🥀~Rozdział 56~🥀

679 34 3
                                    

🥀~Rozmowa z mamą Latina~🥀

Perspektywa Tori

Rodzice Latina szybko dzisiaj przyjechali z pracy, a co za tym idzie musiałam porozmawiać z mamą Latina.
Chłopak mnie przekonywał, że nie mam się czego obawiać, ale ja nie umiałam tak. Bardzo chciałam, żeby mnie zaakceptowała, jednak jeśli będę problemem to od razu odejdę. W prawdzie wszyscy zapewnili, że mogę zostać, ale czułam się jeszcze nie pewnie.

Kiedy byłam już przed drzwiami do gabinetu mamy Latina, zapukałam w drzwi.

— Proszę! — zawołała, a ja wzięłam wdech i weszłam do środka.

— Dzień dobry. — szepnęłam.

— O witaj Tori, proszę siadaj. — zachęciła mnie.

Usiadłam obok niej na kanapie i zaczęłam bawić się palcami.

— Nie denerwuj się, kochanie. — powiedziała po chwili, a ja spojrzałam na nią.

— Skąd Pani...

— Już trochę Cię poznałam i z opowieści Latina wiem, jak radzisz sobie ze stresem. — wyjaśniła i lekko się uśmiechnęła.

Również lekko się uśmiechnęłam w jej stronę, po czym dodałam. — Jeśli Pani zmieniła zdanie to...

— Tori nikt Cię stąd nie wygania, nie o to chodzi. — wyznała. — Chciałam Cię zapytać, czy nie chciałabyś pójść ze mną na zakupy.

— Przepraszam, ale ja nie mam pieniędzy. — szepnęłam.

— Tym się nie przejmuj. Kupimy Ci porządne ubrania i buty.

— Nie chcę wam zabierać pieniędzy i tak jestem pasożytem, że tutaj jestem. Muszę jeszcze Latinowi oddać. — odparłam.

— Kochanie, nie jesteś żadnym pasożytem. Rozumiem, że pewnie Ci tak mówili, ale jesteś już bezpieczna. Nikt nic Ci nie zrobi bez twojego bezpieczeństwa.— wyznała, a mi na jej słowa łzy stanęły.

Miała rację, moi opiekunowie, zawsze powtarzali mi, że jestem nikim i że do niczego się nie przydam.

Mama Latina widząc to przyciągnęła mnie do takiego matczynego uścisku i wtedy całkiem się rozpłakałam. Tak strasznie brakowało mi mojej mamy.

— Już dobrze, Tori. — powiedziała i lekko pogładziła po plecach.

— Brakuje mi rodziców. — szepnęłam, kiedy odsunęłam się i wytarłam łzy. — Mama zawsze mi śpiewała kiedy było mi smutno, a tata bronił.

— Umarli, prawda? — zapytała, a ja pokiwałam głową.

— Byli dobrzy, ale....— załkałam. — Nawet nie wiem, gdzie są pochowani.

— Dlaczego? — dopytała, a ja choćbym chciała to nie mogłam powiedzieć.

— Nie mogę powiedzieć. — szepnęłam i spuściłam głowę.

— Rozumiem, proszę nie płacz. — powiedziała mama Latina. — Wiesz, że oni są razem z tobą. To, że ktoś umiera nie znaczy, że tracimy go na zawsze. Oczywiście będzie nam go brakować, ale możemy na niego liczyć. W każdej chwili na nas patrzy i pomogą, chociaż może nam się wydawać, ze tak nie jest. Każda porażka nie jest po to, żeby się zniechęcić tylko nas wzmocnić.

— Rozumiem, dziękuje Pani. — wyznałam i lekko się uśmiechnęłam.

— Nie ma za co, skarbie. A teraz leć, widzę, że ta rozmowa Cię wykończyła. — wyznała.

Pokiwałam głową, po czym wyszłam z gabinetu. Poszłam odruchowo do pokoju chłopaka, który siedział na swoim łóżku i coś przeglądał na telefonie.

Kiedy mnie zobaczył od razu przestał i szybko do mnie podszedł zamykając szczelnie w ramionach.

Było mi tak dobrze, szkoda, że mogłam to za niedługo stracić...

*****
Witajcie kochani
Kolejny rozdział dla was. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Przepraszam za błędy. Bardzo dziękuje za czytanie i dawanie gwiazdek. ❤️

"𝐖𝐲𝐭𝐫𝐰𝐚ć 𝐰 𝐛𝐨𝐠𝐚𝐜𝐭𝐰𝐢𝐞"Where stories live. Discover now