III

690 31 41
                                    

Mijał dzień za dniem, a policja nie miała żadnych dobrych wiadomości. Zresztą tych złych też nie mieli. Akurat za to Marek dziękował Bogu.

Dobrzański był jak duch. Snuł się po domu bez chęci do życia. Nie miał siły, by udawać, że wszystko jest dobrze. Z chwilą zniknięcia Uli skończyło się dla niego życie. Gdyby nie Kuba i świadomość, że ma jeszcze dla kogo żyć... niewiadomo, czy jego ostatnia kąpiel w lodowatej wodzie skończyłaby się tak samo.

Czuł wstyd, gdy dzwonił do swojego teścia z informacją o zniknięciu Uli. Czuł wstyd, bo sądził, że zawalił na całej linii.  Przecież obiecał, że będzie ją chronił. Obiecał jej, sobie i jej ojcu. Obiecał i obietnicy nie dotrzymał.

Rysiowo również rozpoczęło poszukiwania, jednak i one nie przynosiły żadnych efektów. Policja kazała czekać. Jednak nikt z bliskich Uli, nie wiedział na co mają czekać tak naprawdę.

Na telefon z prośbą, by przyjechać i zidentyfikować zwłoki czy może na cud? Jakikolwiek cud.

Marek zdecydowanie czekał na cud, ale jego nadzieja z dnia na dzień gasła.

Bał się, że niedługo otrzyma telefon, po którym już kompletnie się załamie. Starał się o tym nie myśleć zbyt często, lecz czarne myśli dopadały go w każdej zajętej i wolnej chwili.

Gdy nie był w stanie wstać z łóżka, ubrać się i pójść do pracy, Krzysztof podjął decyzję, że na jakiś czas osobiście przejmie stery w F&D. Nie mógł patrzeć na cierpienie swojego syna. Marek nie miał siły protestować przeciwko decyzji ojca.

○○○

Helena spoglądała na syna, który w końcu zasnął. Wiedziała, że ten stan nie potrwa zbyt długo. Przeczuwała, że znowu drzemka skończy się jak każda poprzednia na przestrzeni ostatnich dni.

Krzyk. Całe ciało oblepione potem. Przyśpieszony oddech. Tak kończyła się każda próba odpoczynku przez Dobrzańskiego. Nawet tabletki przepisane przez lekarza na prośbę Heleny nie przynosiły żadnego ukojenia.

Kubuś spał na dostawce obok swojego taty. Marek pilnował go jak oka w głowie, jakby bał się, że również jego syn może zniknąć. Na szczęście nie było to obsesyjne zachowanie. Pilnował go, ale pozwalał też robić to innym.

Kubuś. Ich ukochany synuś.Cząstka Uli. Jedyny namacalny ślad po jego żonie.

Helena postanowiła wykorzystać chwilę, by posprzątać trochę w salonie. Pierwsze co rzuciło się jej oczy to kwiaty w wazonie, których dni świetności już zdecydowanie minęły.

Gdy już miała wyrzucić je do śmietnika, zmaterializował się za nią Marek.

- A Wy nie śpicie? - spytała go matka, wciąż trzymając w ręce bukiet kwiatów.

- Młody śpi, a ja... Ja nie mogłem - powiedział, a po chwili spytał - Co robisz z tymi kwiatami?

Ton jego głosu nie był miły. Był ostry, nieznoszący sprzeciwu i dyskusji.

- Chciałam trochę tu posprzątać - odpowiedziała spokojnie.

Marek bez słowa wyjął z jej ręki kwiaty i po wymienieniu wody w wazonie, ponownie je tam włożył.

- Nie wyrzucaj ich. Są dla Uli. Jeśli je wyrzucę to będzie znak, że nie czekam już na nią. Póki ten bukiet jeszcze stoi. Póki nie opadną z niego wszystkie liście i płatki kwiatów, wierzę że wróci. Jeszcze jest czas. Jeszcze go mamy. Ona nie mogła mnie tak zostawić. Mnie i Kuby.

- Oh synku - przygarnęła go do siebie, gdy ujrzała, że w jego oczach znowu zbierają się łzy.

- Tak bardzo chciałbym się znowu obudzić obok niej. Chwycić za rękę. Pocałować. Tak bardzo chciałbym, by była obok mnie. Ona umie mi doradzić. Ona potrafi pocieszyć jak nikt inny.

- Mam się poczuć urażona? - próbowała zażartować Dobrzańska, choć i jej oczy stały się szkliste.

