ℜ𝔬𝔷𝔡𝔷𝔦𝔞𝔩 𝔡𝔴𝔲𝔡𝔷𝔦𝔢𝔰𝔱𝔶 𝔡𝔷𝔦𝔢𝔴𝔦𝔞𝔱𝔶

158 13 3
                                    

-Nie pamiętacie zapewne dnia, kiedy Morza i pobliskie Oceany były czarne od pirackich bander, a ludzkie trupy unosiły się niczym ławice ryb pomiędzy gęstymi falami wzburzonych wód, lecz to były czasy mego dzieciństwa... dzieciństwa na łajbie Navy - Wooyoung zmrużył swe spojrzenie, skupiając się uważnie na słowach starszego mężczyzny. Słyszał już raz to słowo... a raczej określenie i wiedział poniekąd, iż statkiem właśnie do tej organizacji płynął w tej chwili. Okrętem, który przynależał do floty obronnej władzy lądowej - Kiedy byłem chłopcem, wypływanie w głębsze wody niżeli te portowe było nie tyle przerażającym, co niemal samobójczym, gdyż niewiele żywych istot wracało z takich wypraw, wieńcząc swe życie w dalekich prądach, lecz był to również okres, kiedy Pirackie okręty zaznały pierwszych, wyraźnych klęsk... Wcześniej więc niepokonani, zostali zdziesiątkowani przez floty królewskie, tracąc na swej liczności...

-Mój świętej pamięci ojczulek opowiadał mi kiedyś, iż nastąpiła bitwa, na wskutek której wybito niemal wszystkich piratów - Przerwał mu znów Smith, jednak drugi nie wydawał się tym przejęty. Wręcz przeciwnie, średnio zainteresowany bezmyślnie ujął w swą dłoń znów piersiówkę, upijając kolejny i jeszcze następny łyk, przechylając swą skroń ku górze, aby Wooyoung mógł z bolesnym pragnieniem przyglądać się, jak jabłko Adama unosi się i opada.

-Tak. Bitwa ta była wielką. Każdy bowiem walczył o swą godność i dominację na morzach i oceanach, stawiając każdy możliwy okręt na posterunku. Armia Piracka była już niezwykle zdziesiątkowana i każdy żywy oraz spójny dowódca Marynarki Wojennej kpił, iż bitwa ta będzie jedynie pospieszną powinnością, która zwieńczy panowanie Piratów, pozwalając handlowi w końcu rozwijać się i ludziom współżyć ze sobą. Nie będę tu mówić o skutkach tej bitwy, lecz nie potoczyła się ona tak, jak pragnęło to wielu spekulantów. Wręcz zaś przeciwnie przez wiele dni to właśnie Piraci byli bliscy wygranej, aby powrócić do czasów sprzed konfliktu pomiędzy słabo rozwiniętą dotąd Navy a tymi szubrawcami - Mężczyzna otarł swe spierzchnięte usta, a jego spojrzenie błyszczało daleko zatopione w odległym horyzoncie - Było to za sprawą Białego Okrętu... Okrętu, którego Kapitanem był rzekomy Król Piratów. Okrętu o nazwie White Rose.

-To nie są Legendy? Myślałem, że nie mogą się, aż tak zjednoczyć - Zauważył druki marynarz, marszcząc swe brwi w niezrozumieniu, a Wooyoung przyglądał się jedynie im w milczeniu, zatopiony w biegu powieści.

