Rozdział 19: Niedzielna wizyta

1.2K 89 71
                                    

SHIP: LietPol, ale z sugestią PrusPola, a nawet LietPrusPola, bo nabijam się z motywu rywalizacji o serduszko biednego (haha), niewinnego (hahaha), czystego jak łza (ta, jasne :D) Polski, którego stanowczo zbyt dużo w tym fandomie. 

Uwaga, ilość absurdów przekroczyła normy europejskie siedmiokrotnie. Jeśli przepalą się wam kabelki w mózgu... to ostrzegałam :D


***

Gdy zbliżało się południe, Polska, ciągle w szortach i w wyciągniętej, starej koszulce z logiem punkowej kapeli na plecach, postanowił w końcu zwlec się z łóżka. Zasadniczo, to od miesiąca nie miał nic do roboty i się nudził; do Sejmu nie zaglądał, nie chcąc się denerwować, Animal Crossing już mu się znudziło, a na Netflixie obejrzał już wszystko, co się dało. Przynajmniej dzisiaj miał plany na wieczór, ale do tego czasu będzie się snuł po mieszkaniu, próbując znaleźć sobie jakiekolwiek zajęcie...

Właśnie teraz stał przed lodówką, zastanawiając się w myślach, czy zaczęcie dnia od piwa to oznaka degeneracji i upadku obyczajów czy może wręcz przeciwnie, życia na przekór konwenansom.

– Czy pora dnia ma jakiekolwiek znaczenie? – zapytał sam siebie. Po krótkim rozważaniu za i przeciw wzruszył ramionami i wyciągnął puszkę z lodówki. Odstawił ją na stół i zajął się przygotowaniem śniadania. Dla pewności, odczeka jeszcze te kilka minut...

– Siema – W progu kuchni rozległ się znajomy głos. – Pijesz piwo na śniadanie?

– Skądże – odparł Feliks niewinnie, smarując chleb masłem. – Jestem dżentelmenem, nie piję przed dwunastą.

– Całe szczęście – Prusy sięgnął po alkohol, otworzył go i pociągnął długi łyk, a następnie rozsiadł się na krześle. – Całkiem niezłe, jak na polskie piwo – uznał, przyglądając się etykiecie. – No co się tak patrzysz, jakbym ci znowu łopatą przyłożył? Nie ma jeszcze dwunastej.

– Jest jedenasta pięćdziesiąt osiem – rzucił Feliks, odwracając się przez ramię i posyłając gościowi pełne wyrzutu spojrzenie. Kończył właśnie dekorować kanapki pomidorem i szczypiorkiem.

– No właśnie. Szmat czasu. Wygazowałoby się, zrobiłoby się ciepłe, a nie ma nic gorszego na świecie niż wygazowane, ciepłe piwo – Gilbert dalej delektował się trunkiem. – Chyba że Rosja... – stwierdził pod nosem. – Oszczędzam ci nieprzyjemnych wrażeń smakowych, nudności i potencjalnych problemów żołądkowych, a ty się tak odwdzięczasz, Polen?

– Co tu robisz? – Feliks położył na stole talerz. Prusy natychmiast porwał jedną kanapkę, ale Polska nieszczególnie przejął się akurat tym szabrem. Zamiast tego spojrzał raz jeszcze na piwo. Nie miał już żadnego innego w lodówce, więc już zaczął planować zemstę. – Znaczy, wiem, że ty kursujesz teraz w te i we wte, masz bilet okresowy na trasie Berlin-Malbork i stałe miejsce obok kierowcy Polskiego Busa, żeby go wkurwiać za dopłatą, ale, no, teraz chyba powinieneś być u Ludwiga i to jemu podbierać alkohol i żarcie, prawda?

– Powinienem – zgodził się Gilbert, żując kanapkę. – Ale granica zamknięta, jak za czasów słusznie minionych. Twoi ludzie nie chcą mnie przepuścić, to co, mam tam sterczeć jak debil? To już lepiej czekać u ciebie.

– Boże, kolejny... No dobra, możesz zostać – Polska usiadł naprzeciwko i zajął się śniadaniem. – Ale ciekawi mnie, skąd ty w ogóle masz klucze do mojego mieszkania. Bo w to, że było otwarte, nie uwierzę, zawsze zamykam, sąsiadom nie ufam.

– Pamiętasz, jak na ostatniej domówce spiłem Litwę? – zapytał niewinnie Prusy.

Feliks ciężko westchnął.

[aph] Bóle fandomoweWhere stories live. Discover now