- Przemilczmy tę kwestię - powiedział delikatnie unosząc lewy kącik ust i pociągając nosem.

○○○

Mam wrażenie, że każde zapewnienie, że "wszystko będzie dobrze" to tylko naklejanie plastra na głębokie rozcięcie. Krew nie krzepnie. Leci dalej. Ja, nie zdrowieję, a jedynie czynię tego pozory.

I tak powoli się wykrwawiam. Z tęsknoty za Tobą. Wykrawawiam się z troski, strachu i bezsilności. Nie potrafię tego zatrzymać. Tylko Ty mogłabyś to zrobić.

Im więcej tracę krwi, tym szybciej tracę czujność. Wszystko zaczyna mnie omijać, bo nie mam siły. Wszystko dzieje się poza mną. Nie mam już nad niczym kontroli. Jestem wyczerpany. I tylko Ty mogłabyś mnie uratować.

Tylko Ty możesz mi pomóc, ale nie wiem gdzie jesteś. Nie wiem jak Cię znaleźć. Dlatego powoli umieram. Wbrew pozorom umieram. Wbrew pozorom, że zdrowieję. Umieram. Bez Ciebie.

○○○

Helena z pewną obawą w sercu pojechała do fundacji, załatwić kilka spraw. Nie chciała zostawiać Marka samego, dlatego zadzwoniła do Rysiowa, by ktoś przyjechał mu potowarzyszyć.

Po około dwudziestu minutach od wyjazdu matki Marka, ktoś zapukał do drzwi. W sercu mężczyzny wybuchła nadzieja, przygaszona myślą, że to tylko matka, która zapomniała czegoś ważnego.

Gdy otworzył drzwi zobaczył Beatkę, która momentalnie się do niego przytuliła i Alę, która obdarzyła go ciepłym uśmiechem. Był zaskoczony ich widokiem. Nie spodziewał się, że go odwiedzą.

Zorientował się, że to zapewne jego matka zorganizowała mu towarzystwo na czas jej nieobecności. Był jej wdzięczny. Nie chciał być sam, a zmiana towarzysta również mogła okazać się terapeutyczna.

- Nie spodziewałem się Was - posłał im blady uśmiech, zamykając za nimi drzwi.

- Bo niespodzianki są niespodziewane- powiedziała rezolutnie dziewczynka. Marek zaśmiał się pod nosem. Kto jak kto, ale Beatka zawsze potrafiła znaleźć trafną ripostę.

- Kawy, herbaty? - spytał kierując się do kuchni.

- Soku! - wykrzyknęła mała Cieplak - A gdzie Kuba?

- Śpi na górze, zaraz możemy do niego pójść jak chcesz to sprawdzimy, czy jeszcze ma drzemkę. Pomożesz mi go później nakarmić?

- A mogę? - spytała z nadzieją w głosie. Kątem oka patrzyła na reakcję Ali, która skinieniem głowy i uśmiechem rozwiała jej wątpliwości.

- Jasne, że tak. Dla Ciebie herbata?

- Poproszę - powiedziała Milewska, robiąc miejsce na sofie dla Beatki, która właśnie zmierzała ku niej ze szklanką soku, wręczoną jej przez Marka.

- A Józef został sam? - spytał zmartwiony Dobrzański - Nie powinien być sam.

- Spokojnie, Jasiek jest w domu. Znając życie niebawem Dąbrowska zaszczyci go swoim towarzystwem. A ty zapewne będziesz głównym tematem tego spotkania.

- Ja? - w jego oczach pojawiło się autentyczne zdziwienie.

- Ty, Ty. Będzie się zachwycała, jaki to jesteś przystojny i przedsiębiorczy. A gdyby jej Bartuś, nie poświęcił się dla niej... - zaczęła naśladować głos sąsiadki,   co spotkało się ze śmiechem Beatki i lekkim rozbawieniem Marka.

Ala nie pytała go jak się czuje. Wiedziała, że jest to jedno z głupszych pytań jakie mogłaby zadać. Nie czuł się na pewno lepiej niż ona, czy Józef. Znając wrażliwość Marka, czuł się z nich wszystkich najgorzej. Z dnia na dzień jego życie się zmieniło. Przecież to on funkcjonował z Ulą na codzień. Mieszkał, pracował, jadł.

I tak z dnia na dzień jego rzeczywistość brutalnie się zmieniła. I nie było pewności, że jeszcze kiedyś przybierze dawny kształt...

Pamiętając Twoje imię Where stories live. Discover now