53. - ostatni.

485 12 2
                                    

TRZY LATA PÓŹNIEJ



Avery zmarła tydzień po naszej rozmowie. Załamało mnie to. Żadna z nas nie myślała, że w dzień wyjścia ze szpitala moja siostra odejdzie z tego świata. Stało się to podczas odwiedzin ojca, a przecież czuła się dobrze. Nikt z nas nie podejrzewał, że to ostatnie spotkanie. Długo nie mogłam pozbierać się po śmierci Avery. Po pogrzebie było jeszcze gorzej, mimo że miałam przy sobie ojca, Cola i Liama. Może to obecność matki tak na mnie zadziałała. Nie wyglądała na zaskoczoną. Nawet nie miałam pewności, czy dotarło do niej, że straciła młodszą córkę raz na zawsze. Nie współczułam jej. Obiecałam sobie, że to nasze ostatnie spotkanie. Matka nic dla mnie nie znaczyła. Próbowałam utrzymywać z nią kontakt tylko ze względu na Avery. Teraz to nie miało sensu. Miesiąc po śmierci siostry dowiedziałam się, że byłam w ciąży. Nie potrafiłam zapanować nad swoją rozpaczą. O mało nie straciła tego dziecka. Jednak Cole znalazł dla nas odpowiednią opiekę. Powinnam się cieszyć. Zaszłam w ciążę. Wkrótce miałam zostać matką tak, jak tego pragnęłam. Tyle że wcale nie byłam zadowolona. Dziecko miało pojawić się w najgorszym momencie mojego życia. Bałam się. Porodu. Choroby, którą mogłam odziedziczyć po matce. Depresji poporodowej. Rozmowy z psychologiem wcale mi nie pomagały. Współczułam Cole, że musiał się ze mną użerać. Prosiłam nawet, żeby mnie zostawił, obiecując, że zajmę się naszym dzieckiem albo pozwolę mu je wziąć do siebie, gdy zachoruję. Nie zgodził się na to. Był przy mnie do samego porodu i wcale nie zamierzał odejść żadnego pieprzonego dnia. Na początku nie potrafiłam cieszyć się z narodzin córki. Płakałam, gdy położono mi ją na piersi. To była rozpacz. Dobrze, że maleństwo tego nie rozumiało. Jednak było niespokojne kilka nocy i dni. Zaczęło się polepszać, gdy ja się uspokoiłam. Musiałam w końcu wziąć się w garść dla tej małej istoty tak, jak kilka lat temu zrobiłam to dla siostry.

– Avery, uważaj – Cole krzyczał do niej, gdy uciekała przed dziadkiem.

Chciałabym dzielić tę chwilę z siostrą. Powinna być tutaj z nami. Brakowało mi jej każdego dnia. Była zbyt młoda, żeby umierać. Wolałabym wiedzieć, że wróciła do rodzinnego domu i nie chciała mnie znać ani widzieć, niż że umarła. Czułabym się nieco lepiej. Żałowałam, że miałyśmy zbyt mało czasu dla siebie. Gdybym wiedziała o jej chorobie wcześniej, znalazłabym sposób, żeby przy niej być częściej. Nawet nie spełniła swojego marzenia o pierwszej samodzielnej wystawie. Widziałam wszystkie jej rysunki. Były świetne. Świat powinien je zobaczyć, jednak nie byłam w stanie wyrazić zgody na pośmiertną wystawę prac mojej siostry. Jeszcze nie. Nie pomogłoby mi to ukoić bólu po stracie siostry.

Nie mogłam nazwać córeczki inaczej. Tylko w taki sposób byłam w stanie zatrzymać wspomnienie Avery na stałe. Mała mi ją przypominała. Była wesołym dzieckiem, wpatrzonym w tatusia. Czasami byłam zazdrosna, że moja córka, którą przez dziewięć miesięcy nosiłam pod sercem, karmiłam piersią, mimo częstych bóli i do której wstawałam w nocy, wolała spędzać czas z Colem. Nie powinno mnie to dziwić, bo był w nią wpatrzony jak w obrazek. Zrobiłby dla niej wszystko, gdybym mu na to pozwoliła. Gdy przyszła na świat zadbał, żeby miała najwygodniejsze łóżeczko, mięciutkie kocyki, najpiękniejsze przytulanki i wszystkie zbędne pierdoły dla niemowlaków, a mimo to i tak wolała ramiona rodziców. Uświadomiłam go, że maleństwu wystarczyła nasza obecność. Chciałam, żeby córka zrozumiała, że była dla nas najważniejsza, żeby czuła się kochana, mimo że na początku ciężko było mi jej to okazać.

– Jest ze mną bezpieczna – odkrzyknął mój tata.

Wiedział o tym, ale to nie znaczyło, że stracił czujność. Był prawie zawsze przy naszej córeczce. Wiedziałam, że przy nim nic złego jej się nie stanie. Odkąd urodziłam byłam pod opieką lekarzy. Nadal chodziłam do psychologa. Po czasie doceniłam, że nasze rozmowy mi pomagały. Dzięki nim przetrwałam najgorszy czas w swoim życiu. Inaczej nie miałabym teraz swojej rodziny i nie czułabym się szczęśliwa. Nie chciałam skończyć jak matka. Wyraziłam wszystkie zgody na leczenie, gdyby pojawiły się u mnie jakiekolwiek objawy choroby stwierdzonej u mojej rodzicielki. Wierzyłam, że to jakoś uchroni mnie przed jej losem, a moje dzieci nadal będą miały normalną rodzinę. Tego dla nich chciałam najbardziej. Żadne dziecko nie powinno mierzyć się z problemami rodziców, a już na pewno nie samo. Wiedziałam, że Cole zawsze będzie obecny w życiu naszych dzieci. Mogły też liczyć na dziadka i jego rodzinę. Babci nie poznają nigdy. Tak zdecydowałam po śmierci siostry, gdy przestałam odwiedzać matkę i interesować się jej losem. Nie chciałam nawet, żeby ktokolwiek z ośrodka poinformował mnie, gdy umrze. Mogli ją pochować bez mojego udziału, chociaż ojciec nie pozwoli, żeby jego żona odeszła w zapomnieniu. Sam będzie ją żegnał.

Hayden. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz