I

366 13 0
                                    

Obudziły mnie promienie słońca wpadające przez okno. Spojrzałam na swoje prawo i dostrzegłam mojego kota przeciągającego się.
- Hej grubasku - powiedziałam, głaskając go. Zeskoczył z łóżka i udał się do kuchni, w celu pokazania mi pustej miski z jedzeniem. Zaśmiałam się.

Mieszkałam sama. Byłam samowystarczalną, niezależną kobietą. Studia dały mi popalić, przeszłam przez okres złamanego serca. Myślałam, że będzie tym jedynym, z którym ułożę sobie życie, a on zdradził mnie na 1. roku. Zniszczył mnie psychicznie i fizycznie, sprawił, że nabawiłam się zaburzeń odżywiania. Jednak po wakacjach, wróciłam do normalnego życia, bo nie mogłam znieść siebie marnującej sobie lat młodości. Nie tak chciałam, żeby to wszystko wyglądało. Miałam być młodą milionerką, a nie ofiarą losu zajadającą się lodami pod kocem do końca życia. Sprawiłam, że błagał na kolanach o wybaczenie, lecz obiecałam sobie, że nigdy więcej nie dopuszczę go do siebie i zanim dopuszczę kogokolwiek muszę być najlepszą wersją siebie z przynajmniej 6-cio cyfrową liczbą na koncie.

Kończąc architekturę zainteresowało się mną pare firm, u których byłam na szkoleniach. Podchodziły do mnie głowy biznesu mówiąc, że „mam to coś". Uśmiechałam się wtedy i odpowiadałam im, że wiem. Można pomyśleć, że mam wysokie mniemanie o sobie, ale to nie prawda. Byłam po prostu pewna siebie i świadoma swojego talentu. Od małego uwielbiałam siedzieć i rysować szkice pomieszczeń, domów, mieszkań, etc.. W końcu przyjęłam ofertę jednej z nich, która zapewniała mi ogromne dochody. Była to firma najbardziej popularna w okręgu całego Miami, jak nie na całej Florydzie.

Usiadłam na stołku przy wyspie w kuchni i siorbnęłam kawę z ekspresu, jednocześnie odpalając laptopa i włączając jakąś muzykę, tak aby rozbrzmiewała w całym apartamencie. Uśmiechnęłam się na pierwsze dźwięki piosenki „Flight's Booked" od Drake'a, bo kochałam ten album. W swojej pracy poza tym, że kochałam robić projekty, uwielbiałam też możliwość pracowania, gdzie tylko mi było wygodnie, dlatego właśnie przeglądałam zlecenia w bieliźnie.

Gdy wybiła godzina 12, odłożyłam mój sprzęt i zabrałam się za szykowanie się. Umówiłam się z przyjaciółką, Emily, na wspólny obiad i małe zakupy. Puściłam wodę pod prysznicem, zdjęłam z siebie wszystko co miałam i weszłam pod przyjemny strumień. Ogoliłam się, zrobiłam peeling i dokładnie umyłam. Po wyjściu i osuszeniu się ręcznikiem, nałożyłam balsam o przepięknym zapachu wanilii. W szlafroku udałam się do garderoby, z której wyjęłam satynową czarną sukienkę sięgającą trochę za pupę. Uśmiechnęłam się do siebie, gdy ją założyłam. Uwielbiałam to jak wyglądam. Pomalowałam się, wzmacniając makijaż o klasyczną czarną kreskę i usta dokładnie obrysowane brązową kredką i wypełnione pomadką w kolorze idealnego nude'u. Ułożyłam swoje długie blond włosy, dodałam złotą biżuterię i jeszcze przed wyjściem założyłam czarne sandałki na obcasie i małą torebkę.

- Jedziesz? - usłyszałam, gdy odebrałam telefon od dziewczyny.
- Jadę - odpowiedziałam wsiadając do auta. - Ale...
- Jakie znowu „ale" kobieto?! - niemal wykrzyczała.
- Podjadę jeszcze szybko do firmy, że przekazać ostatnie dociągnięcia dla ważnego klienta.
- Japierdole, jest niedziela..
- Ważny klient.. - słyszałam tylko wzdechnięcie i się zaśmiałam.
- Czekam - urwała.
- Kocham cię.

