II

630 33 18
                                    

Był środek nocy, a on bezustannie próbował skontaktować się z Ulą. Helena schodziła właśnie ze schodów prowadzących do sypialni jej syna i synowej, gdzie położyła spać małego Kubusia, gdy usłyszała, kolejną łamiącą serce wiadomość, zostawianą na poczcie głosowej przez jej syna.

- Ula, kochanie, daj jakiś sygnał. Napisz chociaż SMSa. Ja nie jestem zły, ja wiem, że nie miałaś czasu ostatnio dla siebie. Daj znać po prostu, że wszystko jest dobrze. Może odebrać Cię skądś? Czekam na Ciebie słońce - mówił, a po jego policzkach płynęły łzy.

Helena usiadła obok syna, a on wtulił się w nią jak małe dziecko. Przeczesała ręką jego włosy i oparła brodę o jego głowę.

- Zobaczysz, niedługo wróci - próbowała go uspokoić.

- A jak nie? A jeśli jej się coś stało? Nigdy sobie tego nie wybaczę. Nigdy - mówił zaciskając zęby. Jego ślina zaczęła gęstnieć, utrudniając jej swobodne przełykanie.

- Marek, synku - patrzyła na niego zatroskana. Sama nie rozumiała, dlaczego Uli jeszcze nie ma.

- Jadę na policję - powiedział nagle, wyrywając się z matczynego uścisku.

- Poczekaj może.. - zaczęła, ale nie przerwał jej Marek.

- Nie ma co czekać, już wystarczająco długo zwlekałem - otarł łzy gwałtownym ruchem ręki.

- Synku, pozwól mi dokończyć - Dobrzańska próbowała mówić spokojnie - Pojedź może z tatą? On i tak nie może zasnąć. Też się denerwuje. Nie chcę, żebyś jechał sam... Nie chcę, żebyś był sam...

- Lekarz zabronił się mu denerwować - odpowiedział przytomnie.

- I tak się stresuje i tak... Tak przynajmniej będzie czuł się potrzebny - mówiła nerowowo bawiąc się dłońmi.

- Podjadę po niego - powiedział - Zostaniesz z małym? Ja.. ja nie wiem..

Helena pokiwała głową na znak, że wszystkim się zajmie.

- Jedź ostrożnie i wróćcie w trójkę, synku - powiedziała, a on udał się w stronę wyjścia, starając się jak najlepiej ukryć napływające do oczu łzy.

Dobrzańska odprowadziła go wzrokiem. Miała nadzieję, że to wszystko okaże się tylko nocnym koszmarem. Nie wiedząc co ze sobą zrobić, udała się do kuchni, by zaparzyć sobie kawę. Wiedziała, że przed nimi długa noc.

***

Senior przypatrywał się swoimi jedynakowi, który prowadził auto. Nie miał pojęcia co mogło się wydarzyć z Ulą.

- Jak Kuba? - spytał Krzysztof, by przełamać panującą ciszę.

- Mama go uśpiła - odpowiedział ledwo słyszalnie, próbując znowu się nie rozkleić.

Krzysztof nie spuszczał z niego wzroku. Wiedział, że junior walczy z całych sił, by nie uronić ani jednej łzy.

- Marek, będzie dobrze. Wszystko się wyjaśni - mężczyzna pokiwał głową na znak wdzięczności, jednak w jego głowie kłębiły się najczarniejsze scenariusze.

Zajechali pod komisariat. Dobrzański nie czekając na ojca wbiegł do budynku.

- Chciałbym zgłosić zaginięcie mojej żony - powiedział lekko zdyszany.

Policjant zmierzył go wzrokiem i od niechcenia otworzył jakiś plik w komputerze.

- Pana godność? - spytał przeciągle, żując głośno gumę.

- Dobrzański, Marek Dobrzański.

W tym momencie dołączył do nich Krzysztof. Policjant tylko na niego zerknął znad klawiatury, ale nic nie powiedział.

- Godność Pana żony?

- Ula Dobrzańska, Urszula - poprawił się Marek.

- No dobrze, zatem co się stało?

- Moja żona nie wróciła na noc do domu. Nie ma z nią żadnego kontaktu. Nie ma jej u znajomych. Nie odbiera telefonów, nie odpisuje na SMSy, nic.

- Może kantem pana puściła - roześmiał się policjant, jednak ani Markowi, ani Krzysztofowi nie było do śmiechu.

