33.

3.4K 97 1
                                    

Nico pov

- Co się zaczęło?- dopytuje bo nic nie rozumiem.

- Boże głupku ja rodzę!- co? Moment. Spojrzałem na nią całą i dopiero teraz zobaczyłem że od pasa w dół jest mokra co oznacza, że wody jej odeszły. Cholera jasna!

- Nie mogłaś z tym chwile zaczekać?

- Zaraz Ci przyłożę.- syczy przez zęby. Razem z Lily rozwiązujemy sznur i pomagamy jej wyjść z budynku. Wsiadamy do auta gdzie za kierownicą jest już Fabio.

- Do kliniki dr Perez!- krzyczę.

- Co się dzieje?

- Ona rodzi debilu! Jazda!- krzyczę, jestem zdenerwowany do granic.

- O kurwa!- wcisnął gaz do dechy i ruszyliśmy. Stąd mieliśmy kawałek drogi do kliniki, ale wierzyłem, że Mel da radę.

- Skarbie jak się czujesz?- pytam, ściskając kobietę za dłoń.

- Zajebiście, normalnie na wakacjach jestem! Przepraszam Nico to przez te skurcze, są coraz silniejsze.

- Wiem kochanie wiem.- całuje ją w głowę.- Ale czy to nie za wcześnie na poród?

- To przez stres. Starałam się opanować, ale z każdą chwilą było coraz gorzej.- jeśli coś się stanie dziecku rozerwę matkę na strzępy.

Po dłuższej chwili jazdy i wyzwiskach Mel dotarliśmy pod klinikę. Perez od razu została o wszystkim poinformowana i czekała z pielęgniarkami pod klikniką. Pomogłem wysiąść Mel z auta i posadziłem ją na wózek szpitalny.

- Dr Perez.

- Nico nie martw się. Mel jest we wspaniałych rękach i świetnie sobie poradzi.- mówi gdy pielęgniarki zabrały Mel aby ją przygotować.

- Czy będę mógł być przy tym?

- Przy samych przygotowaniach jak najbardziej. Niestety przy porodzie będziesz musiał opuścić salę. Muszę ją dokładnie zbadać, a nie wiem jakie ma obrażenia. Znając Ciebie gdybyś się dowiedział wpadłbyś w szał i utrudniał wszystko.- ma cholerną racje. Sam wiem, że nie zapanował bym nad sobą.

- Rozumiem. Proszę się nimi zająć jak najlepiej.
- kiwnęła głową i odeszła. Obróciłem się do Fabia i Lily.

- Chodź Lily lekarz musi Cię obejrzeć.- mówi Fabio.

- Nic mi nie jest, lepiej niech się zajmą Mel.- odpowiada blondynka.

- Spokojnie. Lekarzy nie zabraknie, a teraz chodź i bez dyskusji. Mel nie byłaby z tego zadowolona.- wtrąciłem się.

Weszliśmy do środka. Od razu zawołałem aby przydzielili lekarza dla Lily oraz zapytałem, w której sali jest Mel. Gdy uzyskałem informacje od razu tam się udałem.

- Hej.- powiedziałem wchodząc do sali numer 115 po czym pocałowałem ją w czoło.

- Hej.- odpowiedziała bardzo słabo. Wiedziałem, że jest wyczerpana. Kobieta stała oparta o ścianę i głęboko oddychała.

- Jesteś bardzo dzielna.

- Ta. Perez powiedziała, że to dopiero początek także nie jestem jakoś pozytywnie nastawiona. Ale dam radę dla naszego maleństwa.

- Badała Cię już?- pytam trochę ze strachem.

- Tak, ale nie musisz się martwić nie mam żadnych obrażeń poza tym co widzisz. Dostałam pare razy w twarz, nic więcej nie zdążyli zrobić.- zacisnąłem szczękę na jej słowa.

- Zapłacą za to, że w ogóle odważyli się podnieść na Ciebie rękę.- klęknąłem przed nią i ucałowałem piękny krągły brzuszek. Już była ubrana w koszulę do porodu.

Szczęście w nieszczęściu Where stories live. Discover now