VIII

693 32 25
                                    

Oparta o jego tors ponownie przysnęła. Wyczerpana wydarzeniami ostatnich dni jak i opowieścią nadrabiała czas, gdy nie mogła spać. Gdy spać się bała. Bawił się jej włosami, owijając pojedyncze pasma wokół swoich palców. Nasłuchiwał jej miarowego oddechu.

Po chwili zaczął dzwonić jego telefon. Chciał jak najdelikatniej uwolnić się z uścisku Uli, by jej nie obudzić, jednak gdy wychylił się już w stronę telefonu, Ula spojrzała na niego zaspanym wzrokiem.

- Kto dzwoni? - spytała przecierając oczy. Marek spojrzał na wyświetlacz telefonu.

- Z policji - spojrzał na nią niepewnym wzrokiem - Pewnie chodzi o zeznania.

- Odbierz - powiedziała z trudem. Wiedziała, że jeszcze raz będzie musiała zmierzyć się z tymi wydarzeniami, jednak nie sądziła, że nastąpi to tak szybko.

Marek zerknął na nią raz jeszcze, po czym wcisnął zieloną słuchawkę.

- Marek Dobrzański, słucham? Tak, domyślam się. Rozumiem. Czy będzie potrzebny adwokat? Jasne, świetnie. Czyli tylko zeznania i nic więcej? Wie Pan... - zaczął wstając z sofy i wychodząc na taras - Żona bardzo to przeżywa. A ja z nią. Bardzo odbiło się to na jej psychice - mówił ściszonym głosem - Chciałbym, żeby jak najszybciej mogła się od tego odciąć. Rozumie Pan? To bardzo się cieszę. Oczywiście przyjedziemy dzisiaj. Dziękuję. Do zobaczenia - zakończył rozmowę i wrócił z powrotem do salonu.

- Czego chcieli - spytała Ula, by upewnić się w swoich przypuszczeniach.

- Mamy dzisiaj przyjechać, złożyć zeznania i dadzą nam już święty spokój - powiedział ponownie obok niej siadając.

- Mamy? - nie była pewna czy się przesłyszała czy nie.

- No mamy. Myślałaś, że zostawię Cię z tym samą? - spytał. A ona uśmiechnęła się ze łzami w oczach.

- Dziękuję - powiedziała ledwo słyszalnie i zarzuciła mu ręce na szyję, mocno się do niego przytulając. Swój wzrok mimowolnie skierowała na stół na, którym stały zeschnięte już kwiaty - Czemu nie wyrzuciłeś tych kwiatów? - spytała odrywając się od niego i pociągając nosem.

Marek nie zrozumiał o jakie kwiaty jej chodzi. Ula ruchem głowy wskazała mu obiekt, o którym mówiła.

- Aaa... Te... - zamyślił się. Przez to wszystko kompletnie o nich zapomniał. Przecież Ula się znalazła, a one miały czekać na jej powrót. Ula swoim spojrzeniem zadała mu nieme pytanie.

- Pamiętasz tamtego dnia miałem wieczorem wrócić z delegacji - Ula skinęła głową - Udało mi się wyrwać i już rano wyjechałem. Nie dzwoniłem, bo chciałem zrobić Ci niespodziankę. Koło południa byłem już w Warszawie, dlatego podjechałem po Twoje ulubione kwiaty - w jej oczach gromadziło sie coraz więcej łez - Czekały na Ciebie. Nie chciałem ich wyrzucić póki się nie odnajdziesz - chwycił w swoje dłonie jej twarz i kciukami starł wypływające spod jej powiek łzy - A Ty już jesteś ze mną, więc kwiaty mogę wyrzucić - szepnął i uśmiechnął się do niej.

- Kocham Cię - powiedziała - Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo, Marku Dobrzański - ujął jej dłoń i złożył na niej delikatny pocałunek.

- Kocham Cię i jestem niesamowicie szczęśliwy, że jesteś bezpieczna, w domu - pocałowała go w policzek, a on odwdzięczył się pokazując swoje dołeczki - Zadzwonię do rodziców, czy przyjadą do małego. A może na wieczór zaprosimy też Józefa, Alę, Jaśka i Beatkę? Masz siłę? - dodał po chwili.

- Dzięki Tobie tak - powiedziała szczerze.

