Rozdział 6

4.5K 117 1
                                    

Czuje jego dłonie na swoim ciele. Są wszędzie na udach, brzuchu, szyi. Łzy cisną mi się do oczu. Bije mnie, poniża. Zawsze to robi. Jego toksyczna miłość, gdyby mnie kochał, nie gwałcił. Niech mnie ktoś stąd zabierze.

- Vivianna.

Wstrzymuje oddech. Nie dotykaj mnie proszę. Boje się. Pomóż mi. Pozwól mi to zrobić. Pozwólcie mi zapomnieć. Nienawidzę cię. Dlaczego to robisz? Twój dotyk mnie parzy.

- Vivianna, obudź się!

Otwieram szeroko oczy, napotykając znajome, brązowe tęczówki. Czuje jego dłonie na swoich ramionach. Łzy spływają mi po policzkach, łapczywie chwytam kolejne dawki powietrza. Nienawidzę tych koszmarów, a wczorajsza wizyta James'a, tylko to pogorszyła. Z dnia na dzień jest coraz gorzej. Mam wrażenie, jakby ktoś odciął mnie od rzeczywistości. Jego usta są delikatnie rozwarte, włosy w nieładzie, a sam wygląda jakby dopiero wstał.

- Miałaś zły sen - szepcze, lekko mnie podnosząc mnie do pozycji siedzącej, po czym jego ramie, oplata moją talie. Rozpływam się pod jego dotykiem mimo, że tylko ze sobą współpracujemy. Jego dotyk jest taki delikatny, w porównaniu do niego. Zamykam oczy, mając nadzieje, że koszmary się skończą. - Spokojnie.

- Która jest godzina? - pytam, wracając do szarej rzeczywistości.

- Za dziewięć dziesiąta. - odpowiada, patrząc na zegarek.

Słysząc to, momentalnie wstaje, czując gwiazdki przez oczami, przez co musiałam się złapać Liama, żeby nie upaść.

- Spokojnie. - powtarza. - Dzisiaj nie ma tak dużo do zrobienia. Poradzą sobie bez nas.

Drżącymi rękami zbieram kosmyki włosów w kucyk. Patrzę w lustro widząc dziewczynę, w ogóle nie podobną do mnie. Napuchnięte oczy, spowodowane ciągłym płaczem. Szrama na policzku, która dosyć szybko się goi, dzięki jakiejś maści. Chwytam w dłoń szczoteczkę do zębów, na którą nabieram trochę pasty i myje zęby. Płucze usta, po raz kolejny spotykam się ze swoim spojrzeniem. Nie mam ochoty na malowanie, więc nakładam tylko krem na twarz. 

Jestem naprawdę wdzięczna Williams'owi za wczorajszą pomoc, pewnie gdybym była w domu, byłoby jeszcze gorzej. Zaczynam wątpić w to co słyszę i widzę. Mam wrażenie, że to był dopiero początek, wstęp do wszystkiego.

- Wszystko w porządku? - pyta, za drewnianą powłoką.

- Tak, tak, już wychodzę. - powiedziawszy to, otworzyłam drzwi.

Widziałam jego zmartwione spojrzenie w moją stronę. Widziałam żal, choć nie jesteśmy sobie bliscy.

- Jesteś głodna? - pyta, gdy kierujemy się do kuchni. Siadam na wysokim, obrotowym siedzeniu, przy wyspie kuchennej. Widzę, iż nastawia ekspres na kawę. Tak, tego mi było trzeba, aby się rozbudzić.

- Um.. Kawa wystarczy i tak zaraz się zbieram. - mówiąc to, widzę jak mężczyzna odwraca się w moją stronę, ze zmarszczonymi brwiami uważnie mi się przygląda. Kiedy mam coś powiedzieć, wyprzedza mnie.

- Naprawdę myślisz, że wypuszczę Cię w takim stanie? Nie mam pojęcia co siedzi w głowie temu psychopacie, ale dzisiaj nie wrócisz do domu, masz wszystkie, najpotrzebniejsze rzeczy na wyjazd. Więc jesteś skazana na mnie - uśmiecha się, ukazując swoje śnieżnobiałe zęby.

- Poradzili sobie bez nas, przez ten czas? - zmieniam temat.

- Myślę, że tak. Jest po dwunastej, więc za chwilę Ryan powinien nam przynieść papiery do podpisania.  - od kiedy zaczął pracować, jako asystent brązowookiego, coraz częściej widuje się z Madison, co mnie cieszy. Może tylko jednej z nas, należy się szczęście? Sama nie wiem, jednakże pasują do siebie. Cieszę się, że jest szczęśliwa, mimo ich kilku spotkań. Zasługuje na to, bardziej niż ja. To jest pewne. Dzwonek do drzwi, przerywa moje myśli.

Dear Vivianna [ZAKOŃCZONE]Where stories live. Discover now