Rozdział 8.

50 4 0
                                    

hejka, jestem po obejrzeniu stranger things i tak mi się na łzy zbiera :( a co u was? 

rozdział niesprawdzony dokładnie, ale zapraszam do czytania.


— Ruth, nie sądzę, że to dobry pomysł — odezwałam się ostrożnie, obserwując jak Florence stanęła krześle, aby dosięgnąć książki.

— Daj spokój, będzie super, a jak ja mówię, że będzie, to będzie. To jedno z najfajniejszych przyjęć organizowanych w tej firmie przez tego buca. 

— Buca? — zaśmiałam się, słysząc oburzenie w głosie rudowłosej. — A co to się stało, że teraz mówisz na niego buc? Ostatni tak bardzo go wychwalałaś, że dał ci premię.

— Kiedy przyszedł dziś rano do pracy, chciała się zapytać, czy mogłabym wyjść dziś wcześniej z pracy, bo mam ważną sprawę do załatwienia, a on przystanął w miejscu i spojrzał się na mnie tak, jakbym co najmniej kogoś zabiła na jego oczach. Powiedział, że to poważna korporacja, a nie jakiś koncert życzeń. 

— Chcesz bym przyszła do ciebie w czasie lunchu? Mike akurat wtedy przychodzi, to mogę sobie pozwolić na wyjście. Zgarnę słodkie ciasteczka, które zrobiłam. 

Kilkusekundową ciszę rozwiało westchnienie Carey. Gdy miała się już odezwać, krzesło pod dziewczynką niebezpiecznie się zachwiało, książki wyleciały z jej rąk, a dziecko mocno uderzyło o podłogę. Pisnęła przeraźliwym, lecz stłumionym głosem i w mgnieniu oka schowało się w głąb między regałami. 

— Ruth, później zadzwonię. 

Rzuciłam komórkę na kontuar i wybiegłam zza niego, w kierunku, w którym rzekomo mogła schować się Florence. Szłam powoli, nasłuchując, jak jej płacz stawał się coraz głośniejszy i głośniejszy. Kiedy długie i potężne regały były już za mną, a strefa dziecięca wyszła mi na przeciw, jej płacz rozdzierał mi serce. Myślałam, w tamtym momencie o mojej Sophie, która podobnie reagowała na porażkę czy jakąkolwiek krzywdę, którą ktoś jej sprawił lub sama sobie. Przeszłam na prawo i jeszcze trochę dalej, prawie pod samo zaplecze, gdzie już przy wejściu stały pudła z dzisiejszej dostawy. Bingo. 

— Florence? Jesteś tu, kochanie? — zagaiłam ostrożnie, stawiając w przód ostatni krok. Nie chciałam przekraczać jej strefy komfortu, aby przypadkiem jej jeszcze bardziej nie spłoszyć. — Odezwij się, abym wiedział, że nic ci się poważnego nie stało. 

— Jes... — zaczęła, lecz szybko zamilkła. Z pewnością nie chciała teraz wcale rozmawiać, co było zrozumiałe, dlatego zobaczywszy to, jak silnie trzymała kolana podciągnięte do klatki piersiowej i chowała w nich swoją twarz, kucnęłam w umiarkowanej odległości od niej. Zrozumiałam, że nawet, jeśli świat by się palił, nie mogłam postępować zbyt pochopnie. 

— Wiem, że możesz być teraz przerażona tym, że mogło ci się coś stać. — Spuściłam wzrok na odkryte kolano, na którym pojawił się już zarys dużego siniaka. Drugie kolano było delikatnie zadrapane, ale to jej prawą rączką się najbardziej przejęłam, gdyż miała kilka siniaków, a dłoń mocno ściskała. — Ale to był po prostu zwykły pech, Florence. To nie była twoja wina, że krzesło się zachwiało. Książki, które spadły Mike poukłada na miejsce, tylko powiedz mi czy coś cię boli? 

Łkanie powoli cichło, kiedy pokazała palcem swoje kolana, a później pokazała swoją dłoń. Wnętrze poplamione było krwią, ale rana nie zdawała się być bardzo poważna. Następnie podniosła główkę, przetarła zalane łzami oczy, ale wciąż unikała mojego spojrzenia. 

— Jesteś w stanie chodzić? — Odpowiedziała mi przecząco, kręcąc głową. — Zbyt mocno się uderzyłaś — wymamrotałam pod nosem — Ale to nic, jakoś sobie poradzimy. — Podniosłam się i zwinnym ruchem wzięłam ją na ręce. Założyła mi za szyję ręce, przytulając się tak mocno, żeby przypadkiem znowu nie upaść. 

Certain Future [+18]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz