|1| wiara

422 22 6
                                    

Operacja trwała 7 godzin, 7 godzin niepewność, strachu i stresu. Sophia trafiła na salę pooperacyjną gdzie miała zostać całą dobę po dziesięcio godzinnej operacji wycinania guza mózgu. Nie pozwolili nikomu na nią wejść. Will, Dave czy Tom stali przed blokiem wyczekując na lekarza aby dostać jakiekolwiek informacje na temat ich młodszej siostry.

Wyszedł mężczyzna poprzez wielki szare drzwi wysoki a zarazem szczupły brunet, którego trójka starszych braci już bardzo dobrze znała. Miał też na sobie białą maseczkę czy fartuch tego samego koloru gdzie nad jego prawą piersią znajdowała się plakietka z jego imieniem.

–Rodzina Sophie Watson? –wychylił się bardziej w korytarz chirurg Marcus.

–Tak –powiedział płynnie Dave, a bynajmniej się starał bo to jak w środku wyglądał można było nazwać zgrozą.

–Spokojnie usunęliśmy nowotwór –zapewnił lekarz, a wszyscy wypuścili głośno powietrze –Jak na sześciolatkę jest bardzo silną dziewczynką –westchnął przewiercając kartki w teczce –To tyle z mojej strony, za niedługo ujrzycie swoją siostrę –zapewnił ściskając dłoń Dave, ramie Tom'a i czułym wzrokiem pożegnał Willa. –Będzie w tamtej sali –wskazał na drzwi, które były obok sali numer 3 i odszedł.

Drzwi się ponownie otworzyły a z nimi wielkie łóżko, na którym leżała mała dziewczynka o pięknych brąz włosach zaplecionych w niechlujnego warkocza. Oczy, które zawsze świeciły radością teraz wygasły, były zamknięte. Obok niej leżał misiek w kształcie żyrafy, którego dostała od Dava jako prezent na jej piąte urodziny, które odbyły się w szpitalu w trakcie leczenia

Podbiegli do niej jednocześnie, cała trójka. Rzucili się na nią jak wygłodniałe misię do miodu. Patrzyli na brunetkę z bólem w oczach, który chcieli ukryć jak tylko się dało. Wygląd jej szwów na głowie przerażały, jej włosy w jednym miejscu były zgolone przez co warkocz się rozwalił. Oczy były podkrążone, a jej głos był tak zachrypnięty jak u staruszków.

–D-dave.. –wyszeptała ledwo słyszalnie, ale na tyle by każdy się odwrócił.

–Jestem –złapał ją za dłoń jakby miała zamiar wyparować –Jestem tu, jestem tu..

–Jestem z-zmęczona –wymamrotała, a jej oczy ponownie, ale powoli się zamykały aż nie zasnęła. Dave delikatnie swoją dłonią przejechał po jej policzku. Łzy spływały nie tylko po jego policzkach.

Dni szpitalne mijały, z godziny zrobił się dzień, z dnia powstał tydzień. Cały ten czas trojka nadopiekuńczych braci siedziała przy jej łóżku, czy to dzień, czy noc. Oni zawsze byli, zabierali na oddziałową świetlicę, czy na stołówkę, która nie miała dobrego jedzenia.

W końcu nadszedł dzień wypisu, ściągnęli jej sąde z nosa i porobili ostatnie badania.

–Jakieś życzenia? –zapytał uśmiechnięty Dave biorąc małą Sophie na ręce.

–Chce na lody! –wykrzyczała z uśmiechem, którego Will, Dave, Tommy nigdy, ale to przenigdy nie zapomną.

Pocałunek na dobranoc ||Ninachuzm||Where stories live. Discover now