Tak jak postanowiłam, tak zrobiłam. Szybko zaparkowałam i windą przejechałam na piętro, na którym znajdowało się biuro mojego szefa. Idąc, minęłam się z jego asystentką Rachel, która biedna musiała być na każde zawołanie i czasami pracować 7 dni w tygodniu po kilkanaście godzin.
- Ślicznie pani wygląda - uśmiechnęła się. Podziękowałam jej i weszłam do środka.
- Mam projekt - pomachałam kawałkiem ogromnego papieru. - Przesłałam go też już na maila.
- Uwielbiam cię - odpowiedział mi Michael.
- Wiem. Do zobaczenia jutro - rzuciłam, całując go w policzek na pożegnanie.

Szybko ruszyłam do miejsca spotkania z Em. Dostrzegłam ją siedzącą w swoim cabriolecie. Wyglądała prześlicznie - również miała na sobie sukienkę, lecz jej bardziej opinała jej ciało, była w kolorze białym i podkreślała jej ciemną skórę. Do tego miała białe szpilki i błyszczącą torebkę.
- Wow - powiedziałyśmy w tym samym momencie, gdy stanęłyśmy by się przywitać. Zaśmiałyśmy się i udałyśmy się do restauracji.
- Na jakie nazwisko była rezerwacja? - spytała kelnerka.
- Harlow.
- Zapraszam - zaprowadziła nas do stolika. Wybrałyśmy polecane opcje z menu i po 20 minutach otrzymałyśmy nasze dania.

Spędziłyśmy dwie godziny na rozmowie, śmianiu się i jedzeniu. Kochałam nasze spotkania. Zebrałyśmy się i pojechałyśmy do paru sklepów. Odwiedziłyśmy między innymi Pradę, gdzie kupiłyśmy po parze okularów. Moim celem w swoim życiu było to, żeby być w stanie chodzić do takich miejsc i nie patrzyć na cenę tego co kupuję - po prostu brałam i cieszyłam się z kolejnej drogiej zdobyczy. Nie byłam materialistką, nie zgodziłabym się z nikim, kto by mi to zarzucił. Po prostu byłam wdzięczna sama sobie, sama na to zapracowałam i cieszyłam się ze swoich sukcesów.

Pożegnałyśmy się i pojechałam do miejsca mojego zamieszkania. Weszłam do środka i wybrałam numer mojej mamy.
- Hej Bianca! - powiedziała, gdy tylko odebrała.
- Cześć mamo - uśmiechnęłam się na jej głos.
- Co tam? Co u ciebie?
- Wszystko dobrze, chciałam się upewnić, o której będziecie w czwartek.
- Planujemy wyjazd o 11 więc po 12 będziemy u ciebie, jak dobrze pójdzie.
- Super... - rozmawiałam z rodzicami jeszcze 15 minut opowiadając im mniej więcej o swoim tygodniu.

Pochodziłam z Brazylii, miasta niedaleko samego Rio de Janeiro. Spędziłam tam większość swojego życia, jednak z uwagi na pracę taty przeprowadziliśmy się do położonego na północ od Miami - Wellington. Cieszyłam się, że nie miałam, aż tak daleko do domu rodzinnego, chodź ten najprawdziwszy znajdował się daleko na południe. Wiedziałam, że gdyby coś się działo mogę na nich liczyć.

Minęły 3 dni. W środę wyszłam z pracy szybciej, bo musiałam posprzątać mieszkanie. Na szczęscie wszystko poszło mi sprawnie i już o 22 mogłam usiąść w wannie z kieliszkiem wina. Relaksowałam się po lataniu ze szmatą przez ostatnie kilka godzin, gdy usłyszałam dzwoniący telefon.

- Halo - odebrałam od Emily.
- Jedziemy na wakacje.

promise me ney.Where stories live. Discover now