𝔈𝔭𝔦𝔩𝔬𝔤

249 20 11
                                    

 -On my my way, everyone march to the beat. On my my way, when I count to two. On my my way, we'll create a path that doesn't exist... - Słowa dudniły lekko podczas biesiadnego hymnu, kiedy każdy mężczyzna śpiewał swe słowa wokoło i koło, śmiejąc się i bawiąc lekkim przepychaniem, napychając swe usta trunkami pod nagim niebem nocy.

Wooyoung nie śpiewał wraz z nimi, wsłuchując się uważnie w słowa, aby zapamiętać je jak najlepiej, jak jest to możliwe, kiedy siedział na kolanach swej bratniej duszy, pozwalając mu pieścić się w swoim ciasnym objęciu. Zauważał czułe spojrzenia rzucane przez innych z załogi, wydawali się tak zadowoleni z ich szczęścia, ale Wooyounga to nie obchodziło. W końcu mógł prawdziwie odpocząć, wtulony w mężczyznę, którego tak kocha, otoczony śmiechem i chichotem ludzi, którym już wiedział, iż może ufać niemal bezgranicznie.

San pozwolił mu zakosztować wiele potraw w niewielkich ilościach, oraz trunków innych, niżeli woda, jednak w tym przypadku niewiele przypadło mu do gustu. Mężczyźni mieli absolutnie wszystko, zupełnie niewzruszeni i zadowoleni, płynąć swobodną żeglugą objętą nocną aurą, powracając do portów, jak wspominali, choć nie byli zbyt pewni, czy właśnie taki będzie ich dokładny cel.

Kapitan nie biesiadował jednak z innymi, pozostając przy sterze odległy, zapatrzony w wodną toń, wypatrując tam czegoś z bolesnym utęsknieniem w swych mrocznych oczach. 

Aż w końcu ciepły uśmiech rozprzestrzenił się po jego młodej twarzy, a on puścił koło, dość spiesznie wędrując w dół po schodach na pokład, zanim niemo uderzył w ramię Jongho... jedynego na tyle spójnego i nieotępionego przez wszelkie trunki alkoholowe, który był w stanie rzeczywiście wstać. Nim Wooyoung zdołał się jednak zorientować, co się właśnie działo, Hongjoong wyskoczył za burtę w miejscu, gdzie ciągnęła się drabina... lecz nigdy nie usłyszał plusku wody jego upadającego ciała. Wręcz przecwnie, usłyszał jedynie, jak coś z niej wychodzi, a drobne krople zaczynają opadać znów, aby powrócić do naturalnych nurtów. 

Wszyscy przy stole powstali, bądź zwrócili swą uwagę w stronę Jongho, który zaczął wciągać drabinę ku górze, aż mogli wszyscy dojrzeć dwie postacie... nieco wilgotnego Kapitana oraz owiniętą wokół jego ciała Syrenę...

Seonghwa był piękny w swej naturalnej postaci. Jego ogon był drugi i węglowy, lecz każda łuska wieńczyła się błękitną, błyszczącą granicą, odznaczając się ostro od intensywnej czerni. Długie, liczne płetwy były zaś w pełni niebieskie, iskrząc tak surrealistycznie... To nie była zwykła Syrena, Wooyoung podświadomie to wiedział, lecz nie potrafił określić skąd... ani dlaczego.

Błękitne spojrzenie skupiło się na pozostałych piratach, jednak Hongjoong był szybszym, zasłaniając go spiesznie i nakrywając go kocem, kiedy długi ogon przeistoczył się w zgrabne nogi, a oczy stały się ludzkie, brunatne wręcz, tracąc dawnego wdzięku istoty z głębin. Czarnowłosy mężczyzna wstał powoli, okalając się mocniej ciepłym materiałem, zanim zbliżył się do stołu.

-Theodor nie wróci już do tego świata... Zabrałe' go tam, gdzie yest yego miejsce i tak, jeste' Syreną, ale jeste' też waszym Pier'szym Oficerem i nic tego nie zmieni. Wybaczcie, że ukryłe' przed wami prawdę, lecz sądziłe' iż tak będzie lepiej dla każdego z nas - Słowa Seonghwy były szczere i ciche, lecz każdy ich słuchał niezwykle uważnie.

-Mamy dwie Syreny na pokładzie, przyjaciele, więc zadbajmy o ich bezieczeństwo - Wtrącił się nagle Hongjoong, który podążył za wyższym, stając u jego boku. Seonghwa położył dłoń na delikatnym ramieniu Wooyounga, uśmiechając się lekko - Gotów, aby podążyć z nami po następny skarb?

 Seonghwa położył dłoń na delikatnym ramieniu Wooyounga, uśmiechając się lekko - Gotów, aby podążyć z nami po następny skarb?

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.
Beyond The Oceans // WooSanWhere stories live. Discover now