V

624 34 46
                                    

Dojechał na miejsce. Z całych sił powstrzymywał napływające do oczu łzy.

Wszedł do budynku, gdzie zaraz miało się okazać, co dalej z jego życiem. Co z życiem Kuby. Co z życiem ich rodziny.

Trzęsącą dłoń zacisnął na klamce. Wziął głęboki wdech, który miał nadzieję, że pomoże mu opanować buzujące w nim emocje. Jednak nic takiego się nie stało.

Wszedł do pomieszczenia, które rozświetlała jedynie lampka stojąca na biurku policjanta. Mężczyzna w mundurze spojrzał na Marka znad dokumentów. Przyglądał mu się chwilę w ciszy. Na jego twarzy malowało się współczucie, co sprawiło, że serce podeszło Markowi do gardła.

- Pan Dobrzański? - spytał policjant, wstając z krzesła i podając Markowi dłoń.

- Tak, dzwoniono do mnie... - zaczął, ściskając dłoń mężczyzny na przeciwko niego, jednak nie było dane mu dokończyć.

- Lepiej, żeby Pan usiadł - powiedział policjant wskazując krzesło stojące pod ścianą.

- Nie chcę siadać. Chcę się dowiedzieć, gdzie jest moja żona - mówił ściśniętym głosem. Policjant zmierzył go wzrokiem, jakby oceniając ile ten młody mężczyzna, jest jeszcze w stanie znieść złych wieści.

- Znaleziono ciało kobiety, która pasuje do opisu zaginionej - Markowi momentalnie zrobiło się słabo. Żałował, że od razu nie posłuchał swojego rozmówcy i nie usiadł na krześle. Nie tak to sobie wyobrażał. Próbował się nastawić całą drogę na najgorsze, jednak to co teraz usłyszał ścięło go z nóg. Nie mógł oddychać. Czuł,  że się dusi. Czuł, że to pomieszczenie jest za małe, że brakuje tlenu.

Policjant momentalnie podbiegł do okna i otworzył je na oścież, pozwalając, by w pomieszczeniu pojawiło się trochę świeżego powietrza. Podał Markowi kubek z chłodną wodą. Dobrzański wypił całą zawartość za jednym zamachem.

- Mogę kontynuować czy woli Pan... Czy woli Pan chwilę odetchnąć? - spytał mundurowy.

- Niech mówi Pan dalej - powiedział Marek ledwo słyszalnie.

- Kobieta miała oszpeconą twarz, jednak leżały przy niej dokumenty. Co prawda zdjęcia w dokumentach były wycięte lub zamazane, ale imię i nazwisko zgadzają się z tymi podanymi na komisariacie w dniu zaginięcia.

Świat się kurczył, a Marek nie był w stanie nic z tym zrobić. Żałował, że nie zadzwonił do Sebastiana. Żałował, że nie powiedział nikomu, gdzie jedzie i po co.

- Jednak... - kontynuował policjant - kilkaset metrów dalej znaleziono drugą, pobitą kobietę... - Marek momentalnie na niego spojrzał. W jego sercu na nowo pojawiła się nadzieja - Nie miała przy sobie dokumentów i nie chce z nikim rozmawiać przez co nie możemy ustalić jej tożsamości.

- A zdjęcie? Dałem wam zdjęcie - powiedział szybko Marek.

- Nie możemy ufać takim rozwiązaniom w stu procentach. Będę musiał prosić Pana... Wiem, że to dla Pana może być trudne...

- Mogę porozmawiać z tą kobietą? - spytał Dobrzański. Czuł. Wiedział, że to jego Ula. Serce mu tak podpowiadało. Chyba nie mógł się tak cholernie mylić,  prawda? Przecież gdyby ona... No gdyby ona nie żyła, on by poczuł, czyż nie?

- Naturalnie - powiedział i gestem ręki wskazał drzwi prowadzące na korytarz.

Marek podążył za policjantem. Nerowowo zacisnął pięści. Modlił się, by tą kobietą okazała się Ula. Jego Ula. Uznałby to za największy dar od losu.

Policjant zapukał do drzwi. Po chwili otworzyła mu je niska blondynka. Pokręciła głową z rezygnacją i wyszła z pomieszczenia. Marek próbował dojrzeć przez ramię policjanta, jak wygląda znaleziona kobieta, niestety policjant przewyższał go wzrostem.

- Jest ktoś, kto chciałby z Panią porozmawiać - powiedział policjant i odsunął się na bok tak, by zrobić Markowi przejście.

Czas na moment się zatrzymał.

Kobieta owinięta w grube, szare koce, trzymająca kubek z parującym naparem spojrzała w stronę drzwi.

Spotkały się ich oczy. Zmęczone. Wyczerpane. Opuchnięte od łez.

Ich oczy na nowo wypełniły się łzami. Dwa oddechy później Marek był przy niej. Przy Uli. Z zamkniętymi oczami, wiedziałby, że to ona. Przeczucie go nie myliło. Jego serce go nie zmyliło. Wiedział, czuł to, że ona żyje.

Odłożyła kubek na stolik i niewiele myśląc wtuliła się w bok ukochanego. Rozpłakała się z bezsilności i bólu. Nie sądziła, że jej historii będzie miała szansę szczęśliwie się zakończyć. Nie miała żadnej nadziei. Nie wierzyła, że wyjdzie z tej historii cało.

Wsunął nos w jej włosy i mocno ją do siebie przytulił. Zataczał kręgi na jej plecach, by uspokoić ją chociaż trochę. Jego mała dziewczynka. Jego promyk szczęścia. W końcu się odnalazła. I żyje. Nie miał zamiaru wypuszczać jej z rąk.

- Marek - szlochała, wypowiadając raz po raz jego imię - Tak się bałam.

- Ciii - szeptał - Jestem przy Tobie. Wszystko będzie dobrze. Tak strasznie się martwiłem, tak cholernie się bałem - po jego twarzy spłynęła pojedyncza łza.

- Bałam się - mówiła przez łzy - Bałam się, że już nigdy Cię nie zobaczę, że już nigdy nie powiem Ci jak bardzo Cię kocham. Bałam się, że już nigdy nie przytulę Kubusia, że zostawię Was samych.

Pocałował ją w czubek głowy i nachylił się do jej ucha.

- Kocham Cię słoneczko. Już, cichutko. Zaraz zabiorę Cię do domu. Tęskniłem za Tobą, Kuba też. Wszystko się ułoży, zobaczysz - na potwierdzenie swoich słów złożył na jej czole subtelny pocałunek.

- Ehem - odchrząknął policjant, który wciąż stał na korytarzu i przez cały czas przypatrywał się tej scenie - Nie chciałbym państwu przeszkadzać, ale musimy dopełnić chociaż wstępnych formalności.

Marek spojrzał z troską na Ulę, a następnie swój pełen irytacji wzrok przeniósł na mundurowego.

- Czy to konieczne? - spytał ostro Marek, który w duchu wiedział, że to wszystko nie będzie takie łatwe jakby się wydawało.

- Proszę chociaż podpisać dokumenty i stwierdzić, że znalezione dokumenty są Pani. Nie chciała Pani rozmawiać z nami wcześniej, więc...

Ula spuściła głowę. Głupio było jej się przyznać, że tak naprawdę bała się zaufać kolejnej, obcej osobie. Dopiero, gdy zobaczyła swojego Marka, poczuła się bezpiecznie. Dopiero wtedy poczuła, że jest w domu, że nic już jej nie grozi.

Marek zauważył jej zwątpienie, dlatego przygarnął ją jeszcze bliżej swojego boku i pocałował w skroń, mówiąc przez to, że jest obok niej. Że już jest bezpieczna. Że nic jej nie grozi.

- Zatem zapraszam za mną, na składanie zeznań umówimy się na inny dzień, kiedy będzie Pani gotowa - powiedział policjant nie zauważając sprzeciwu Dobrzańskich.

- Będziesz przy mnie? - spytała Ula z dozą niepewności.

- Zawsze i wszędzie - powiedział spoglądając w jej błękitne oczy, za których widokiem tak bardzo tęsknił. Objął ją w talii i poprowadził w ślad za policjantem.

Pamiętając Twoje imię Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz