~rozdział szósty~

455 23 1
                                    

[Marcel]

          Dotarłem pod wskazany adres. Pełen obaw tutaj przyszedłem, bo trochę zaniepokoiło mnie to, co o sobie napisał.
"Lubię ostry sex, na żywioł, a czasami lubie patrzeć na cierpienie ludzi i mam jeszcze trochę niecodziennych upodobań ;)".

          Lubię patrzeć na cierpienie ludzi. Jeżeli będzie chciał mnie bić, to muszę utargować większą sumkę. Pff, będę się dawać bić za darmo? Oczywiście, że nie. Każda usługa kosztuje i nic nie ma za darmo w tych czasach.

          Zapukałem do drzwi, a dosłownie chwilę później otworzył mi je, całkiem przystojny... mężczyzna w samym ręczniku, co nie ukrywam, że lekko mnie speszyło, ale nie mogłem tego pokazać.

      — Dobry wieczór. — przywitałem się z delikatnym uśmiechem.

      — Ohhh, cześć.... Marcel?

      — Tja. — przytaknąłem wchodząc do mieszkania mężczyzny.

      — Na pewno masz osiemnaście?

      — Zaraz, zaraz, przecież mówiłem, że siedemnaście.

      — Uhh... no może, nie zapamiętałem tego, wybacz.. — zaśmiał się speszony.

      — W porządku. — również się zaśmiałem.

      — Szczerze? Szkoda mi ciebie.. Nie wiem, co musiało się stać w twoim życiu, żebyś posunął się do pracowania w taki sposób.. — westchnął kładąc mi dłoń na policzku.

          Oho, ten przystojniak należy do tych bardziej uczuciowych.

      — No cóż.. bywa. — mruknąłem.

      — Kurwa... spodziewałem się jakiegoś pustaka, a tu.. zwykły, normalny chłopak..

          O ja pierdole... już chyba wolę tych bezdusznych. Bardziej boli seks z nimi, niż rozmowa wstępna. A z takimi, jak ten Daniel, to na odwrót jest.

      — Dobra.. jeśli chcesz, mogę ci dać te pieniądze i--

      — Niech się Pan nie wygłupia. Ja jestem uczciwy i nie wezmę pieniędzy tylko za to, że chwilę porozmawialiśmy.

      — Mhmm... to w takim razie cenę ustalimy później.. — mruknął, po czym mnie pocałował.

***

[Robert]

          Wróciłem do domu po pracy. Nie, tak jak zawsze, zmęczony. Tym razem jestem nie tylko zmęczony, ale także wkurwiony i zaniepokojony. Wydzwaniałem do Marcela od dwudziestej. Jest, kurwa, dwudziesta druga trzydzieści. A Marcel nie odebrał ode mnie ani razu.

          No i okazało się, że Marcela nawet w domu nie ma. No zajebiście! Pewnie znowu poszedł się jebać za hajs. Naprawdę do tego dzieciaka nic nie dociera.

      — Marcel, jak to odsłuchasz, to wiedz, że jestem już w domu i jestem wkurwiony. Dlatego w trybie natychmiastowym wracaj do domu, bo zadzwonie po Joachima i się skończy dzień dziecka. — powiedziałem spokojnym głosem, gdy po włączeniu się poczty głosowej, zaczęła nagrywać się wiadomość.

          Oczywiście, że nie zadzwoniłbym po Joachima. Przecież, jakby ten narwaniec się dowiedział, że jego młodszy braciszek się puszcza, to on by go chyba zabił.

***

          Dosłownie po upływie dwudziestu — może trzydziestu — minut, Marcel zjawił się w mieszkaniu.

      — Robert! — usłyszałem zdenerwowany głos Marcela, który właśnie wbiegł do salonu.

      — Marcel.

      — Nie zadzwoniłeś do Joachima, tak? Proszę cię powiedz, że nie dzwoniłeś do niego! — panikował.

      — Nie dzwoniłem i nie zadzwoniłbym. — wyjaśniłem spokojnie. — Po prostu potrzebowałem pretekstu, żebyś szybciej wrócił od klienta.

      — Skąd wiesz, że niby byłem u klienta? — oburzył się.

      — Dobra... weź po prostu się przyznaj i tyle. — westchnąłem.

          Chłopak milczał.

          Wstałem z kanapy i podszedłem do Marcela, po czym przyparłem go do ściany, czym trochę go zdezorientowałem.

      — R-Robert...? — mruknął cicho przestraszonym i niepewnym głosem.

      — Co? Teraz ci to przeszkadza, tak? — spytałem cicho, zjeżdżając ręką na lewy pośladek nastolatka. — Jak inni cię pieprzą, to jest dobrze, co?

      — Robert, to boli..

      — Boli? Teraz cię boli? — prychnąłem z kpiną. — Jak inni faceci cię obmacują i jebią, to jakoś nie narzekasz na ból.

          Oddech Marcela stał się szybki i chaotyczny. Nie wiem, czy przez to, że się po prostu mnie bał, czy przez jakiś inny powód..

      — Nie piłeś. — zauważyłem, po tym jak nie wyczułem od niego woni alkoholu.

      — Jestem czysty. Nic nie brałem.

      — Nowość. — prychnąłem wzmacniając uścisk na nadgarstku Marcela.

      — Ej! To naprawdę boli! — syknął.

      — Ma boleć. — warknąłem.

      — Chcesz mnie przelecieć, czy co do cholery?

      — Pff... oczywiście, że nie chcę. Zwłaszcza, że już ktoś inny miał okazję to dzisiaj robić. Mylę się?

      — Zamknij się...

      — Mhm, mhm.. tylko tyle masz mi do powiedzenia?

      — Tak, a teraz po prostu mnie puść.

      — Dobra, teraz tak na serio. — westchnąłem wypuszczając Marcela z uścisku. — Powiedziałeś, że już nie będziesz tego robił..

      — Ehh... szczerze? Nie mam zamiaru z tego rezygnować, jak narazie.. więc jeśli ci to przeszkadza, to mogę się wyprowadzić. — mówił cicho i zaczął masować swój obolały nadgarstek.

      — Naprawdę? Wolisz się wynieść, zamiast zacząć się szanować?

      — Tak.

      — Możesz zostać. — stwierdziłem po chwili ciszy. — Rób co chcesz, ale masz się trzymać ustalonych zasad. Żadnego wychodzenia w nocy w tygodniu. Weekendy i piątki, okej, ale nie w tygodniu, masz szkołę i nie chcę, żebyś sobie zawalał naukę.

      — No okej... postaram się.

      — No ja mam nadzieję.

***

/30/06/2022/
/02/03/2024/korekta

życie z męską prostytutką |BL| Where stories live. Discover now