Feliks, siedząc na krześle i zaplatając dłonie, ponuro wpatrywał się w ekran laptopa na stoliku obok. W czerwonej bluzie, z kapturem głęboko nasuniętym na głowę i z wysuniętymi przed siebie stopami, mógłby być inspiracją dla Matejki, gdyby malarz jeszcze żył.
Ponieważ Polska na powitanie ani nie odpowiedział, ani się nawet nie poruszył, Litwa ukradkiem zajrzał pod kaptur. W jego cieniu dojrzał wyraźnie naburmuszone oblicze.
– Coś się stało? – zapytał niepewnie Taurys.
– Tyś to widział, Licia? – Feliks wskazał szarpnięciem podbródka laptop. Głos mu lekko drżał.
Litwa nie bez obaw spojrzał na ekran. Instagramowy profil Gilberta Beilschmidta raził w oczy nawet z oddali kontrastem zwiększonym do granic możliwości technologii. Taurys skrzywił się i uciekł wzrokiem.
– Wiem – Feliks machnął ręką. – Po chwili się przyzwyczaisz. Patrz na ostatnią fotę. Ten chujek mówił, że kupi sobie konia, nie?
– Kłócili się o to z Ludwigiem przez całą ostatnią konferencję – Taurys podjął drugą próbę spojrzenia na ekran bez uszkodzenia wzroku.
Pożałował, że jego okulary przeciwsłoneczne, podarowane wspaniałomyślnie przez Feliksa któregoś lata, leżały tam, gdzie Litwa zostawił – na dnie najgłębszej szuflady komody. W tak ekstremalnych warunkach Litwa nie pogardziłby nawet oprawkami w kucyki.
Ze zmrużonymi powiekami włączył podgląd ostatniego zdjęcia i zamarł.
– Och – wykrztusił, bo tylko tyle był w stanie z siebie wydobyć.
– Właśnie, och – powtórzył Polska pod nosem i mocniej zapadł się w krześle.
Ktokolwiek zrobił tę fotografię, umiał korzystać z kontrastu, a dodatkowo uchwycił moment doskonale; Prusy, ubrany w nienaganną, białą koszulę, obcisłe, czarne bryczesy i lśniące sztyblety na nogach, zdobione srebrnymi ostrogami, patrzył wprost w kamerę z poczuciem wyższości.
Ściągając ostro wodze, z prostymi plecami prezentował się doskonale na grzbiecie stającego dęba ogiera.
Wysokiego, masywnego fryzyjskiego ogiera, czarnego jak noc, z długą, lśniącą grzywą, jeszcze dłuższym ogonem i szczotkami przy pęcinach.
Litwa musiał przyznać, że niewiele miał w życiu okazji, by widzieć tak pięknego wierzchowca. I nie chciał przyznawać tego przed samym sobą, ale dawno nie widział też tak atrakcyjnie prezentującego się jeźdźca.
Sądząc po zbolałej minie Polski i rumieńcach na jego policzkach, ten miał podobne odczucia.
– Wygrał – wydusił z siebie Feliks, osuwając się jeszcze niżej. – Kapituluję. Po tylu latach – Wziął głębszy oddech, osłaniając dłonią oczy. – Oddaję mu tytuł najbardziej fabulous personifikacji na tym świecie.
CZYTASZ
[aph] Bóle fandomowe
FanfictionGarść hetaliowych drabbli i okruszków, just for your entertainment :) Komedia, oklepane motywy, absurd bez większego sensu, pisane z doskoku one-shoty. Zbiorek wszystkiego, co jest zbyt małe na własną opowieść i miejsce na ewentualne eksperymenty z...