Rozdział 17.

52 3 5
                                    

zapraszam

Dzień nie zapowiadał się ciekawie. Od samego rana padało, wiał silny wiatr, a nad Boston nadciągnęła fala szarości, która każdemu mieszkańcowi psuła o połowę humor, dając im zamiast radości czy dobrego nastroju, opryskliwość, złość i ciągłą frustrację. Środa nie miała dobrego początku u wielu bostończyków, ale zawsze mogli przeciwstawić się negatywnym aspektom i próbować, jak najlepiej spędzić ten dzień. Natomiast ja stałam gdzieś pośrodku tego całego zawirowania. 

Zdecydowana część mnie żyła jutrzejszym dniem, co ciągnęło za sobą cząsteczki ekscytacji, jakie pozostały mi po dobrym humorze. Jutro wszystko mogło się zmienić na lepsze lub gorsze, ale nie miało to dla mnie za bardzo znaczenia. Jedyne o czym marzyłam to zobaczyć moją słodką Sophie, która z pewnością da mi wystarczającą dawkę serotoniny na następnych kilka dni, dopóki nie doprowadzę się do porządku. Specjalnie dla niej wzięłam jutro wolne, aby spędzić z nią wystarczająco dużo czasu, zanim wrócą w niedzielę do Kanady. Na ten czas Sophie zostanie u mnie, a tata z Mirandą i Angel spędzą ten czas w hotelu. Lecz w małym stopniu mam mu za złe, że przy pierwszej lepszej okazji pozbywa się małego potworka, by spędzić czas ze swoją drugą żoną i wspólnym dzieckiem. Ból kraje moje serce na małe kawałki, gdy widzę, jak moja siostra jest odtrącana od własnego ojca. Zamierzałam, chociaż w ciągu tych krótkich dni, dać jej tyle miłości i ciepła, żeby zapomniała o nieprzyjemnościach, których zdarza jej się doznawać. 

— Więc, wiesz już kiedy nas opuszczasz? — zapytał zaciekawiony Mike, który od rana należał do grona osób bez nastroju do czegokolwiek. 

— Ruth powiedziała, że do końca tego tygodnia powinnam dostać odpowiedź. Jak wszystko dobrze pójdzie to będę asystentką samego prezesa Downey Company, którego to firma zarządza nieruchomościami z całego świata. — Uśmiechnięta, podniosłam na niego spojrzenie znad laptopa. — Ale jeszcze nie wiem dokładnie, co będę robić. Na pewno stawka będzie o wiele większa niż u pani Marlowe. 

— Zajmuje się tym samym co Crawford — stwierdził ze zmarszczonymi brwiami, jakby nad czymś się zastanawiał. — Nie jest to dość dziwne? Wyjątek jest taki, że każdy z biznesmenów z różnych kategorii ceni sobie bardziej Crawforda niż Downey'a. 

— Wątpię, że jest się czym martwić. To druga najlepsza firma w Bostonie, która zajmuje się czymś takim na skalę międzynarodową. To chyba dobrze.

— Oczywiście, że tak. Tylko... wyczuwam tu pewną intrygę. Obie firmy otworzyły się w podobnym czasie. No, Downey rok później zaczął działalność z tego, co czytałem. O nim samym stało się głośno tuż po... 

— Mike — upomniałam go, patrząc się na niego wymownie. Zmilkł, prawdopodobnie gdy wyczuł, że nie był to odpowiedni moment na bezsensowne drążenie. — Powinieneś się cieszyć, że dążę do spełnienia zawodowego, a nie jeszcze zastanawiać się, która firma była pierwsza i dlaczego. Nie ma w tym głębszej filozofii. 

— Nie mówiłem, że się nie cieszę.

— Tylko spekulujesz na temat pracy i starasz się znaleźć jej drugie dno, gdzie owego nie ma. — Wtrąciłam, wstając na równe nogi, podpierając się o kontuar. 

— Po prostu staram się patrzeć na wszystko racjonalnie — odparł, a jego twarz zmieniała z sekundy na sekundę swój wyraz. Ściągnięte ku sobie brwi, poszarzała barwa oczu oraz ton głosu świadczył o jego irytacji jak i przejęciu. — Nie zamierzałem dać ci tego, w taki sposób odczuć. 

Patrzyliśmy po sobie w skupieniu, wsłuchując się w padający za oknami deszcz. Już za niedługo miał nadejść nieszczęśliwy sierpień, a pogoda na wstępie zaczynała się psuć. Lata nie poużywałam, nie dlatego, że ciepło nie było moim sprzymierzeńcem, a chociażby dlatego, że mi o każdej porze roku było zimno. Również nie zapamiętałam go tak dobrze, jak powinnam, co wzmogło tęsknotę za ponurą i szarą jesienią, aby mój nastrój w końcu zaczął odpowiadać porze jaka gościła w stanie. 

Certain Future [+18]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz