13 listopada 2018 - Oskar

22 6 3
                                    

Czuję się, jakby ktoś usiadł mi na płucach, wypuścił z nich całe powietrze i tak sobie leżę, szukając sensu swojego żywota.

Zaskakująco, nie znalazłem go.

Przyniosłem towar do domu. Pierwszy raz od dawna. Od czasów, kiedy dopiero zaczynałem. Kiedy nie wiedziałem, że całość się tak rozrośnie. Że zaraz będę konkurował o tytuł najlepszego dilera w mieście. Dilera, od którego inni kupowali wszystko.

Hurt, nie detal, panie władzo.

Gdyby mnie złapali, fakt — miałbym bardziej przejebane. Ale przerzucenie czegoś raz, a pięćdziesiąt razy? Mniejsze ryzyko! Tylko jakim kosztem?

Ale jeszcze mnie nie złapali! Jest dobrze!

Jest mi tak strasznie źle, że nie opisałyby tego słowa. Może skosztuję tego, co tak hojnie sprzedaje ludziom. Może to przyniesie mi chwilę zapomnienia. Wyłączy emocje, mózg, który wiecznie robi na przyspieszonych obrotach. W końcu będzie cisza. Słodka cisza, za którą tak podążam. Za którą wiele bym oddał.

Nigdy nie jest cicho.

Ale lubię te momenty, kiedy jestem wystrzelony i chociaż przez sekundę niczym się nie martwię: kiedy towar wjeżdża, a ja uśmiecham się jak ostatni kretyn sam do siebie i nie marzę o niczym innym, jakoby ta chwila trwała całą wieczność.

Chciałbym zamknąć się w takiej bańce nieświadomości. Chciałbym bardzo. Żyć w takiej utopijnej nieświadomości tego, co dookoła mnie. Żeby ten mózg przestał pedałować (bez podtekstów!!) do przodu, żeby w końcu zamknął mordę.

Dlaczego nie mogę zamknąć mordy?

Kokaina wygląda niezmiernie kusząco dzisiejszego wieczoru.

Drogi PamiętniczkuWhere stories live. Discover now