Helena i Krzysztof po telefonie Marka, bardzo szybko przyjechali na Różaną. Bardzo chętnie opiekowali się swoim wnukiem, a świadomość, że mogą chociaż trochę pomóc młodym, dodatkowo napawała ich optymizmem.

W czasie zeznań na policji Ula kurczowo trzymała się Marka. Ani na chwilę nie puściła jego ręki, gdy na nowo musiała opowiadać o minionych wydarzeniach. Był jej podporą, jej kołem ratunkiem. Przy nim czuła się bezpieczna. Przy nim wiedziała, że nic jej nie grozi. Wciąż z tyłu głowy miała wyznanie dotyczące uschniętych kwiatów. I wciąż nie mogła uwierzyć, że jej Marek tak bardzo ją kocha. Że Marek Dobrzański jest jej mężem, dzięki któremu w końcu czuła się kochana.

- Zaraz przyjadę - powiedział Marek wjeżdżając na podjazd ich domu.

- A gdzie jedziesz? - zdenerwowała się.

- Muszę coś załatwić, a przy okazji kupię jakieś dobre wino i coś do jedzenia. Nie mamy nic w domu, a Rysiowo też zaraz będzie - Ula spojrzała na niego niepewnym wzrokiem - Heeeej - chwycił jej dłoń - Nie denerwuj się. Zaraz będę z powrotem. Będę uważał na siebie - powiedział wypowiadając na głos to, o czym akurat myślała.

- Uważaj na siebie - poprosiła tym razem na głos i opuściła auto. Odprowadził ją wzrokiem, a następnie ruszył w kierunku najbliższego sklepu.

- Wróciłam - powiedziała Ula od progu. Zobaczyła w salonie teścia, który trzymał na kolanach jej synka.

- Witam moją piękną synową - uśmiechnął się serdecznie Dobrzański, a Ula zarumieniła się słysząc komplement.

- A gdzie mama? - spytała się.

- Tu jestem - powiedziała wychylając się z kuchni - Właśnie wyjmuję zapiekankę z piekarnika.

- Mamo... Ale nie trzeba było. Marek właśnie pojechał do sklepu.

- Aj tam nie trzeba było. Właśnie, że trzeba było! W końcu mam dla kogo gotować - roześmiała się serdecznie, a Ula spojrzała na nią z wdzięcznością.

- To ja zrobię chociaż jakąś sałatkę - powiedziała Ula i dołączyła do teściowej w kuchni. Obie Dobrzańskie świetnie bawiły się wspólnie gotując. Ula w końcu chociaż na chwilę zapomniała o demonach, z którymi przyjdzie jej się jeszcze zmierzyć.

Chwilę później przyjechała Ala z Józefem, Beatką i Jaśkiem. Rodzeństwo Uli od razu przejęło kontrolę nad siostrzeńcem, dając seniorowi Dobrzańskiemu chwilę wytchnienia.

- Tak bardzo się martwiliśmy - powiedział Józef przytulając córkę, a kobieta odwzajemniła uścisk. Tak bardzo cieszyła się, że jest w domu. Że cała jej rodzina jest bezpieczną. I że są razem. Wszyscy razem... No prawie wszyscy...

- A gdzie Marek? - spytała zdenerwowanym głosem Ula, odrywając się od ojca. Podeszła do kuchennego okna i dopiero wtedy odetchnęła z ulgą widząc, czarne auto na podjeździe.

- Wszyscy już są? - usłyszała głos męża i natychmiast odwróciła się w jego stronę. Stał na wejściu do kuchni z ogromnym bukietem róż.

- Teraz już tak - powiedziała uśmiechnięta Ula. Dobrzański podszedł do niej i wręczył jej kwiaty. Obdarował ją soczystym buziakiem.

Ula dostrzegła w bukiecie bilecik:

"Gdybym miał wypowiedzieć swoje największe marzenie, bez wahania wypowiedziałbym Twoje imię".

W końcu wszystko zaczęło wracać na swoje miejsce. Przynajmniej cała rodzina znalazła się tam, gdzie powinna. W domu.

KONIEC!

Dziękuję Wam za śledzenie tej historii:) Mam nadzieję, że dostarczyła Wam wzruszeń i emocji.

Jednocześnie zapraszam Was na kolejną historię. Pierwszy rozdział opublikuję już dziś <3 "Ostatni tydzień" , ale obiecuję, że nie ostatni rozdział:)

Pamiętając Twoje imię Tahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon