oddech. Nie chciał jej obudzić. Wiedział jaka była wyczerpana. Był świadomy, że potrzebuje regeneracji, a sen był na to najlepszym lekarstwem.

Na szczęście tylko nerwowo się poruszyła, a on odetchnął z wyczuwalną ulgą.

Nie wiedział ile czasu minęło, gdy Ula w końcu się obudziła. On cały czas się w nią wpatrywał, upajając się tą chwilą ciszy i niczym niezmąconego spokoju.

Jeszcze chwila i będą musieli na nowo wejść w swoje nowe role. Rolę kochającej mamy i rolę kochającego taty. Jednak teraz, jeszcze przez krótki moment byli tylko kochającymi się małżonkami.

- Cześć Kochanie - szepnął, a ona odpowiedziała mu rozbrajającym uśmiechem. Złożył na jej czole delikatny pocałunek i ujął jej dłoń.

- Cześć Kochanie - odpowiedziała mu tymi samymi słowami, powodując, że przygryzł dolną wargę, żeby się nie roześmiać.

- Jak się czujesz? - spytał i zaczął zataczać na grzbiecie jej dłoni, kółka kciukiem.

- Kiedy Cię widzę... - urwała i spojrzała w jego oczy - czuję się cudownie.

Znowu miał ochotę się roześmiać. Wciąż zaskakiwała go swoją delikatnością, dziewczęcością i swoją duszą romantyczki. I choć została jego żoną, a teraz matką, on wciąż widział w niej tę dziewczynę, która zaraz po studiach trafiła do F&D. Dziewczynę błyskotliwą, jednak na której twarzy, wypływały rumieńce, za każdym razem, gdy wykonał w jej kierunku jakiś dżentelmeński gest.

- No dobrze... A kiedy mnie nie widzisz?

- To wszystko mnie boli - jęknęła. Z twarzy Marka, momentalnie zszedł uśmiech. Martwił się o nią. Najchętniej przejąłby cały jej ból na siebie.

Ula zauważyła, że Marek przypatruje się jej z troską wypisaną na twarzy i od razu pożałowała, że się przyznała do dyskomfortu - teraz znowu będzie się zamartwiał.

- Mogłam Ci nie mówić - powiedziała i przejechała dłonią po jego kilkudniowym zaroście.

- Dlaczego? Masz mi mówić wszystko, nawet nie próbuj czegoś zatajać - powiedział cicho, aczkolwiek stanowczo.

- Bo będziesz się niepotrzebnie martwił. Mówiłam Ci, że to przejściowe - powiedziała i skupiła wzrok na linii jego żuchwy, która właśnie się uwydatniła, gdyż zacisnął zęby.

- Będę się martwił, bo Cię kocham. Was. Kocham - poprawił się i rozluźnił żuchwę.

- Też Was kocham, ale nie martw się tak bardzo, bo ja zacznę się martwić o Ciebie, że zbyt mocno się martwisz i koło zatoczy okrąg, jakby to Violka powiedziała. A właśnie... Poradzą tam sobie? Na pewno nie musisz jechać?

- Spokojnie. Wszystko pod kontrolą - musnął jej usta swoimi - Niczym się nie przejmuj. Jest Sebastian. Jest Ania i Maciek, a tata też wpadnie ich skontrolować.

- Miał się nie przemęczać. Pamiętasz co mówił lekarz...

- Ciii - szepnął - Wszystko będzie dobrze. Mama nad nim czuwa.

Słowa Dobrzańskiego nie przekonały Uli, co nie uszło jego uwadze.

- Hej, co jest? - spytał i zaczął bawić się jej włosami z niesamowitą czułością.

- Nic po prostu... - spojrzała w najdalszy kąt ich sypialni.

- Po prostu...?

- Tyle osób jest zaangażowanych. Nas spotkało ogromne szczęście. Wielkie wydarzenie w naszym życiu, ale oni mają własne życia. Własne problemy. Nie powinniśmy ich tak absorbować.

- Ulka - spojrzał na nią takim wzrokiem, że była pewna, że gdyby stała kolana, by się pod nią ugięły - Gwarantuję Ci ,że oni są wniebowzięci, że w końcu mogą wyręczyć Panią Dobrzańską, dawniej Pannę Cieplak - obdarzył ją swoim najcieplejszym uśmiechem - Moją Panią Dobrzańską - szepnął do jej ucha, a ją przeszedł dreszcz.

- Marek, ale...

- Nie ma żadnego ale. Nie podoba Ci się moje towarzystwo? - powiedział udając obrażonego.

- Strasznie mi się podoba - szepnęła i rozpoczęła swoim palcem, wędrówkę po jego twarzy - Ale nie chcę sprawiać im kłopotu...

- Sebastian ciśnie ze mnie, że "ej stary", nabrało nowego znaczenia. Ania i Maciek, mimo że znają się już rok, dopiero się bliżej poznają, a wspólna praca to znakomita okazja ku temu - spojrzał na nią znacząco - A moi rodzice są wniebowzięci swoim wnukiem, więc lepiej korzystaj z czasu, że zajęci są firmą i nie zwalili się nam jeszcze na głowę - zrobił głupią minę, by ją rozweselić i odsunąć na bok wszelkie zmartwienia.

Wypuściła głośno powietrze i pokiwała głową na znak, że przyjęła do wiadomości wszystkie zapewnienia.

- Kocham Cię - powiedziała ponownie spotykając się z nim wzrokiem - i dziękuję.

- Ja też Cię kocham i dziękuję. A za co dziękujesz? - spytał przekornie.

- Za to, że jesteś. Że o mnie dbasz. Że dbasz o Kubusia. Że ze mną wytrzymujesz. Ze mną i moimi wątpliwościami.

- Fakt, wytrzymanie z Tobą to nie lada wyzwanie. Aż sam siebie podziwiam - powiedział puszczając jej oczko, a ona jedynie przewróciła oczami i delikatnie uniosła kąciki ust ku górze.

- A ty za co dziękujesz? - odbiła piłeczkę, nieco sennym głosem.

- Za najcudowniejszego synka. Za to, że dzięki Tobie zrozumiałem co to jest miłość. Za to, że mnie kochasz choć to trudne zadanie...

- Nieprawda - odparła pewnie - To przyjemne zadanie. Tyle Ci powiem.

Uśmiechnął się i pocałował ją znowu. Tym razem trochę dłużej, jednak wciąż niesamowicie subtelnie.

Chwilę ich czułości przerwał płacz małego Dobrzańskiego. Ula i Marek zareagowali śmiechem, bo właśnie uświadamiali sobie, jak niezłe wyczucie czasu ma ich syn. Ich wspólne dziecko. Ucieleśnienie ich miłości.

Pamiętając Twoje imię Where stories live. Discover now