IV

518 31 39
                                    

Marek spoglądał na Beatkę, która delikatnie głaskała Kubę po główce. Nie mógł się nadziwić ile taka dziewczynka ma w sobie czułości i troski. Nie mógł się nadziwić jak bardzo przypominała Ulę.

Wszyscy z rodu Cieplaków mieli naturalny odruch traktowania wszystkich,nawet obcych, jak rodziny. Jak dziś pamiętał, jego stres przed pierwszą, po pokazie, wizytę w Rysiowie.

Umówili się z Ulą, że zaraz po pracy pojadą do Rysiowa. Józef zaprosił ich na obiad, więc nie wypadało odmówić. Wiedział, że będzie tam również Ala i rodzeństwo Uli. Jednak w szczególności obecność tej pierwszej powodowała narastający w nim lęk.

Od rana był zdenerwowany. Wiedział, że będzie musiał przekonać do siebie i Cieplaka i Milewską. Doskonale zdawał sobie sprawę, że to oni byli największym oparciem dla Uli, gdy dowiedziała się o jego kłamstwach. Gdy poczuła się jedynie pionkiem. Zwykłą zabawką.

Siedział w konferencyjnej i wpatrywał się w jakieś dokumenty. W swojej głowie układał miliony scenariuszy, jak to wszystko będzie wyglądało. Jak go przyjmą.

Nie wiedział, czy powinien pojechać się jeszcze przebrać albo może kupić jakieś wino. Miał trzydzieści dwa lata, za sobą setki spotkań towarzyskich, a tym razem, jak na złość nie wiedział, jak ma się zachować.

Nie zauważył nawet, gdy do pomieszczenia weszła Ula i usiadła na przeciwko niego. Chwilę przypatrywała mu się, a gdy on wciąż nie reagował przykryła jego dłoń swoją.

- Co się dzieje? - spytała widocznie zatroskana. Dopiero jej głos wyrwał go z rozmyślań.

- Nic - uśmiechnął się do niej blado.

- Przecież wiesz, że możesz mi wszystko powiedzieć - uśmiechnęła się - Coś nie tak z dokumentacją?

- Nie, nie. Wszystko w porządku - odparł tym razem pewnie.

- To co się dzieje? Myślisz, że nie widziałam jak rano ręce Ci trzęsły jak wiązałeś krawat?

- Przed Tobą nic się nie ukryje, prawda? - zapytał lekko wzdychając.

- Najprawdziwsza prawda - ścisnęła jego dłoń.

- Stresuję się tym obiadem dzisiaj. Mam kupić coś? Jakieś wino? Może spróbuję upiec jakieś ciasto? Powinnienem ubrać się inaczej? - mówił z prędkością karabinu maszynowego. Ula roześmiała się cicho.

- Kochanie - wstała z krzesła i obeszła stół. Stanęła obok miejsca, które zajmował i spojrzała mu w oczy - Nic nie musisz kupować. Piec też nie musisz. Wyglądasz cudownie. Nie denerwuj się, będzie dobrze. I raczej smacznie - uśmiechnęła się szeroko, żeby dodać mu otuchy.

- Ulka ja... Po prostu się boję. Chcę wypaść jak najlepiej - powiedział lekko ściśniętym głosem.

- Marek - poluzowała węzeł krawata i jednym ruchem zdjęła go z jego szyi. Rozpięła dwa górne guziki jego koszuli - Naprawdę mój tata też wiele zrozumiał. On... Nie wiedział wszystkiego i nadal sporej części nie wie. Ale chce Cię poznać. Chce żebyśmy byli szczęśliwi. No i Beatka Cię ubóstwia, a to to Twój dodatkowy atut - roześmiała się na wspomnienie siostry, wypytującej o Dobrzańskiego - Niczym się nie przejmuj. Kocham Cię.

- Też Cię kocham - ucałował jej dłoń, którą następnie przyłożył do swojego serca - i dziękuję.

- Marek, Twój telefon - powiedziała Ala podając mu urządzenie.

