|7| JAK!?

152 12 1
                                    

A/N nie sprawdzony, jestem w szpitalu i mama nadzieję, że to zrozumiecie<33

Leżałam w kogoś wtulona. Było ciemno, a za oknami lekko kropiło, lampka nocna dawała lekką poświatę koloru pomarańczy, a czyjąś dłoń była na mojej talii. To nie był Tom, Will czy tym bardziej Dave. Nie pachniał jak oni ani nie czułam czegoś takie co jest pomiędzy moimi braćmi. Lekko unioslam głowę, wstrzymałam oddech kiedy okazało się, że był to Karl...

Ale od początku.

To był ciężki jak i wspaniały tydzień.

Po pierwsze: poznałam dwójkę najlepszych przyjaciół, którzy nazwali nas "dziwolągami" co jest naprawdę zabawne jak i urocze. Po drugie, po "rozmowie" z Will'em próbuję się zaakceptować taką jaka jestem. Miałam również taką dłuższą rozmowę z Dave'em, a było to następnego popołudnia kiedy wróciłam ze szkoły.

W końcu pierwszy weekend po pierwszym tygodniu szkoły! I Karl razem z Tiną zaprosili mnie na noc!

Była sobota o szesnastej mieliśmy pojechać po Tinę, a z Tiny do Karl'a. Dosłownie razem z moimi braćmi się tym razem stresowaliśmy. W końcu pierwszy raz śpię u kogoś innego niż w pokoju moich braci.

Will pomagał mi przyszykowywać ubrania i toaletowe rzeczy jak i leki. Dave pozwolił mi tego wieczoru zjeść niezdrowe jedzenie, a Tom ogarniał (co mu nie wychodziło), ale się starał dom, nawet nie wiem po co.

Wybiła równo szesnasta, razem z Will'em pojechaliśmy po Tine.

–Już wysyłam ci adres, pa! –krzyknęła do słuchawki brunetka, a ja tylko przytaknęłam. Rozśmieszyła mnie sama nazwa ulicy, którą z wielkim trudem wypowiedziałam ją Will'owi.

–Sunshine dwadzieścia trzy przez dwa

–Co cię tak rozbawiło? –zapytał zdezorientowany brat za kierownicą, który ukrywał swój uśmiech.

–Susshine! –wybuchłam śmiechem, a jedyna jego reakcja to było parsknięcie.

Po niecałych piętnastu minutach dojechaliśmy, Will w między czasie pościl radio by rozładować atmosfera co mu się udało. Zatrzymał się, a ja z spoconymi rękoma otworzyłam drzwi od auta i zadzwoniłam dzwonkiem, czekając przed furtką na Tinę.

Mieszkala w uroczym domku, coś na stylu chatki w lesie. Na podjeździe stało auto, a za nim parę krzaków czy tam krzewów. Drzwi były żółte czym mnie miło zdziwiły. Zza okna widziałam tylko jak Tina przytula swoją mamę, która pewnie była w kuchni wnioskując lodówkę obok niej, i wybiegła w rozczochranym koku z beżową koszulą gdzie pod spodem miała golf i szare dresy.

Żółte drzwi się zatrzasneły, a ta od razu rzuciła mi się na szyję i weszliśmy do auta Will.

Siedząc z tyłu, szeptaliśmy tak by Will nas nie słyszał, a kiedy wybuchliśmy śmiechem raczył pierwszy raz od Tiny przybycia coś powiedzieć:

–Z czego się śmiejecie? –zagadnął chyba bardziej do brunetki.

–A jak mam się do niego zwracać? –zapytała pół szeptem mnie, już otwierałam usta kiedy Will się odezwał:

–Will, wystarczy Will —lekko zesztywniała, posłała mi swój uśmiech i odpowiedziała.

–No więc Will –zachichotałyśmy –Śmiejemy się z Karl'a, który złamał sobie kiedyś palca poprzez mocne uderzenia ręką o blat biurka –Tina to tak w śmieszny sposób powiedziała (czyt:. Szarmancki).

Udawała swoim cienkim głosem jakiegoś szlachcica z średniowiecza, tak że ponownie wybuchnęliśmy śmiechem.

–A twoi rodzice są-

Pocałunek na dobranoc ||Ninachuzm||Where stories live. Discover now