chapter 6.

433 84 7
                                    

Ohayoo! :D Jest jakaś 6:00 rano, tak sobiem popijam kawkę i właśnie mnie olśniło, że wczoraj nie dodałem rozdziału. :p Tak więc ekhem... miłego czytania! ^^
( a ja w tym czasie idę robić kisiel i nakarmić Nessi ^^ ).

- Zamknij się..

Wtuliłem się w bruneta, jak zawsze poczułem cudowny zapach jego dezodorantu. Sam nie wiem jak odważyłem się to zrobić, tak bardzo się do kogoś zbliżyć. Po tym wszystkim, z czym spotykam się prawie na co dzień mam coraz to większą potrzebę mieć kogoś u boku. Zawsze była ze mną Nukka, a teraz... jest też Yuuki.

- Już dobrze Yuuki. - powiedziałem ocierając łzy z jego policzków. Chłopak spojrzał na mnie ze zdziwieniem. - Chcę, żebyś ze mną został.

- Na pewno tego chcesz? Po tym co zrobiłem? - zapytał spuszczając wzrok.

- Pragnę tego jak nigdy wcześniej. - odrzekłem kierując jego zapłakane oczy wprost na mnie. Otarłem masło z jego policzka po czym oblizałem palca. - Chodź, trzeba się umyć, jesteś cały w maśle.

***

Po umyciu twarzy zrezygnowaliśmy z kanapek, a za to przyżądziliśmy kisiel. To było szybsze i łatwiejsze do zrobienia. Musieliśmy najpierw wysprzątać kuchnię, wszystko było brudne w maśle i ketchupie.

- Co byś powiedział na wieczorny spacer? - zapytał nagle przewodniczący.

- To całkiem niezły pomysł, ale weźmiemy ze sobą Nukkę, dobrze?

- Jasne jasne. - odrzekł uśmiechając się.

Wyszliśmy gdy już zaczęło się ściemniać. Nukka miała dużo energii, my z resztą też. Udaliśmy się do parku, przysiedliśmy na chwilę na jednej z ławek, suczka biegała wolna pomiędzy drzewami kiedy my oglądaliśmy z wolna zachodzące słońce. Wyjąłem z kieszeni niewielką paczuszkę i zapaliłem papierosa. Kochałem te momenty, wieczór, słońce powoli usypia, a z razem z nimi nasze całe miasto. Zapalają się przydrożne lampy, nagie jeszcze gałęzie drzew tulą się do siebie gotowe usnąć. A ja oglądając to wszystko siedzę z żarzącym się w dłoni papierosem. Jednak ten wieczór jest bardziej niezwykły, bo ktoś mi dziś towarzyszy.

Siedzieliśmy gawędząc o wszystkim, słońce zaszło niemalże całkowicie, kiedy to w oddali, w ostatnich promieniach słońca, zauważyliśmy czyjąś sylwetkę. Jak dotąd w parku nie było nikogo prócz nas.

- Chodź Takashi, idziemy. - powiedział nagle Yuuki zeskakując z ławki jak poparzony. Przywołał psa i spojrzał w moją stronę z zamiarem pospieszenia mnie.
- Ale Yuuki, dopiero przyszliśmy. Nie możemy jeszcze chwilę zostać? - zapytałem gasząc papierosa. Chłopak pociągnął mnie za rękę i ruszyliśmy pospiesznym krokiem w stronę domu, niestety zatrzymał nas głos:

- No i znów się spotykamy, Yuuki Meyong.

Brunet stanąl jak wryty, obejrzałem się. Za nami stał wysoki chłopak o wielkich zielonych oczach i czarnych włosach. Spoglądałem raz na niego, a raz na przewodniczącego. Zastanawiało mnie to, skąd się znają i co ich łączy? Czułem... zazdrość, a jednocześnie strach. Byłem piątym kołem u wozu, zupełnie nie potrzebny w tej sytuacji.

- Czego ode mnie chcesz? - odezwał się wreszczie Yuuki.

- To Twoja nowa zabaweczka? Ładna. - zaśmiał się wysoki. Zrobiło mi się głupio.

- On nie jest przedmiotem, pieprzony materialisto! - krzyknął brązowowłosy odwracając się w jego stronę. - Nie powinno Cię to obchodzić, zajmij się swoją dziweczyną.

- Ojooj, Yuuki! Nie złość się na swojego przyjaciela... emm.. może inaczej. Swojego byłego partnera. Już mnie nie pamiętasz? Po tych wszystkich wspólnie spędzonych nocach?