-Rzekomo, całość mych słów jest jedynie legendą. Baśniową opowieścią, o której tak niewiele ludzkich uszu usłyszało. A jednak byłem świadkiem dnia, kiedy młody majtek pokonał w uczciwym pojedynku każdego, nędznego pirata wyższej klasy, wraz ze swym ojcem, zasiadając na tronie jednej z przeklętych wysp z legionami niewdzięczników pod sobą. White Rose pływała wtedy pod banderom jego przodka, który pokonany konał w wyniku poniesionych ran, młodszy zaś Kim dowodził przebiegiem bitwy, tworząc plan chytry i podstępny, jak cała jego zapchlona, grzeszna dusza - Tan splunął przez swe ramię z pogardą, wydając się oburzony samym wspomnieniem okrętu oraz jego kapitana - Wpędzili Navy w pułapkę, dziesiątkujących ich i rujnując, lecz Piraci nigdy nie byli wiernymi. Przekupieni przez fałszywe obietnice odwrócili się od swego króla, pozwalając mu skonać na dnie oceanu... Poza piaszczystym lądem i morskim horyzontem, gnijąc w miejscu pełnym wraków, choć część z załogi zdołała się uratować, oddana jej strona pozostała jednak wiernie przy swym Kapitanie, który ofiarował swe serce tej przeklętej - Tu przerwał na sekundę, myśląc niewdzięcznie i leniwie, zanim uniósł swe zapijaczone spojrzenie wprost w ciało Wooyoung - White Rose była dokładnie tym samym okrętem, który rzekomo tego dnia pływa pod nazwą Eternal.

Nastała grobowa cisza, a oczy Wooyounga otworzyły się szeroko od licznych pytań.

Podskoczył jednak nagle wystraszony przez lekki śmiech kpiny ze strony swego kompana.

-To niemożliwe! - Rechotał mężczyzna przeraźliwym, nawet nierozbawionym dźwiękiem, wydając się mocno otępiałym, kiedy i jego pożerały łapczywie okrutne wątpliwości.

Zamilkł jednak równie szybko, dostrzegając śmiertelną powagę na twarzy starca.

-A jednak gniew Pirackiego Króla na swych potępieńców był tak wielki, iż przywrócił go oraz jego oddaną załogę do życia, wybawiając statek pokryty już węglowym grzechem od powolnego niszczenia, aby ten przez najbliższe wieki pływał jeszcze po morzach i oceanach, siejąc okrutny postrach w oczach tych, którzy zdołali go dostrzec. Zemsta była tak okrutna, jak okrutny był i Kapitan, a każdego zdrajcę, zabijając beztrosko, zamienił w część swej armii cienia, zmuszając go do posługi wszelkiego rodzaju i miary... Aby ta, wiecznie potępiona pływała widmowymi okrętami, służąc oddanie swemu Królowi.

-Widmowe okręty? - Spytał znów Smith, choć teraz daleko było mu do śmiechu, czy też porywczej kpiny - Nie słyszałem o nich...

-Ponieważ nikt dotąd ich nie widział, lecz istnieją, sunąć po wodach wraz z falami, niewidoczne dla ludzkiego oka, wyczekując dnia, kiedy Kapitan Eternal znów wyrwie ich do walki, zmuszając do służby u swego boku... dopiero tego dnia ich dusza zostanie uwolniona od wiecznej tułaczki. Eternal i jego załoga to potępieńcy, których historia sprowadza się do poszukiwania drugiego świata poza horyzontem... do poszukiwania świata zmarłych.

-Aż ciężko w to uwierzyć - Jęknał znów Smith, wydając się znacznie skorszym do rozmowy, niżeli zszokowany Wooyoung, który jedyne co potrafił wykrztusić... było niemal niczym... może niewielkim jękiem czy beznadziejnym gwizdem.

-A jednak. Siedzi przed tobą stwór z głębin Oceanów, pragnę przypomnieć mój przyjacielu - Spojrzenia obu powiodły do ciała Wooyounga, który zamrugał zdezorientowany  - Chcesz zakosztować ludzkiego dzieła, istoto? - Spytał znów Tan, podając w stronę chłopca srebrzystą piersiówkę, który przechylił swą głowę, oczekując chwili w zdziwieniu, zanim wyciągnął swe małe, drżące palce w kierunku czegoś zupełnie nieznanego... niepewnym, czy powinien przyłożyć to do swych ust.

-Pij Syreno, zasmakuje ci to - Zachęcał dalej Smith, wykrzywiając swe usta z dziwnie nietypowym podstępem, kiedy Wooyoung przyglądał się piersiówce, ulegając mocnym spojrzeniom mężczyzn, które utknęły w jego ciele, tak mocno wyczekując tej jednej chwili.

Beyond The Oceans // WooSanWhere stories live. Discover now