Rozdział 287

1K 47 0
                                    

Tymczasem mężczyźni uznali, że dość już siebie nawzajem naoglądali i ruszyli do akcji.
Perry wyprowadził kopnięcie z lewej nogi celując w lewe biodro Severusa. Ten jednak
uskoczył i uderzył prawą dłonią w kierunku głowy, a lewą w bark, jednak jego ciosy
zostały sparowane. Uderzali dłońmi, kopali i wzajemnie wyrzucali się w powietrze. Co
dziwne – obaj milczeli, skupieni. Kiedy Severus otrzymał cios w brzuch i lekko stęknął – zaczęło dziać się źle. Porzucili pozory i spokojna wymiana ciosów zaczęła być dziką bitwą. Ruchy stały się agresywne, uderzenia silne, a upadki bolesne. Każda nieuwaga była natychmiastowo wykorzystywana i kończyła się zranieniem. Obaj krwawili – jeden z rozciętej wargi, drugi z nosa. Po pewnym czasie znaleźli się na ziemi, gdzie się kotłowali. Hermiona nie mogła na to patrzeć – było to żenujące. Kiedy w końcu Perry został przygwożdżony do ziemi przez siedzącego mu na plecach Severusa, wystękał:

- Wygrałeś.

Od razu jego ręce zostały puszczone z miażdżącego uścisku, a nogi uwolnione od
uciskających kościstych kolan młodszego mężczyzny. Siedzieli przez chwilę
naprzeciwko siebie ciężko oddychając, po czym tata Hermiony zadał pytanie.

- Dlaczego ona wybrała właśnie ciebie?

Wzruszenie ramion.

- Nie wiem. Pewnie wrodzony idiotyzm. Twierdzi, że mnie kocha.

- A ty?

Mistrz Eliksirów zmieszał się i zaczął wstawać. Najwyraźniej nie zamierzał odpowiadać. I dlatego słowa Perry’ego zdziwiły ją.

- Dobrze. Macie moje pozwolenie. Spróbuj tylko ją skrzywdzić, a…

- Tak, tak. Domyślam się. – Widząc jednak minę swojego przyszłego teścia, nieco
złagodniał. – Mimo to… Hmmm… Cóż… Dziękuję?

- To było pytanie?

- Kto wie… Może był pan ostatnią granicą pomiędzy mną, a katastrofą w postaci
małżeństwa?
-
To po cholerę się żenisz?

- W sumie to sam nie wiem.

- Masochizm?

- Raczej zdrowy rozsądek. Mogłem trafić gorzej.

- Gdyby to był zdrowy rozsądek, to uciekałbyś gdzie pieprz rośnie.

- Mój zdrowy rozsądek uciekł jako pierwszy, zostawiając mnie na pastwę losu.

- To lepiej nie znajduj go do ślubu, bo będę musiał spełnić obietnicę.

- A skąd ta pewność, że wygrasz?

- Wyczułem cię. Nie jesteś taki silny, jak sądzisz.

- Tak, tłumacz się dalej. Wiadomo, że i tak bym wygrał.

- Po moim trupie.

- Da się załatwić.

Hermiona wpatrywała się w to z niedowierzaniem wielkimi oczami. Najpierw ignorowali się, obrażali, bili, a teraz rozmawiali jakby znali się od niewiadomo kiedy… Tak, zdecydowanie coś ją ominęło. Po chwili zwróciła się do chichoczącej matki.

- Od kiedy oni są na „ty” i dogryzają sobie jak starzy kumple?

- To samo stało się z Perrym i moim tatą. Najwidoczniej po tym, jak mężczyźni kilka razy dadzą sobie po gębie, to stają się sobie bliżsi.

Zastanowiła się przed chwilę.

- Może zmuszę Severusa do walki z Harrym i Ronem?

- Nie liczyłabym, że wyjdą z tego cali i zdrowi.

Szach Mat! cz. 2 by mroczna88Where stories live. Discover now