To zabolało... wspólnie spędzone noce?... 'partner'? Czyli oni też kiedyś.. byli ze sobą tak blisko? Nawet mi o tym nie powiedział. Ze mną zapewne chciał zrobić to samo.. po prostu się mną zabawić... zupełnie jak lalką.

- Zamknij ten parszywy ryj! - wtedy pierwszy raz ujrzałem taką agresję u Yuukiego.
- Jak możesz mnie tak ranić? Przecież kochałeś nasze wspólne spacery, wieczorne, spokojne. Już o wszystkim zapomniałeś?

Przywołałem Nukkę do siebie, puściłem dłoń chłopaka i poszedłem w stronę domu. Nie dałem rady powstrzymać łez. Czyli to wszystko to zwykła ściema?

- Takashi! Gdzie idziesz?! - krzyczał.

- Do domu... porozmawiajcie sobie. - wydusiłem i zacząłem biec, też chiał to zrobić, jednak tamten go przytrzymał.

Siedziałem w salonie próbując pozbierać myśli. Było mi tak cholernie przykro. Też chodzili na spacerki, spędzali razem noce... chciał złapać mnie na tą samą przynętę. Pierwszy raz aż tak bolało mnie serce.
Było coraz bardziej ciemno i zimno. Czekałem i czekałem, a on się nie pojawiał. Byłem nawet w parku, aby zobaczyć czy nadal tam jest. Pustka. Samotnie siedząc w domu wiele rozmyślałem. Czy to wszystko ma sens? Tak wiele o mnie wie, a teraz co? Zapewne to wszystko go przerosło i postanowił wrócić do tamtego chłopaka. Możliwe, że tak naprawdę tylko sobie żartował... czemu? Chciał sprawić mi jeszcze więcej bólu?

Próbowałem zasnąć, ni chuja. Cały czas o nim myślałem, chciałem go wreszcie zobaczyć. Wypatrywałem go za oknem, na nic...

***

Obudziłem się około 9:00 rano. Yuukiego nadal nie było widać. Postanowiłem wykonać telefon do jego mamy.

- O! Takashi! Jak miło, że dzwonisz. - usłyszałem przyjazny głos pani Meyong.

- Ohayoo. Czy Yuuki jest w domu? - zapytałem.

- Tak, przecież wrócił od Ciebie jakieś pół godziny temu. - zaśmiała się. - Czy coś się stało?

- Nie, nie. Ale zapomniał kilku swoich rzeczy. - powiedziałem spoglądając na plecak przewodniczącego. - Czy mogę je odnieść?

- Tak, oczywiście! Ach, jak ja się cieszę, że jesteście przyjaciółmi. Yuuki siedzi teraz z Ichiro, przychodź śmiało!

- h...hai... - zamurowało mnie. Zupełnie nie wiedziałem co mam odpowiedzieć. Odłożyłem słuchawkę i opadłem na ziemię.

Znajdując się pod bramą domu przewodniczącego słyszałem śmiech dochodzące z jego pokoju. Już miałem łzy w oczach, jednak poszedłem dalej. Delikatnie zapukałem do drzwi, otworzył je Yuuki. Stał wpatrując się ze zdziwieniem nie wiedząc co robić.

- Zapomniałeś czegoś... - powiedziałem podając mu plecak.

- Dz..dzięki...

- No to... emm... ja już pójdę. - wydusiłem unikając jego wzroku.

- Ja... - zaczął, jednak przerwałem mu.

- Sayonara, Yuuki. - powiedziałem spoglądając przez łzy w jego oczy, po czym odwróciłem się i ruszyłem do domu.

- Takashi...kun... - usłyszałem jeszcze. Mimo to nie odwróciłem się. Odpaliłem papierosa i szedłem dalej...

'Tacy właśnie ludzie. Zdradliwi, wredni, nieufni. Brak w nich jakichkolwiek uczuć. Potrafią tylko dawać nadzieję mówiąc "Kocham Cię". Jedynie gwałcą te dwa słowa, które mogą dać innym mnóstwo szczęścia. To dlatego ich nie cierpię, równocześnie maszyną do wyniszczania człowieka. Nie chcę go więcej widzieć' - pomyślałem, z każdą minutą wkraczając w coraz większą rozpacz...

Kodokuna shōnenOnde histórias criam vida. Descubra agora