Rozdział 77: Ziemniaczane histoerie

407 61 5
                                    

A/N: Kartofel król :D

– Co masz na obiad...? Bleh, paskudztwo.

– To jest zapiekanka – powiedział donośnie Feliks, wyciągając z piekarnika brytfannę. – Ziemniaaaaauuuć...! – Trzasnęło, gdy naczynie z hukiem uderzyło o kuchenkę. Feliks zaczął pośpiesznie dmuchać na poparzone palce. Spojrzał na Gilberta z urazą, jakby to była jego wina, że rękawice kuchenne odeszły w niebyt.

Chociaż, jakby wgłębić się w historię imprez w feliksowej kawalerce...

– Myślałem, że chociaż tu coś zjem coś normalnego – jęknął Gilbert, sadowiąc się na blacie kuchennych mebli. – Dookoła cepeliny, pierogi ruskie, knedle... U każdego byłem, nawet u Łotwy, ale on akurat nie miał nic dzisiaj... Ale Polen też żre kartofle na obiad, Boże, miej ty litość nade mną!

Polska zatrzymał się w połowie drogi do szuflady ze sztućcami i spojrzał przez ramię na Prusaka tak, jakby urosła mu druga głowa.

– Ty przecież lubisz ziemniaki – zmrużył oczy, szukając podstępu.

– Nie jako jedyny składnik diety.

– Przecież Ludwig umie gotować jeszcze kiełbasę – zdziwił się Feliks na widok zbolałej miny Prusaka.

– W tym problem, że on nie gotuje – wycedził Prusy przez zęby, zakładając ręce na piersi. – Saksonia wpadł w odwiedziny. Uparł się, że będzie nam przyrządzać posiłki. UPARŁ SIĘ, ROZUMIESZ?!

– Nie drzyj tak mordy! – Feliks odruchowo skoczył przed siebie i wyszarpał z szuflady pierwszą rzecz, która wpadła mu w rękę, czyli widelec. Potem spojrzał nań, zamrugał i na policzki wstąpił mu rumieniec zażenowania. – Sorki, odruch bezwarunkowy na wrzaski... Zaraz – Zmarszczył nagle brwi. – Saksonia, swoją drogą, dawno go nie widziałem, okupuje wam kuchnię, tak?

– Tak – warknął Prusy.

– Od kiedy?

– Od dwóch tygodni.

– Więc próbujesz mi powiedzieć – Feliks zaczął się śmiać, nie bacząc na mordercze spojrzenie, którym obdarzył go Gilbert. – Że od dwóch tygodni ty i Ludwig żyjecie tylko na ziemniakach w każdej postaci i nawet wy macie już dość?

Prusy milczał znacząco; Feliks, rechocząc na cały głos, sięgnął do szafki po talerz. Nucąc pod nosem, ze złośliwym błyskiem w oku zaczął nakładać sobie porządną porcję zapiekanki.

– Pozdrów Saksę – powiedział wesoło, rozsiadając się przy stole. – Gdyby nie ta jego upartość, nigdy bym nie przekonał się do pysznych ziemniaczków...

– Polen...

– Kartofelków...

– Polen...!

– Pyr... Bulw... Baraboli...  Perek... Albo, z francuska, ziemnych jabłek... Smażonych, pieczonych, gotowanych...

Gilbert poruszył bezgłośnie ustami; gdyby Feliks nie był zajęty zawartością talerza, mógłby z ruchu warg odczytać całkiem sporo obelg, przekleństw i niepochlebnych nawiązań do własnego życia seksualnego.

Kolejne minuty mijały w ciszy, przerywanej jedynie brzękaniem sztućców, w końcu jednak Feliks poczuł litość. Wszak, jak mówiło o nim przysłowie – chyba, że coś źle zapamiętał – miał mocną głowę, twardą dupę i miękkie serce.

– Zostały mi schabowe z wczoraj.

Gilbert przeprowadził błyskawiczny szturm na lodówkę.

[aph] Bóle fandomoweWhere stories live. Discover now