Dobrzański zobaczył na wyświetlaczu nieznany numer. Chwilę się zastanawiał, ale postanowił odebrać.

- Tak słucham? - rozpoczął rozmowę - Przy telefonie. Gdzie? Mhm - zaczął nerowo krążyć po pokoju. Ala przyglądała mu się z niepokojem - Kiedy mogę przyjechać? - spytał drżącym głosem, a Milewska była już pewna, że coś jest nie tak.

Marek nie pożegnał się z policjantem, który poinformował go o znalezieniu ciała młodej kobiety. Był przerażony. Nie chciał wierzyć w to, co usłyszał. Chciał obudzić się z tego koszmaru, jaki zgotował mu los. Chciał wierzyć, że to tylko pomyłka. Jednak wszystkie znaki na niebie i ziemii wskazywały na najgorsze.

Powstrzymywał łzy. Nie chciał się rozsypać przy Alicji, a tym bardziej przy Beatce. Młoda Cieplakówna nie znała prawdy. Do jej uszu trafiła informacja, że Ula wyjechała na jakiś czas w celach podpisania bardzo ważnej umowy dla firmy.

- Co się stało? - spytała Milewska przerywając ciszę.

- Muszę pojechać coś załatwić. Zostaniesz z młodym? - spytał szybko. Nie chciał się rozkleić. Nie teraz. Nie chciał jej stresować informacją jaką otrzymał przez telefon. Jakiś wewnątrzny głos podpowiadał mu, że jeszcze nie wszystko stracone. Miał dziwne przeczucie, że jego żona,  jego Ula żyje. Nie wiedział co dyktowało mu takie myśli, ale był temu czemuś niezmiernie wdzięczny. Była to ostatnia rzecz, która trzymała go przy życiu.

- Oczywiście, ale... - nie pozwolił jej dokończyć.

- Niebawem będę - powiedział i zgarniając z komody kluczyki, ruszył do samochodu.

Wsiadł do auta i oparł głowę o kierownicę. Wypuścił głośno powietrze. Miał ochotę się rozpłakać, ale łzy jak na złość nie płynęły. Przetarł dłonią zmęczoną twarz i z niepokojem panującym w sercu, ruszył w stronę komisariatu.

Zastanawiał się, czy nie poprosić ojca albo Sebastiana, by towarzyszyli mu. Jednak zdał sobie sprawę, że towarzystwo nic mu nie da. On sam, będzie musiał zidentyfikować ofiarę. On sam będzie musiał załatwić wszystkie formalności. Będzie musiał nauczyć się żyć ze świadomością, że już nigdy jej nie zobaczy. Będzie musiał wyleczyć swoje serce z miłości i tęsknoty, która już nigdy nie zostanie zaspokojona.

Analizował. Przetwarzał. Planował.

Próbował się nastawić psychicznie. Próbował ułożyć plan tego jak się zachowa, jak zareaguje.

Jednak im dłużej o tym myślał, tym miał do siebie większy żal.

Im jego myśli coraz bardziej zbliżały się do prawdopodobnej śmierci Uli, tym bardziej On zdawał sobie sprawę, że przecież planował życie z nią. Nie bez niej.

Nastawiał się na życie z nią. Nie bez niej.

Zdawał sobie sprawę, że nie przeplanuje swojego życia z dnia na dzień. On nie chciał tego robić. Nie chciał zmieniać żadnych planów, które miały związek z Ulą. Żadnych. Nawet tych najmniejszych, z pozoru błahych spraw.

Uświadomił sobie, że jeśli jej by zabrakło, jego plany runęłyby w gruzach.

Jeśli ona nie żyła, on również stałby się martwy. I nie był pewny, czy cokolwiek zdołałoby go uratować.

Nie był pewny, czy potrafiłby być samotnym ojcem. Czy potrafiłby zapewnić bezpieczny dom Kubie.

Nie był pewny...

Był pewny, że zaczyna się nienawidzieć za te wszystkie koszmarne myśli krążące w jego głowie.

Pamiętając Twoje imię Where stories live. Discover now