🥀~Rozdział 70~🥀

638 32 2
                                    

🥀~Spełnienie groźby~🥀

Perspektywa Tori

Nie powinnam tak zachować się wobec Latina, ale nie miałam wyboru, gdybym mu powiedziała, że zobaczyłam pod szkołą mojego opiekuna, na pewno ze mną by poszedł, a nie chciałam, żeby stała mu się jakąkolwiek krzywda.

Wybiegłam szybko z samochodu, mając wyrzuty sumienia, ale naprawdę zależało mi na jego bezpieczeństwie.

Podszedłem powolnym krokiem do opiekuna i coraz bardziej zaczęłam się bać, ponieważ obok niego zauważyłam Martinez.

— Proszę, kogo my tutaj mamy. — zaśmiali się, a ja odruchowo się cofnęłam.

— Dlaczego wy mi to robicie, nic wam nie zrobiłam. — wyszeptałam.

Wpatrywałam się w nich, a gdy dostrzegłem furie w ich oczach zaczęłam się jeszcze bardziej bać.

— Czas na spełnienie groźby, mała, nieznacząca, Tori. — zaczęła dziewczyna i szła w moją stronę.

Próbowałam jakoś uciec, ale i tak by to nie dało, byli ode mnie o wile szybcy.

Kiedy poczułam zaciskające się paznokcie na moje dłoni, pisnęła.

A to miał być dopiero początek...

Perspektywa Latina

Zaczynało mi co to coraz mniej podobać, w klasie nie było, ani Tori, ani Martinez. Chociaż mój przyjaciel próbował mnie uspokoić, coraz bardziej się bałem o kruszynkę.

Kiedy dzwonek zadzwonił na przerwę od razu wyleciałem z klasy i ruszyłem na poszukiwania Tori.

W budynku nigdzie jej nie było, dlatego wyszedłem na zewnątrz i od razu dostrzegłem tłum za szkołą. Postanowiłem tam podejść, a z każdym krokiem, czułem jak serce mi nie miłosiernie bije.

— Latin. — zerknąłem na kolegę z drużyny, który odwrócił się w moją stronę ze współczuciem.

Zmarszczyłem brwi, na początku nie wiedząc o co chodzi, a kiedy przeniosłem wzrok na podłogę już wiedziałem o co chodzi.

Nogi się pode mną ugięły, gdy dostrzegłem moją kruszynkę.
Przedarłem się przez tłum i opadłem obok brunetki, która leżała nie przytomna, a na twarzy pojawiały się siniaki i miała rozcięcia.

Oczy zaszły mi łzami, to nie mogła być prawda,ona nie mogła umrzeć. Nie mogła...

Przybrałem odpowiednią pozycję i zacząłem uciekać jej klatkę piersiową.

— Nie błagam, kruszynko. Otwórz oczy, błagam. — załkałem, nie hamowałem już łez.

— Latin, to nie pomoże... — ktoś położył mi rękę na ramieniu, a ja nadal nie przestawałem, gdy nic to nie pomagało, spojrzałem na twarze ludzi, potrzebowałem jednej osoby.

Gdy udało mi się ją dotrzeć stojącą ze swoimi przyjaciółkami poderwałem się i ruszyłem w jej stronę. Ludzie widząc mój gniew ustępowali mi drogę.

— Ty. Ty jej to zrobiłeś. — wrzasnąłem i ścisnąłem mocno palce w pięści.

— Latin ja tylko...— zaczęła, ale do mnie nic do mnie nie docierało. Byłem jak w amoku.

— Pożałujesz za to. — syknąłem i prawie ją uderzyłem, gdy usłyszałem głos przyjaciela.

— Latin, nie rób tego. — wyznał, a ja odwróciłem się do niego z furią.

— Przez nią... — nie byłem w stanie tego powiedzieć.

— Choć, Tori żyję. — odparł i lekko się uśmiechnął.

Skanowałem jego twarz, po czym ruszyłem biegiem do mojego całego świata.

Nigdy się tak nie bałem, jak w tamtej chwili...

********
Witajcie kochani
Kolejny rozdział dla was. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Przepraszam za błędy. Bardzo bardzo dziękuje za czytanie i dawanie gwiazdek. ❤️

"𝐖𝐲𝐭𝐫𝐰𝐚ć 𝐰 𝐛𝐨𝐠𝐚𝐜𝐭𝐰𝐢𝐞"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz