01

1.9K 163 235
                                    


I was all over her

Louis Tomlinson był człowiekiem zajętym, więc naprawdę nie miał czasu na to, żeby odbierać swoje młodsze rodzeństwo z przedszkola. Na głowie miał milion innych spraw, takich jak projekty nowych wnętrz, które czekały niedokończone od kilku dni. Nie mógł sobie pozwolić na następne dwie godziny wolnego, ponieważ szef dał mu jasno do zrozumienia, że za dokładnie dwie doby wszystkie projekty mają znaleźć się na jego biurku. Ale czego nie zrobi się dla matki, która poświęciła całe życie, by go wychować na porządnego człowieka?

Miał dwadzieścia osiem lat, a jego najmłodsze rodzeństwo — słodkie bliźniaki, Doris i Ernest — byli od niego dwadzieścia cztery lata młodsi. Kiedy przyszli na świat, on cały swój czas spędzał w swoim mieszkaniu, przygotowując się na kolejne zaliczenia i projektując miliony różnych przestrzeni. Dlatego nie dziwnym było to, iż nie brał czynnego udziału w ich życiu. Architektura wymagała od niego ciągłej pracy i ciągłych ćwiczeń, więc dopiero kiedy zaczął pracę w zawodzie, powrócił w rodzinne progi. Było to dwa miesiące temu, więc nic dziwnego, że nawet nie wiedział do jakiego przedszkola byli zapisani.

Próbował się dodzwonić do swojej mamy, jednak ona nie odebrała, w końcu była na cholernej randce. Młodsze siostry były w szkole, więc również nie miały możliwości doinformowania go, dlatego Louis musiał improwizować, tylko nie był pewien, czy w ten sposób pozwolą Ernestowi i Doris wyjść razem z nim.

Wiedział, że mama na pewno zapisała ich do publicznego przedszkola, gdyż stwierdziła, że w prywatnym było za mało dzieci, z którymi rodzeństwo mogło się zaprzyjaźnić. Dlatego spróbował z publicznymi najbliżej domu, co skończyło się tak właściwie niczym. Wszystkie placówki powiedziały, że pod ich opieką nie znajduje się żadna para bliźniaków, jedynie dwóch chłopców.

— No i co ja mam zrobić? — zapytał sam siebie, wchodząc do kolejnego przedszkola. Od razu uderzyło w niego przyjemne ciepło, gdyż na zewnątrz sypał śnieg, którego wręcz nienawidził. — Jak tutaj ich nie będzie, to ich dzisiaj nie odbieram.

Wytarł buty o mały dywan w przejściu, minął matkę z dzieckiem i podszedł do ogromnych drzwi z napisem sekretariat. Wziął głęboki wdech, po czym zapukał.

— Dzień dobry. Nazywam się Louis Tomlinson i jestem bratem Doris i Ernesta Deakin. Powiedziałaby mi pani, do której sali powinienem podejść? — zapytał, uśmiechając się do kobiety uprzejmie. Przecież nie mógł wparować tutaj z pytaniem, czy trafił do dobrego przedszkola, gdyż zostałby wyśmiany i trafiłby w ręce policji.

— Już sprawdzam — mruknęła znudzonym głosem. Louis rozejrzał się po pomieszczeniu, zauważając miliony rysunków. Trochę tęsknił za tymi czasami beztroski, teraz miał urwanie głowy z kolejnymi projektami. — Są w Pszczółkach, to ostatnie drzwi na prawo.

Mężczyzna podziękował i szybko wyszedł z sekretariatu, by odetchnąć z ulgą. Poszukiwania właściwego przedszkola zajęło mu prawie godziny. Był fatalnym bratem, ale nikt nie powinien się dziwić. To nie w jego interesie powinno być odbieranie rodzeństwa, a mama powinna mu chociaż powiedzieć, gdzie powinien szukać.

Powolnym krokiem poszedł do wyznaczonej sali. Na białych drzwiach znajdował się duży rysunek z kwiatami i ogromną pszczołą, a pod nim imiona wszystkich dzieci. Na szczycie zauważył podpisy swojego rodzeństwa, na co się uśmiechnął. Ich literki były tak słodkie, że sam przez chwilę zapragnął mieć dzieci. Cóż, nigdy mu się to nie uda z drugim mężczyzną, ale nie zamierzał narzekać.

Zapukał, po czym otworzył drzwi. W środku siedział najprawdziwszy anioł. Nie była to kobieta, tylko przepiękny mężczyzna z bujnymi, ciemnymi lokami do ramion. Uśmiechał się szeroko do jakiegoś dziecka, a na jego policzkach znajdowały się dołeczki. Ubrany był w ładny, babciny sweter, który pasował do niego wręcz idealnie. Był tak piękny, że Louisowi zakręciło się w głowie.

i was all over herOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz