chapter 2.

608 91 19
                                    

Cóż, tak jak obiecałem. (Tak wiem, w sumie jest już bardziej noc niż wieczór, ale zdążyłem jeszcze przed jutrem. ^^) Więc... etto... miłego czytania? Chyba tak wypada powiedzieć.

Nadeszła obiecana kartkówka z biologii. Nauczyłem się, siedząc w domu z moim psem uświadomiłem sobie, że nie ma szans na jakąkolwiek rozmowę, gdyż Nukka przespała cały dzień. Udałem się więc do pokoju i zacząłęm się uczyć dzięki czemu byłem dziś idealnie przygotowany. Widziałem jak wszystkich pożera stres, jednak ja siedziałem jak na tronie wyczekując aż pani rozda nam kartki z zadaniami. Kiedy to już nastąpiło zacząłem swoje dzieło. Pisałem wszystko po kolei, każde zdanie. Wszystko szło idealnie. Już podpisywałem kartkę w celu oddania pracy, kiedy poczułem, że ktoś delikatnie tyka mnie w bok. Dyskretnie odwróciłem się w stronę tego osobnika. Za mną siedział Yuuki, zapewne potrzebował pomocy. Pogrążyłem się we własnych myślach, pomóc, nie pomóc? Napisałem kilka odpowiedzi i wręcz niezauważalnie podałem znajomemu maleńką karteluszkę. Sam podniosłem się z krzesła i oddałem zapełnioną kartkę papieru nauczycielce. Wróciłem na swoje miejsce i czekałem, aż wszyscy skończą pisać i pani rozpocznie nową lekcję.

Praktycznie leżąc na ławce rozmyślałem nad pierwszym tygodniem mojej edukacji w nowej szkole. Na początku wydawała mi się być wielka, odrobinę przerażająca, a teraz? Także w moich myślach pojawił się Yuuki, przez cały tydzień mnie obserwował. Patrzył na mnie na każdej lekcji, zapewne teraz robił to samo. Mam wrażenie, że kiedyś nasze drogi się skrzyżują, tak na poważnie. Szczerze cjciałbym tego uniknąć. Wszelkie znajomości kończą się porażką. Ze mną nie da się nawiązać kontaktów. Mam wiele kompleksów, problemów. Jestem zamknięty w sobie, płochliwy. Jeżeli rozmawiam to tylko z Nukką. Nie potrafię nawiązywać kontaktów z innymi, jest to dla mnie trudne. Zamknąłem się w sobie. Kupiłem psa, wyprowadziłem się z domu rodzinnego i tak to właśnie teraz jest. Unikam ludzi, nie potrafię się zintegrować. Zawsze wolę działać solo, niezależnie od tego jak bardzo utrudni mi to pracę. Niestwty nie potrafię się zmienić.

Rozbrzmiał dzwonek. Wszyscy wyszliśmy na przerwę, przez chmury przedarło się kilka promieni słońca rozjaśniając szarość panującą za oknami. Stanąłem przy jednym z nich, patrzyłem na błyszczący w blasku śnieg. Wszystko cudownie mieniło się, ptaki zaczęły swój taniec wśród nagich gałęzi drzew. Nie często widzi się taki obraz zimą.
Usiadłem pod salą matematyczną gdzie mięliśmy mieć następną lekcję. Po drugiej stronie korytarza, tuż na przeciwko mnie stał przewodniczący wraz ze swoimi koleszkami. Nie lubili mnie, widziałem to. Nagle poczułem się słabo, okropnie zabolał mnie brzuch. Kuląc się opadłem na podłogę starając się jedynie podeprzeć ręką. Pan od matematyki mając w tej chwili dyżur na korytarzu podbiegł do mnie.
- Takashi! Co się dzieje? - krzyknął, jednak nie byłem w stanie odpowiedzieć. Zaprowadził mnie do pielęgniarki, gdy szliśmy korytarzem widziałem jak wszyscy się na mnie gapią. Złowrogo lub ze współczuciem wbijali we mnie swe wzroki. Słyszałem szmery, szepty, chichoty... miałem to gdzieś.

- No no mój drogi. - zaczęła pielęgniarka podczas wykonywania podstawowych badań. - Wygląda mi to na niedożywienie. Jesteś strasznie chudy, blady, a do tego odwodniony. Zauważyłam też na Twoim ciele sporo siniaków.
- To z mojej winy. Spadłem ze schodów. - powiedziałem szybko.
Spojrzałem na nią z niedowierzaniem. Zastanowiłem się chwilę, w sumie ostatni posiłek jadłem przed wczoraj, a piłem... tylko kawę rano.
- Takashi, jestem Twoim wychowawcą więc muszę wiedzieć. Czy Twoi rodzice Cię zaniedbują? - zapytał nauczyciel stojący tuż obok mnie.
- N..nie. To nie tak.. - powiedziałem po chwili milczenia.
- Więc jak? - dopytywał. Milczałem, nie chciałem o tym rozmawiać. Czemu tak nagle zainteresował się moim życiem prywatnym? - Takashi?
- Proszę nawet nie pytać... to nie pana sprawa. - wyszeptałem.
- Wręcz przeciwnie, jestem...
- To nie pana sprawa! - krzyknąłem przerywając mężczyźnie. Szybko chwyciłem ciuchy i wybiegłem z gabinetu. Wszyscy patrzyli na mnie jak na debila. Pobiegłem w stronę wyjścia, gdy byłem już poza terenem szkoły szybko się ubrałem i skierowałem w stronę domu. Coraz bardziej oddalając się od szkoły wyjąłem papierosa z plecaka i skręciłem w stronę parku. Zatrzymałem się przy jednym z drzew i odpaliłem fajkę. Usiadłem na śniegu, co chwila zaciągając się gęstym dymem. Jak on mógł? To nie jego sprawa... nie jego interes. 'Nigdy nie powiadaj nikomu, co dzieje się u Ciebie w domu' - to przysłowie zawsze powtarzał mi mój ojciec, i to właśnie tego zamierzałem się trzymać. Jest to jedna z moich zasad, milczeć.

Jeszcze przez dobrą godzinę pokręciłem się po parku, zaraz potem udałem się do domu. Wszedłem po cichu mając nadzieję, że nikogo nie ma w domu.
- Takashi! - usłyszałem gwałtowny krzyk dochodzący z kuchni. Ojciec przyszedł... - Co żeś wywinął w szkole gówniarzu?!
Nie odzywałem się, bałem się wykonać jakikolwiek ruch. Z kuchni przyszedł ojciec, jak zawsze pijany w trzy dupy.
- Dzwonił do mnie Twój wychowawca. - powiedział zdenerwowany, wtedy już wiedziałem, że mam przesrane. - Mówiłem Ci szmatławcu, że masz nikomu nie mówić co się tutaj dzieje! - krzyknął ponownie i uderzył mnie w brzuch. Opadłem na kolana plując krwią, potem na ziemię. Nie ruszałem się dławiąc się czerwoną mazią. Ten skurwiel kopnął mnie jeszcze raz w to samo miejsce. Potem usłyszałem jeszcze trzask drzwi, dalej nic nie pamiętam.

Obudziła mnie Nukka delikatnie szturchając mnie nosem. Leżałem w tym samym miejscu w pozycji embrionalnej. Czułem okropny ból, siniaki zdążyły się już pojawić. Były to ogromne fioletowe sińce znajdujące się kilka centymetrów pod mostkiem. Powoli wstałem z podłogi, ojca nie było w domu. Nie mogłem się ruszać, ból mnie po prostu unieruchamiał. Mimo to poszedłem do łazienki, obmyłem zakrwawione usta i wróciłem do kuchni. Nakarmiłem psa, była głodna. Widziałem to w jej oczach. Sam usiadłem przy stole, wyjąłem papierosa i starałem się otrząsnąć. To już nie pierwszy raz, jednak za każdym razem jest coraz gorzej. Znając życie Ojciec wróci za jakieś cztery-pięć dni. Teraz mieszka u swojej dziwki. Wyprowadziłem się z naszego domu, ale on wciąż tu przychodzi. Przecież ja - debil do potęgi n-tej - nie zamykam drzwi od mieszkania. Zawsze myślę, że we własnym domu mogę się czuć bezpiecznie. Jak widać nie do końca...

Zamknąłem drzwi na dolny i górny zamek po czym poszedłem do sypialni. Postanowiłem się przebrać w czyste ciuchy, z czym miałem mały problem. Udało mi się jednak znaleźć coś świeżego, przebrałem się więc i postanowiłem wreszcie coś zjeść. Nie miałem na to zbytniej ochoty, jednakże wiedziałem, że to mi pomoże. Miałem jednak jeden, maleńki problem. Lodówka była zupełnie pusta. Postąpiłem więc jak każdy inny NORMALNY człowiek i udałem się na zakupy. Kupiłem jakieś tam mięso, makaron i najtańszy sos do spaghetti. Powinno wystarczyć na obiad.

Rozpoczynamy gotowanie hasłem: ' miejmy nadzieję, że owy przygotowany posiłek nie okaże się trucizną '. Zaczynamy od nastawienia wody na makaron, wystarczył najmniejszy garnuszek. Jak zawsze miałem zamiar podzielić się z Nukką. Następnym krokiem było wrzucenie mięsa na patelnię. Miałem mały problem z otworzeniem opakowania z mięsem, jednak po dłuższej chwili podołałem temu trudnemu zadaniu. Mięso odrobinę podsmażyłem, a potem dodałem ten dziwny, bladoczerwony sos. W odchłni mojej pustej szafki odnalazłem pieprz i kilka innych przypraw, które dorzuciłem dla lepszego, miejmy nadzieję, smaku. Woda w garnku zaczęła się gotować, osoliłem ją odrobinę i zaraz potem wrzuciłem makaron. Po chwili wszystko było gotowe. Wszystko wylądowało po części na moim talerzu, a resztą w misce psa. Oboje zajadaliśmy się tym czymś, z czego miało wyjść coś podobnego do spaghetti. O dziwo wcale nie było takie złe. Niestety posiłek zakłóciło mi nagłe szczekanie Nukki, a następnie pukanie do drzwi. Zdegustowany wstałem od stołu i poszedłem do drzwi. Otworzyłem je i momentalnie mnie zamurowało. Za drzwiami stał nikt inny jak Yuuki Meyung szczerząc się do mnie.
- Cześć Takashi! - powiedział radośnie lekoo machając ręką.
- O..ohayoo... - powiedziałem jedynie cicho, a na mojej twarzy z sekundy na sekundę malowało się corazto większe zdziwienie.

Kodokuna shōnenWhere stories live. Discover now