- Słucham? - spytał Marek niedowierzając w to, co przed chwilą usłyszał - Jak Pan śmie... - wysyczał, a ojciec położył rękę na jego ramieniu, by go uspokoić. Wiedział, że krzykiem i groźbami niczego nie zdziałają.

- Ehem - odchrząknął policjant, który zdał sobie sprawę z głupoty jakiej palnął  - Kiedy ostatni raz widziana była Pana żona lub był z nią kontakt?

- Koło jedenastej wyszła z domu. Poprosiła moją mamę, żeby została z naszym synkiem w domu. Miała do załatwienia jakąś sprawę na mieście.

- Proszę wrócić jutro - powiedział policjant, zanim cokolwiek zapisał w notatce.

- Jak to jutro?! - zdziwili się ojciec z synem.

- Proszę panów, takie są procedury. Musi minąć czterdziecha osiem godzin od rzekomego zaginięcia. Jak mniemam Pani Dobrzańska jest pełnoletnia, zatem nie Możemy podjąć jeszcze żadnych działań.

Markowi zrobiło się słabo. Osunął się po ścianie i usiadł na podłodze chowając twarz w dłoniach.

"Zrobię wszystko, żeby Twoje oczy zawsze tak błyszczały. Nie pozwolę Cię nikomu skrzywdzić." - przypomniała mu się jedna z obietnic jakie złożył Uli.

Zastanawiał się, czy właśnie łamał obietnica po obietnicy, nie wiedząc, gdzie ona się podziewa i nie mogąc jej ochronić.

Nie dochodziła do niego wymiana zdań między jego ojcem a policjantem. Nie potrafił rozróżnić słów. Słyszał w głowie krzyk. Kobiecy krzyk, wypełniony bólem i cierpieniem.

Złapał się za głowę. Nie chciał tego słyszeć. Nie chciał, by był to krzyk Uli. Nie potrafił znieść myśli, że jego żona, może znajdować sie w jakimś niebezpieczeństwie.

Z tego transu wyjęła go dopiero ciepła dłoń ojca na ramieniu. Senior Dobrzański ukucnął obok syna i wycisnął na jego czole pocałunek. Był to gest z lekka zaborczy, jednak przepełniony ojcowską miłością i troską.

- Nie możesz się teraz załamać - powiedział chwytając twarz syna w dłonie i spoglądając w jego zmęczone, smutne oczy.

- Ale co ja mam zrobić? - wychrypiał Marek.

- Syn mojego przyjaciela jest tu komendantem. Już tu jedzie. Musimy jeszcze tylko trochę poczekać - powiedział i wstał.

W ślad za nim wstał Marek. Wyglądał jakby miał się zaraz rozsypać. Świadomość, a raczej jej brak, o tym gdzie może być teraz Ula, przyprawiała go o mdłości.

Krzysztof objął go i poklepał po plecach.

- Nie zostawimy Cię samego. Nie jesteś sam, Marku. Pamiętaj o tym. Wszystko się wyjaśni - próbował go zapewnić senior.

Jednak Marek nie czuł się spokojny. Z minuty na minutę, jego niepokój wzrastał. Każdy kolejny kwadrans bez żadnego znaku od Uli, powodował poczucie bezsilności. Czuł się bezradny.

Próbował myśleć o tym, jakby Ula postąpiła na jego miejscu. Co by zrobiła? Czy czekałaby tylko na jakiegoś policjanta, a może poszłaby do lasu z latarką i zaczęła go szukać?

Był jeszcze Kuba. Ich ukochany, wyczekany synek. Co z nim? Czy poczuje, że mamy nie ma obok? Czy przestanie płakać, nie czując matczynego ciepła?

W jego głowie zrodziło się mnóstwo pytań, jednak na żadne z nich, nie chciał znać odpowiedzi. Chciał się obudzić z tego koszmaru

"Znajdę Cię. Obiecuję kochanie, że Cię znajdę. Nawet jeśli Ty nie chcesz, żebym Cię znalazł, to ja znajdę Cię, żeby upewnić się, że jesteś cała i zdrowa..."

Przy papierowym kubeczku, wypełnionym gorącą kawą z automatu, senior i junior czekali na komendanta. Mieli nadzieję, że zaczną szukać kobiety. Marek miał nadzieję, że zaraz jego żona do niego zadzwoni z przeprosinami, że się nie odzywała, a on zacznie się śmiać i z uśmiechem na ustach ruszy do samochodu, by podjechać we wskazane przez nią miejsce.

Jednak mijały kolejne minuty, a jego telefon milczał...

Pamiętając Twoje imię Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz