VII

614 26 60
                                    

Obudziła się zlana potem. Przyśpieszony oddech i lepka skóra, to wszystko co zostało po koszmarze, który się jej przyśnił.

Marek poczuł, że Ula się obudziła, dlatego po omacku poszukał włącznika od lampki stojącej na szafce nocnej i zapalił światło.

Zobaczył Ulę wspartą na łokciach. Po jej twarzy powoli spływały pojedyncze łzy. Przestraszył się. W przeciwieństwie do niej, on spał spokojnie. Pierwszy raz od kilku dni zasnął nie tylko z wycieńczenia, a po prostu z czystej potrzeby. Z pewnością, że Ula jest bezpieczna. Pierwszy raz od kilku dni nie zrywał się budzony czarną wizją dotyczącą Uli. A ona... Była przerażona.

Dotknął jej ramienia, a ona gwałtownie obróciła się w jego stronę. Próbowała się uspokoić, ale nie potrafiła. Nawet we śnie nawiedzał ją mężczyzna w czarnej kominiarce. Nawet we śnie słyszała jego podniesiony głos.

- Ulka, hej - ścisnął delikatnie jej ramię. Wpatrywała się w niego szeroko otwartymi oczami - Kochanie - przytulił ją mocno do swojej piersi - Jestem tutaj.

Jego koszulka pochłaniała jej łzy. Głaskał ją kojąco po plecach. Pragnął zabrać od niej cały ten ból i strach. Cała się trzęsła przez co on silniej ją obejmował. Bolało go serce na samą myśl o tym przez co mogła przejść. Dzisiaj miała mu wszystko powiedzieć... Tak bardzo bał się tego co usłyszy. Miał do siebie wyrzuty, że jej nie ochronił. Był pewien, że po wysłuchaniu Uli, te wyrzuty jeszcze bardziej go przygniotą.

- Ulcia - szeptał tuż przy jej uchu - Moje kochanie. Nie płacz, już cichutko - zacisnęła dłonie na jego koszulce i położyła głowę na jego barku.

- Boję się - wychrypiała, a on poczuł jak jego serce się łamie na dźwięk jej przerażonego głosu - Tak bardzo się boję. Boję się, że to się znowu powtórzy. A ja nie chcę się bać. Chcę być blisko Ciebie i Kuby. Chcę być przy Was.

Delikatnie zdjął jej głowę ze swojego ramienia tak, by móc spojrzeć w jej oczy. Te smutne, zapłakane, pełne strachu oczy.

- Nikt Cię nie skrzywdzi, obiecuję Ci to - mówił łamiącym głosem - Przepraszam, że znowu Cię zawiodłem. Naprawdę przepraszam - jego oczy zwilgotniały. Ula krzywo się do niego uśmiechnęła.

- Nie przepraszaj. To był przypadek - mówiła przeczeszując jego włosy, jednocześnie połykając płynące łzy.

- Przepraszam - powtórzył i starł kciukiem jej łzy - Zrobię wszystko. Wszystko. Byś znowu czuła się bezpiecznie. Będę Cię woził do firmy. Będziemy raz jeździć na zakupy. Będziemy razem chodzić na spacery. Będziemy wszystko robić razem - mówił szczerze, patrząc na nią - No chyba, że będziesz miała mnie dość - powiedział, by wywołać na jej twarzy uśmiech. Ula podniosła prawy kącik ust.

- Nigdy nie mam Ciebie dość - powiedziała cicho. Pocałował ją w nos pokryty piegami, które tak bardzo kochał. Ula położyła dłoń na jego policzku pokrytym zarostem. Marek uznał ten gest jako zachętę i zbliżył się do jej ust. Spojrzał dla pewności w jej oczy, a następnie delikatnie musnął jej wargi swoimi. Zdał sobie sprawę, jak bardzo stęsknił się za smakiem jej ust.

- Lepiej? - spytał, a ona delikatnie kiwnęła głową. Ponownie objął ją swoim silnym ramieniem i swoim ciepłym głosem szeptał na jej ucho zapewnienia, że wszystko będzie dobrze.

Obudziło go natrętne pikanie budzika. Otworzył oczy i zobaczył, że Uli nie ma już w łóżku. Niechętnie wstał z łóżka i zauważając, że również Kubuś nie leży w swoim łóżeczku, skierował się na dół.

Gdy zobaczył Ulę karmiącą ich synka na sofie, momentalnie się rozczulił. Podszedł do niej i pocałował ją w czoło na powitanie.

- Dzień dobry - powiedział i posłał jej najcieplejszy uśmiech na jaki było go stać.

- Dzień dobry - odpowiedziała i pocałowała go w policzek. Marek uśmiechnął się jeszcze szerzej i złapał za rączkę synka, którą mocno ścisnął jego palec, jednocześnie przyjmując pokarm od swojej mamy.

