Rozdział 6.

60 5 0
                                    

trudne dni chciałabym zostawić za sobą, a dzięki temu rozdziałowi podniosłam samą siebie odrobinę na duchu.

— Przyniosłem ci kawę z cukrem i mlekiem — oznajmił radośnie Mike, wchodząc zza kontuar, kiedy akurat kasowałam jedną ze sterty książek młodej kobiety. 

— O, jak miło z twojej strony. Ja przyniosłam dla nas do pochrupania ciasteczka z czekoladą. — Zapakowałam zakupy do papierowej torby, wrzuciłam do niej paragon i podałam pakunek brunetce. 

Minęły prawie trzy tygodnie od mojego pierwszego dnia w pracy i to jaki spokój odczuwałam za każdym razem, kiedy wstawałam rano i wiedziałam, że szłam do przyjemnej pracy, w której mogłam wykonywać swoje zadania bezstresowo było nie do opisania. Odcięłam się od denerwującego mężczyzny, który zaprzątał mi nieustannie głowę, że musiałam zablokować jego numer i usunąć rozmowę, aby nie wracać do tego, o czym pisaliśmy. Wiedziałam, iż mogłam postąpić dziecinnie, ale ów posunięcie dało mi... wyczekiwaną harmonię. 

— Pudełko jest na blacie! — podniesionym głosem poinformowałam chłopaka, wyrzucając do kosza pod kasą niepotrzebne, walające się wszędzie paragony i karteczki. 

— Kupiłaś je?

— Tak nisko oceniasz moje umiejętności? Robiłam je cały wieczór, abyś miał udany piątek, chyba należą mi się, jakieś podziękowania. — Zaśmiałam się, wracając od pozycji stojącej, po usłyszeniu kilku uderzeń w mały dzwoneczek. — Dzień dobry, w czym mogę... — Zamarłam, kiedy podniosłam wzrok przed siebie i zobaczyłam znajom twarz. — ...pomóc. Marshall.

— V, hej. Nie chcę ci przeszkadzać, więc tylko na chwilę przyszedłem. Dać ci... to. I wiem, że miałaś wcześniej dostać te zaproszenie, ale drukarnia miała problemy i wszystko się opóźniło. 

Spuściłam oczy w dół na rękę, której dłoń opierała się na ciemnym blacie kontuaru, a pod nią znajdowała się skromnych rozmiarów różowawa koperta. Nie mogłam przełknąć, nie mogłam wydobyć z siebie słowa... nie mogłam dopuścić do siebie myśli, że zostało już tak mało czasu zanim mężczyzna stojący przede mną zwiąże się związkiem małżeńskim z kobietą, którą kocha tak bardzo, aby założyć z nią rodzinę i spędzić resztę życia. Po prostu trwałam w obecnej chwili, wspominając sobie, że nikt nigdy nie pokocha mnie tak bardzo, jak on Alice. Ale mimo wszystko... cieszyłam się jego szczęściem i byłam cholernie dumna z niego, iż spotkał kobietę wartą każdej kłótni, każdej łzy oraz każdej najszczęśliwszej emocji. Zasługiwał na to.  Niespodziewanie obok mnie pojawił się Mike, który próbując uratować sytuację włączył się do rozmowy. Objął mnie ramieniem, tuląc do siebie i szczerząc od ucha do ucha. 

— Cześć, jestem Mike, razem pracuję z Vail — przedstawił się krótko i podał dłoń z lekka skołowanemu Marshallowi. 

— Marshall, kolega V. Akurat przyszedłem dać jej zaproszenie na ślub. — Postukał w kopertę wskazującym palcem, uśmiechając się uprzejmie. 

— Bierzesz ślub?! A to wspaniale, gratulujemy w takim razie. — Zgarnął z półki za nami, jedną z książek. Wiodłam spojrzeniem za jego ruchami, w miarę szybko ocucając się. — Jest to bestseller Jak przetrwać po ślubie i nie wziąć rozwodu po roku. Słyszałem, że autorka wielu ludziom uratowała małżeństwa, ale niektórym i tak nie wyszło, no nic może w twoim przypadku sprawdzi się pierwszy punkt. Dla pana młodego za połowę ceny i do tego ozdobna torebka za jednego centa. 

— O, okej — wychrypiał wciąż nieodnaleziony w zaistniałej sytuacji, wyciągając z tylnej kieszeni portfel. 

Zacisnęłam usta w cienką linie, starając się nie roześmiać. W momencie, w którym Marshall miał zapłacić kartą, a Mike wydawał mu polecenia, moja komórka w kieszeni ciemnych eleganckich spodni zawibrowała. Przeprosiłam panów i po chwili schowana na zapleczu, wciąż mając widok na mężczyzn, odebrałam telefon. 

Certain Future [+18]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz