Kontra

1.4K 120 64
                                    

Nim otworzył drzwi, dwa razy upewnił się, że ma zapięty rozporek.

Cervet stał oparty o ścianę z ramionami skrzyżowanymi na piersi. Jego twarz była ponura.

- Czemu nie odbierasz? - zapytał gniewnie

- Sorry, byłem w środku techniki, musiałem skończyć - wyjaśnił Mortez

- Aha - mruknął Koordynator bez przekonania i zajrzał do pokoju - Śpi? - zapytał

- Tak. - odparł jasnowłosy Starszy podążając za jego wzrokiem.

Obrzucił niespokojnym spojrzeniem podłogę, ale nie dojrzał nic dziwnego. Żaden szczegół nie wskazywał, że coś się przed chwilą działo. Nie było plam na podłodze ani napisu spermą "Zrobiłem Mortezowi laskę".

- Zaklinanie? - zapytał Cervet

- Coś takiego - odparł Mortez wymijająco

O Stary! - pomyślał - Gdybyś ty wiedział, co ja robiłem z Młodym...

Westchnął w duchu. Poczuł się nieco nieswojo. Miał wrażenie, że Cervet mógłby tego nie zaakceptować.

- Co jest? - zapytał rzeczowo, zamykając drzwi.

Wyjął z kieszeni klucz i zamknął pokój dodatkowo na zamek. Rozluźnił się nieco. Cervet nie mógł już tam wejść i dowiedzieć się, co zaszło.

- Nie wiem o co konkretnie chodzi - rzekł Koordynator - Wiem, że masz zająć się Dzieciakiem Matta. Wezwanie Stanforda. 

- Aha? Tego nowego Matta? - dopytał

W ośrodku był jeszcze Matthew, na którego także mówili "Matt".  

- Tak. Matta-stolarza - wyjaśnił Cervet - Masterzy są w Gabinecie - rzekł - A ja, Grave, Ores, Yortif, Grand i Mutsu mamy jechać po jego braci. Polecenie jest takie, żeby ich tutaj przywieźć. Nie wiem po co.

- Więc jednak - rzekł Mortez cicho

- Co "więc jednak?" - Cervet zmarszczył brwi

Stali już przy windzie. Koordynator nacisnął guzik przywoływania.

- Ty coś wiesz... - powiedział podejrzliwie

- Pewnie zaraz się dowiesz - rzekł Mortez wymownie - Nie chcę rzucać podejrzeń bez pokrycia.

Wsiedli do windy.

- Jakich podejrzeń..? - dopytał Cervet

Mortez westchnął. Milczał posępnie.  Ciemnowłosy Starszy przyglądał mu się badawczo. Mortez czuł się niezręcznie. Spojrzał w lustro aby upewnić się, że nie ma na czole mrugającego neonu z napisem "Ruchałem George'a".

Daj spokój, nie zrobiłeś nic złego, Mortez. Obydwaj jesteście dorośli, a Młody do ciebie należy - powiedział sobie, patrząc w odbiciu w swoje jasno niebieskie oczy.  

Winda stanęła na parterze.

Un stał zaraz przy wyjściu, opierając się o ścianę.

- Najpierw do Gabinetu - rzekł sucho - Wszyscy tam są.

Cervet spojrzał na Morteza badawczo. Ten wzruszył ramionami.

W Gabinecie było tłoczno. Sir Havrick, Stanford i James siedzieli przy jednym ze stolików. Przed nimi stała zgaszona świeca i leżały dwie książki. W jednej z nich Mortez rozpoznał podręcznik historii ze szkoły Masterów. Druga była gruba, ale bez tytułu na okładce.

DziedzicWhere stories live. Discover now