- Ale z Ciebie głodomorek Niedźwiadku. Taki to pożyje - śmiał się wpatrując w małego Dobrzańskiego.

- Po kimś to odziedziczył - powiedziała Ula. Marek wyczuł, że czuje się chyba jakoś swobodniej. Przynajmniej takie sprawiała wrażenie. Gdyby nie był obok niej w nocy i gdyby jej nie znał, stwierdziłby, że jest szczęśliwą mamą małego szkraba i nie ma żadnych zmartwień.

- No wiadomo... że po Tobie - próbował w żartobliwy sposób dogryźć jej Marek.

- Przepraszam bardzo, to nie ja zjadam popcorn jeszcze zanim zacznie się film - podniosła brwi.

- To nie ja chowam krówki w Twoim płaszczu - powiedział pokazując jej język.

- A masz jeszcze jakieś? - spytała ze skruchą. Miała niesamowitą ochotę na coś słodkiego.

- No nie wiem, nie wiem - zaczął się z nią droczyć, jednocześnie kierując się w stronę szafy, gdzie miał powieszony płaszcz. Pogrzebał chwilę w kieszeniach i znalazł kilka cukierków, owiniętych w charakterystyczny papierek. Wrócił z powrotem do salonu i z uśmiechem na ustach wyciągnął przed siebie zaciśnięte pięści - Która?

- Ta z krówkami - odpowiedziała, co spotkało się z jego śmiechem. Otworzył obie pięści. Na obu dłoniach leżały po trzy krówki. Ula zgarnęła szybko jedną i szybkim, zręcznym ruchem odwinęła przysmak z papierka. Nim włożyła go sobie do buzi, spojrzała na Marka to jemu wepchnęła cukierek do ust.

- Ale słodki - mówił mlaskając - prawie tak jak Ty - dodał, a ona delikatnie się zarumieniła. Usiadł obok niej podając jej resztę cukierków i równocześnie przejmując na ręce Kubę - Nasz Niedźwiadek malutki. Ale ty rośniesz stary. Niedługo w piłkę będziemy grać - mówił do ich synka, a Ula przyglądała się tej scenie. Dziękowała Bogu, że to Marek jest jej mężem. Że to Marek jest ojcem ich dziecka. Że Marek jest.

Marek wstał i zauważając, że maluch zaczął robić sie markotny, położył go na rozłożonym na sofie kocyku, by mieć na niego oko. Następnie swój wzrok przeniósł na Ulę. Dobrzańska poczuła na sobie wzrok męża i wiedziała na co czeka. Wiedziała, że musi mu powiedzieć. Że musi zrobić to teraz, bo później będzie bała się na nowo rozdrapywać rany.

Przysunęła się bliżej niego i oparła głowę o jego pierś, a on objął ją ramieniem, kładąc dłoń na jej biodrze.

- Wyszłam do sklepu, bo chciałam kupić dla Ciebie prezent urodzinowy - zaczęła swoją opowieść - Zadzwoniłam do Heleny z prośbą o opiekę na Bubusiem - powiedziała czule o synku - i gdy miałam już wchodzić do galerii - Ula mówiła coraz ciszej - Zaczepił mnie jakiś facet. Miał czapkę z daszkiem i kaptur, więc nie widziałam zbytnio jego twarzy. Chwycił mnie mocno za rękę - przerwała i głośno przełknęła ślinę, a Marek zaczął delikatnie kciukiem głaskać jej rękę - I zaciągnął do auta. Później nie wiem co się działo - ona już nie roniła łez, ona płakała całą sobą.

- Ulcia - mówił spokojnie - Ci...

- Obudziłam się w jakiejś szopie. Byłam cała poobijana. Była tam też inna kobieta, ona jakoś później uciekła, ale... ale zanim to wszystko, to..

Marek wpatrywał się w nią wyczekującym wzrokiem, jednocześnie obawiając się tego, co zaraz usłyszy.

- Bił nas, bo... okazało się, że nie byłyśmy... przynajmniej ja nie byłam tym, kim myślał, że jestem. Pomylił się. Za dużo wiedziałam. Za dużo widziałam. On planował... - nie była w stanie nic więcej powiedzieć. Marek dobrze wiedział, co mógł planować taki człowiek. Jeśli jeszcze można go było nazywać człowiekiem.

Dobrzański uświadomił sobie jak wielkie mieli szczęście. Bał się, że ich szczęście się zaraz wyczerpie. Przecież gdyby nie... gdyby nie jakieś pieprzone zbiegi okoliczności, mógłby już nigdy nie tulić jej w swoich ramionach.

Przyciągnął ją do siebie, nie pokazując swojej twarzy po której płynęły słone krople. Nie mógł sobie darować, że ktoś ją skrzywdził. Jego Ulę. Jego małą, bezbronną dziewczynkę.

Pamiętając Twoje imię Where stories live. Discover now