Powrót znienawidzonych

38 0 0
                                    

Kilka dni później, wieczorem, stałam na balkonie i rozmyślałam. Hobbici i Aragorn obiecali, że nie powiedzą nikomu o tym, co o mnie usłyszeli. Dziękowałam im. Jednak z drugiej strony wiedziałam, że będę musiała to kiedyś przekazać ojcu. Że nie wrócę do Amanu, że nie spotkam znów najbliższych. Podczas moich rozmyślań zapadł już zmrok. Stwierdziłam, że jest już późno i trzeba kłaść się spać, więc położyłam się. Po kilku minutach poczułam, że ktoś mnie obserwuje. Szybko wstałam z łóżka, wyciągając spod poduszki sztylet. Przed sobą zobaczyłam dwie postaci, kobietę i mężczyznę. Obie przypominały elfów, lecz nieznacznie różniły się od nich. Nie musiałam długo zastanawiać się nad tym, kto przede mną stoi. Uklękłam, odkładając ostrze.
- Súlimo, Timtallë. Czym zasłużyłam sobie na waszą wizytę? - spytałam dwójki najpotężniejszych Valarów.
- Witaj, córko Celebrimbora - rzekła kobieta.
- Wstań. Wiesz, co mam w dłoni? - spytał Valar. Podniosłam się i spojrzałam na trzy kamienie, które spoczywały w ręce Manwëgo.
- Silmarile wykute przez Fëanora - odparłam, rozpoznając przedmioty.
- Tak. Dwa zostały odnalezione w ziemi i w wodzie, a jeden zabrany z powietrza - powiedziała Elbereth.
- Mimo że Morgoth jest w pustce, a Sauron zniszczony to zdecydowaliśmy, że kamienie nie mogą pozostać cały czas w swoich miejscach. Prastare moce mogą chcieć je odzyskać - rzekł Valar.
- Potrzebujemy kogoś, kto mógłby być ich powiernikiem. Zdecydowaliśmy, że oddamy je tobie - wyjaśniła Varda.
- Przecież Lady Galadriela może być powierniczką. Dlaczego ja? - spytałam.
- Osoba, która dzierży kamienie, musi pochodzić z rodu Fëanora.
Valar odłożył kamienie do niewielkiego pudełka, a obok położył młot kowalski wykonany z mithrilu.
- Nie jestem godna, nie po tym, czego się dopuściłam - powiedziałam.
- Broniłaś się, nie ma w tobie winy - odparł Valar. - Ukryj kamienie.
- Jeśli taka jest wasza wola, dobrze - ukłoniłam się.
- W kuźni czeka na ciebie pomoc. Pomagając ci, naprawią swoje błędy. Niektórzy - rzucił Manwë.
- Czy to sen? - spytałam.
- Tak. Ale czy to oznacza, że nie dzieje się na prawdę? - zapytała kobieta. Oboje zniknęli. Otworzyłam oczy. Wstałam i podeszłam do toaletki. Spoczywało na niej niewielkie pudełeczko, a obok był młot. Delikatnie uchyliłam wieko. W środku były Silmarile. Zakryłam dłonią usta... Tyle krwi przelanej tylko dla tych trzech klejnotów. Ubrałam spodnie oraz koszulę. Na to nałożyłam tunikę z gwiazdą rodu Fëanora, dar od pani Galadrieli. Do tego nałożyłam długie buty. Do pasa przyczepiłam sztylet. Nałożyłam pelerynę. Za pas włożyłam młot. Wzięłam pudełko i udałam się do kuźni. Po kilku minutach stałam przed drzwiami budynku. Weszłam do środka. Nikłe światło księżyca wpadało do pomieszczenia. Dodatkowo w piecu jeszcze był żar. To pozwoliło mi stwierdzić, że nie jestem sama.
- Ty jesteś elfem, któremu mamy pomagać przekuć kamienie?
Odkładając pudełko, poczułam ostrze na gardle. Automatycznie wyjęłam sztylet i przyłożyłam do ostrza. Widziałam zarysy kilku postaci oraz jakiegoś zwierzęcia.
- Tak, to ja - szepnęłam.
- Jesteś kobietą - głos wydawał się być zdziwiony. Po posturze i wzroście mężczyzny mogłam stwierdzić, że był to elf.
- Kim jesteś? - spytał inny, męski głos. Jakbym już go kiedyś słyszała.
- Co z tego, że jestem elfką? - odbiłam pytanie z nutą pogardy. Dalej mówiłam szeptem.
- Zadano ci pytanie. Kim jesteś? - kolejne pytanie ze strony mężczyzny, który dalej trzymał ostrze na moim gardle. Chciałam wziąć pochodnie, ale nie mogłam, ponieważ, gdyby się przesunęła nawet o milimetr, rozcięłabym sobie gardło.
- Dość niemiłym tonem to wypowiadasz, jeśli masz mi pomóc - sama zaczynałam tracić cierpliwość. Typowe dla członków rodu Fëanora. - Odsuń ostrze.
- Nie mam powodów, aby ci ufać.
Mężczyzna jeszcze bardziej, jakby to było możliwe, przysunął miecz do mojej skóry. Więc zrobiłam to samo. I to był błąd, ponieważ elf, zaatakował mnie. Odbiłam ostrze i próbowałam ciąć z lewej. Elf szybko zablokował atak i, zanim zdążyłam zaatakować, na moim ramieniu pojawiło się niewielkie cięcie. Nasze ostrza znów się spotkały. Nagle mężczyzna obrócił mnie. Byłam odwrócona plecami do niego i oparta o jego klatkę. On trzymał miecz przy gardle.
- Jaką trzeba wykazać się głupotą, aby nie szanować Pierwszego Rodu - usłyszałam kolejny męski głos.
- Głupotą i brakiem krzty szacunku - powiedziała wyniośle elf. No i w tym momencie już coś we mnie pękło. Odezwała się duma Pierwszego Domu. Niespodziewanie wytrąciłam elfowi broń i chciałam zadać cios.
- Fëanor! - krzyknęła elfka. I w tym momencie zdałam sobie sprawę, z kim walczyłam i kto znajdował się w pomieszczeniu. Moje zdziwienie było ogromne. Nie zatrzymam ostrza, zbyt mocno zostało pchnięte. Nagle elf złapał klingę centymetr od swojego ciała. Z przeciętej dłoni zaczęła płynąć krew, zabarwiając klingę szkarłatem.
- Wybacz za walkę z tobą - szepnęłam.
- Najpierw walczymy, a potem mnie przepraszasz, chwilę przed tym, jak miałaś zadać śmiercionośny cios - elf puścił klingę, na której była krew. Fëanor zdjął mój kaptur. Ktoś zapalił pochodnie.
- Elenfinwë.
- Witaj dziadku.
Curufin mocno mnie przytulił.
- Masz ogromne umiejętności w walce - rzekł z podziwem syn Finwëgo.
Odsunęłam się od Curufina i odwróciłam się. Przy piecu leżał Huan, wilczarz Caranthira. Przede mną stali synowie Fëanora, Nerdanel - jego żona i Morwen, moja babcia. Mój wzrok padł na brązowowłosą elfkę, która stała obok bliźniaków.
- Mama.
- Laurindye - rzekła Miriel. Przytuliłam mocno kobietę. Nie mogłam opanować wzruszenia, łzy zaczęły spływać mi po policzkach.
- Jestem tu - powiedziała. - Wszyscy jesteśmy.
Elfka odsunęła mnie na odległość ramienia. Pani Eregionu nie posiadała już blizn po torturach. Stalowe oczy, które zawsze patrzyły na mnie z miłością i spokojem, były takie same.
- Miło cię poznać moja droga - Nerdanel wzięła mnie w ramiona.
- Wybaczcie tę walkę.
- Nic się nie stało - uśmiechnął się Fëanor.
- Nie zmieniłaś się zbyt wiele od naszego ostatniego spotkania - powiedział Maglor.
- Trochę od niego minęło.
- Co zamierzasz z nimi zrobić? - spytał po chwili Amras, młodszy z bliźniaków. Poruszył temat kamieni.
- Przekuć.
- Czym? Silmarile są bardzo wytrzymałe - odparł Curufin. Pokazałam młot wykonany z mithrilu.
- Co z nich powstanie? - spytała Nerdanel.
- Myślałam nad naszyjnikiem - odparłam.
- Dobry pomysł - pochwaliła Miriel.
- Lecz za pracę i projekt zabierzmy się lepiej już rano. Lepiej pracować w dzień - dodał Morwen.
- To prawda - poparł Fëanor.
- W takim razie spotkajmy się tutaj jutro, gdy słońce wzejdzie - zaproponowałam, zakładając pelerynę. Wzięłam do ręki pudełko. Jedenaścioro elfów skinęło głowami. - Zaprowadzę was do komnat, w których możecie spać.
- Zaczekaj chwilę - rzekł twórca Silmarili i machnął ręką. Rysy twarzy każdego z elfów zaczęły się zmieniać. - Na razie nie mogą wiedzieć, że to my.
Skinęłam głową i udaliśmy się do pałacu. Huan pobiegł w sobie znanym kierunku. W międzyczasie skróciłam elfom historię, tego co się wydarzyło.
- Wiemy, co stało się w kolejnych latach po naszej śmierci - rzekł Matimo. Gdy byliśmy w zamku, pokazałam elfom komnaty, w których mogą spać.
- Co powiedzieć Aragornowi? - spytałam.
- Chronimy przyszłego króla - odparł Amros.
- Rozumiem. Dobranoc - powiedziałam, uśmiechając się. Synowie Fëanora uśmiechnęli się i również życzyli mi dobrej nocy. Następnie zniknęli za drzwiami. To samo uczyniła żona Curufina.
- To będzie ciężkie - rzekł Curufinwë. Uniosłam brew. - Wiesz, co zrobiliśmy. Gdy powiemy, kim jesteśmy, wielu nas znienawidzi.
- Mnie i ojca również niektórzy nienawidzą. Ponieważ daliśmy się omamić i stworzyliśmy pierścienie. Ale między nami, nie przejmuje się tym. Wiele będzie rozpowiadać fałszywe oskarżenia. Lecz tylko nieliczni wiedzą, jak było naprawdę - odparłam. - Wiem, dlaczego Telperinquar ma umiejętności iluzji.
Zaśmialiśmy się.
- Dobranoc, powierniczko Silmarili - elf skinął mi głową z delikatnym uśmiechem.
- Dobranoc, królu Ñoldorów, królowo - uśmiechnęłam się i odkłoniłam. Syn Finwëgo wraz z żoną zniknęli za drzwiami komnaty.
- Nasz powrót będzie dla wielu zaskoczeniem.
- Nie wątpię matko - powiedziałam.
- Kładź się, jutro porozmawiamy - elfka pocałowała mnie w czoło.
- Dobranoc mamo.
- Dobranoc ukochana - brunetka zniknęła za drzwiami.
Ja przez chwilę stałam na korytarzu, analizując dzisiejszą noc. Po chwili również zniknęłam za drzwiami pokoju.

Change the fateWhere stories live. Discover now