Rozdział 084

113 3 0
                                    

Od rozmowy telefonicznej z Maćkiem Daria była podekscytowana. Nie była w stanie skupić się na reszcie piątkowej próby w teatrze, więc nawet gdyby wydarzyło się coś godnego opisania w relacji, Majewska zapewne by tego nie zauważyła. Teraz nie mogła myśleć o niczym innym, jak tylko o sobotniej premierze, którą tak bardzo pragnęła zobaczyć. Do tej pory wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały na to, że pozostanie to tylko w sferze marzeń. A tymczasem Maciek jakimś cudem załatwił bilety! Daria nie mogła wyjść z podziwu, że mu się to udało i to niemal w ostatniej chwili. Zastanawiała się też, na jakie poświęcenie zdobył się Szymczyk, by zorganizować te wejściówki.

Czyżby uruchomił swoje znajomości?, przeszło jej przez myśl. Pamiętała, że przy pewnej okazji Maciek wspominał o tym, że matka jego przyjaciela pracuje w Teatrze Wielkim. Logiczne wydawało się więc, że te bilety to jej zasługa. Bo nie wierzę, żeby tak oszczędny i poukładany facet szarpnął się na wejściówki z drugiej ręki, przepłacając dwu- albo nawet trzykrotnie. A zresztą, czy to teraz takie ważne? Jutro i tak dowiem się prawdy.

Z tym postanowieniem opuściła teatr po zakończonej próbie. Radość rozpierała ją do tego stopnia, że Daria miała wrażenie, jak gdyby nie stąpała twardo po ziemi, lecz unosiła kilka centymetrów nad nią. Majewska spojrzała w górę na zachmurzone niebo, ale nie było jej dane zobaczyć słońca ani nawet pojedynczych jego promieni. Taka okoliczność byłaby idealnym odbiciem jej obecnego samopoczucia, które zmieniło się na lepsze jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Niestety wiszące nad Warszawą gęste chmury pozbawiły Darię nadziei na to, by chociaż przez moment zobaczyć słońce. Niezrażona tym faktem Majewska uznała, że przynajmniej przez najbliższą godzinę lub dwie nie powinno się rozpadać, a to oznaczało, że mogła przespacerować się do domu. Nieśpiesznie ruszyła przed siebie i pokonywała kolejne metry, nie mogąc przestać się uśmiechać. Jak się wkrótce okazało, jej optymistyczny nastrój był zaraźliwy. Każdy z przechodniów, z którym Darii udało się nawiązać choćby przelotny kontakt wzrokowy, rozpromieniał się przynajmniej na moment.

Życie jest piękne, westchnęła w duchu, z zachwytem podziwiając piękno przyrody w parku, przez który właśnie przechodziła. Różnobarwne liście na drzewach i wokół nich przemieszane z klonowymi noskami, kasztanami i żołędziami, przelatujące nisko drobne ptaki oraz przemykające tu i ówdzie rude wiewiórki — wszystko to miało swój niepowtarzalny urok. Daria postanowiła na chwilę się zatrzymać i przysiąść na jednej z wolnych ławek, by móc dłużej się tym cieszyć. Z przyjemnością patrzyła zarówno na wróble walczące między sobą o skrawki chleba rozsypane obok ścieżki przez przygarbioną staruszkę, jak i na pomysłowe wrony. Dwie siedziały na brzegu kosza na śmieci i pracowicie wydobywały z niego kolejne rzeczy, zapewne w poszukiwaniu czegoś do jedzenia.

A ja zawsze pomstowałam na ludzi, że rzucają śmieci byle gdzie i nawet nie starają się dobrze trafić do kosza, roześmiała się w myślach, zdając sobie sprawę, że bałagan wokół miejskich śmietników niekoniecznie musiał być skutkiem niedbałości człowieka. W tym momencie tuż obok głowy dziewczyny przeleciał jakiś przedmiot i z hukiem uderzył o asfaltową ścieżkę. Daria odruchowo rozejrzała się wokół, by zobaczyć tego, kto najwyraźniej bawił się w rzucanie kamieniami lub czymś o podobnym kształcie, ale nie dostrzegła nikogo. A może po prostu coś samo spadło z drzewa?, spytała siebie, ale w tym momencie zdała sobie sprawę, że siedzi pod rozłożystym klonem. Tymczasem tuż przed nią leżał rozłupany orzech włoski. By rozwiać swoje wątpliwości Daria podniosła głowę i kilka metrów nad sobą dostrzegła winowajcę. Jak się okazało, to również była wrona ciekawsko spoglądająca to na dziewczynę, to na ścieżkę. Ach, tak, teraz wszystko jasne, pomyślała Majewska. Magda opowiadała mi kiedyś, że wrony siadają na poręczach balkonów w jej budynku i zrzucają orzechy na chodnik, żeby w ten sposób je rozłupać. Śmiała się, że jesienią musi uważać przy wchodzeniu do bloku, bo mało brakowało, a już parę razy oberwałaby w głowę. Jak widać, nie było w tym nawet odrobiny przesady. W tej sytuacji określenie „ptasi móżdżek" nabiera nowego znaczenia. Właściwie należałoby uważać to za komplement, a nie obelgę, bo wychodzi na to, że ptaki to bardzo inteligentne i zaradne stworzenia. W przeciwieństwie do niektórych znanych mi ludzi, oceniła, mając na myśli chociażby nową dziewczynę Grześka lub Karolinę z teatru. Obu tych kobiet szczerze nie lubiła, przede wszystkim dlatego, że miała alergię na głupotę. Daria postanowiła jednak nie psuć sobie humoru rozważaniami na ten temat, więc powróciła do obserwacji ptaków oraz wiewiórek i dopiero gdy zrobiło jej się zimno, wstała z miejsca i ruszyła w dalszą drogę do mieszkania.

A gdyby tak - sezon 1Where stories live. Discover now