Rozdział 7

4.4K 120 7
                                    

Budzę się, gdy słyszę po raz kolejny dźwięk budzika. Przecieram zaspane oczy. Biorę całą walizkę, nie chcąc wyjmować wszystkich rzeczy. Przez sypialnię przechodzę chwiejnym krokiem, trochę kręci mi się w głowie, przez wczorajszy alkohol, ale kiedy dochodzę do łazienki, czuje się lepiej. Jestem nadal zmęczona, nawet kilka godzin snu nie pomogło. Biorę szybki prysznic, biorę się za prostowanie moich włosów, przez to, iż są coraz dłuższe, więcej czasu mi to zajmuje, na końcówki nakładam olejek migdałowy. Przecieram twarz ręcznikiem z wodą, zabierając się za codzienny makijaż. Rzęsy podkreślam wodoodpornym tuszem, brwi zostawiam bez zmian, są ciemne naturalnie. Korektor pod oczy i na niedoskonałości. Wiśniowy błyszczyk na pełne usta. Na koniec mgiełka rozświetlająca, która coraz częściej ratuje mi życie. Opatrunek na policzku zmieniłam na zwykły plaster, a rana na brzuchu szybko się goi, co mnie cholernie cieszy.

Wyjęłam z walizki czarną, koronkową bieliznę. Na nią założyłam czarne jeansy, biały top i czarną kurtkę skórzaną. Nałożyłam podstawową biżuterie i byłam gotowa do wyjścia. Za ponad dwadzieścia minut powinniśmy wyjechać. Niemal jęknęłam z wyczerpania, gdy uświadomiłam sobie piętnastogodzinny lot. Jedyne co mi wynagradza to piękne plażę i ciepły ocean. Tak to jest to, czego potrzebuje. Wyszłam z pomieszczenia idąc w stronę sypialni mężczyzny, widząc pogaszone światła, zapukałam mając nadzieje, że już wstał.

Nadzieja, matka głupich.

Nie słysząc odpowiedzi, otworzyłam drzwi, ukazując śpiącego Liama. A mówił, że wstanie. Podeszłam do jego łóżku. Po czym, zaczęłam go budzić.

- Liam. - mruknęłam, dotykając jego ramienia. Znowu nie słyszałam odpowiedzi, jedyne co zrobił to, ścisnął bardziej poduszkę. Spał, głową skierowany w moją stronę, widziałam jego rozchylone usta, rozczochrane włosy, opadające na czoło. Usiadłam na skraju łóżka, potrząsając jego ramieniem, nic.

- Liam, wstawaj - powiedziałam trochę głośniej, nie mogąc się powstrzymać, odgarnęłam grzywkę z jego czoła. Mruknął coś w odpowiedzi, owijając swoje ramię, wokół mojej talii, przez co musiałam wyciągnąć rękę, by nie runąć prosto na jego twarz. Próbowałam wstać, jednakże nieskutecznie.

- Williams - wrzasnęłam, mając dość jego budzenia. Rozumiem, że się nie wyspał, jeszcze wieczorny alkohol w tym nie pomaga. Jednak ja ledwo wstałam, licząc, że się ogranie.

- Coś się stało?! - zapytał, przecierając zaspane oczy. Czyli krzyk pomógł.

- Za chwilę powinniśmy wyjeżdżać, a ty jeszcze śpisz. - oznajmiłam, patrząc na zegarek w telefonie.

- Cholera, budzik mi nie zadzwonił. - powiedział, podnosząc się i wchodząc do łazienki.

Westchnęłam, stwierdzając, że kawa pomoże nam w obudzeniu. Przechodząc przez korytarz, skierowałam się w stronę kuchni. Włączyłam ekspres, robiąc dwie kawy, jedną zrobiłam dla siebie, podchodząc do okna, widziałam całą panoramę miasta, które dopiero budziło się do życia, przejeżdżające samochody, uśmiechnięci ludzie, spacerujący ludzie w centrum miasta. Zwyczajni ludzie, chowający swoje problemy pod maską, zwyczajności. Smutek chowający sie za uśmiechem. Smutne oczy, szeroki uśmiech. Straciłam rachubę czasu, rozmyślając. Umyłam filiżankę, odstawiając ją na miejsce. Zrobiłam następną kawę dla chłopaka, licząc na to, że jest już w pełni gotowy.

Zapukałam dwa razy, słysząc jego głos, otworzyłam drewnianą powłokę. Akurat zakładał skórzaną kurtkę. Biała koszulka i czarne joggery ozdabiały jego ciało. Westchnęłam, patrząc na niego znacząco. Ubrani jesteśmy cholernie podobnie, co niezbyt mi się podoba, ale zostawię to bez komentarza.

- Już możemy iść - wyprzedził mnie w oznajmianiu tego.

- Napij się, trochę pomaga na rozbudzenie - podałam mu kubek kawy.

Wzięłam walizkę wraz z torebką i skierowałam się w stronę drzwi wejściowych. Odwróciłam się widząc, że bierze kluczyki do samochodu, zamykając drzwi. Zjechaliśmy windą na podziemny parking, słysząc pikanie, znalazłam wzrokiem samochód.

- Daj walizkę. - powiedział, patrząc na mnie, przy okazji otwierał bagażnik. Podałam mu ją, wsiadając do auta. Przymknęłam oczy, kładąc głowę na oknie. Mężczyzna usiadł na miejscu kierowcy odpalając ogrzewanie. Jak na tą godzinę, było trochę chłodno. Ciepło roznoszące się w całym samochodzie, tylko przysporzyło, że momentalnie zasnęłam.

Poczułam lekki dotyk na kolanie. Po czym spokojny głos Williams'a. Zaczęłam się rozbudzać, przymrużając oczy, po kilkuminutowej drzemce, jaką zrobiłam sobie w drodze na lotnisko, która niezbyt pomogła. Nadal odczuwałam lekkie znużenie. Czułam z prawej strony, lekki powiew wiatru, przez co bardziej okryłam się kurtką.

- Hej.. wstawaj, już jesteśmy - dotarł do mnie głos chłopaka.

- Jeszcze pięć minutek - odpowiedziałam, czując przypływający sen. Ostatnie co zarejestrowałam to jego cichy śmiech. Po chwili, gdy się zdezorientowałam, byłam już w ramionach mężczyzny.

- Puść mnie. - powiedziałam, cholernie poważna, na co odrazu zareagował, robiąc to o co prosiłam.

Położyłam się na kanapie w samolocie, mając nadzieje, że lot będzie spokojny. Kiedy zamykałam oczy, poczułam wibracje w tylnej kieszeni spodni. Nie patrząc kto dzwoni, przytknęłam telefon do ucha.

- Co jest? - zapytałam.

- Jutro macie rano spotkanie, a potem wieczorem jest bal charytatywny. Dopiero dzisiaj się dowiedziałam. Maila macie na swoich kontach, z dokładnymi informacjami.

- Kurwa. Nie wzięłam takiej sukienki. - westchnęłam. - Okej, dzięki za informację. - powiedziawszy to, rozłączyłam się.

- Sprawdź maila. - powiedziałam do niego. Po czym usiadłam, kładąc swojego laptopa na kolanach. Zalogowałam się na pocztę, po czym zaczęłam czytać na głos.

,, Serdecznie zapraszamy panią Walker wraz z panem Williams'em na bal otwarcia hotelu, który odbędzie się w piątek 24 kwietnia 2020 roku na godzinę 21, w głównym hotelu w Australii. Z góry dziękujemy za przybycie. Prezes Hotelu Artic"

- Skąd wiedzą, że tam lecimy?

- Nie mam pojęcia.. - pokręciłam głową, patrząc przez małe okienko na wznoszący się samolot.

Kolejne godziny spędziłam na patrzeniu się na widok za oknem. Sen nie przyszedł, całe moje myśli były zajęte. Bycie przez kilkanaście miesięcy z Jamesem to był, najgorszy błąd, który popełniłam. Jedno było pewne, przywiązałam się do niego, jednak nie kochałam go, tak jak on mnie. To całe wyżywanie się na mnie, za błąd danej osoby, były okropne. W naszym pseudo związku się jeszcze hamował, ale kiedy postanowiłam z tym skończyć. Zaczęło się najgorsze.

- Vivianna? - przeniosłam wzrok na Liama. - Pytałem, o czym myślisz.. Znowu zadręczasz się myślami o nim? - zapytał, patrząc na mnie wymownie, na co westchnęłam, na co odpowiedź przysunęła się sama.

- Wiedziałem.. Nie zadręczaj się wszystkimi sprawami związanymi z nim, wystarczy Ci zmartwień na przynajmniej tydzień. Chodź do mnie. - wskazał głową, na kanapę obok niego.

Co mi szkodzi?

Wstałam, kierując się w jego stronę. W czasie, gdy usiadłam, podniósł ramię, przyciągając mnie do niego. Wtuliłam się w jego rękę, kładąc dłoń na klatce piersiowej Williams'a.

Dear Vivianna [ZAKOŃCZONE]Where stories live. Discover now