IV

271 12 0
                                    

Zebrałyśmy się i taksówką udałyśmy się już pod Le Parc des Princes, czyli stadion, na którym miał odbyć się mecz. Tylu ludzi razem wziętych już dawno nie widziałam. Emily zdecydowanie miała rację, żeby przyjechać szybciej, żeby zająć miejsca, bo nie zdążyłybyśmy. Po prawie godzinnym staniu w kolejce, przeszłyśmy przez kontrolę i udałyśmy się już w stronę samego miejsca wykupionego przez moją przyjaciółkę.

Na sam mecz czekałyśmy jeszcze pół godziny, dlatego postanowiłam pójść nam po jakieś piwo. Wróciłam i usiadłam, po czym 10 minut później powoli zaczynało się wydarzenie. Gdy piłkarze wyszli na murawę prawie zakrzsztusiłam się napojem.
- Co ci jest?! - wrzasnęła szeptem Em.
- Kurwa mać. Pamiętasz tego gościa, o którym mówiłam ci dzisiaj przy obiedzie?
- No pewnie.
- Widzisz tego z numerem 10? - dziewczyna wytrzeszczyła oczy i prawie sama się zachłysnęła powietrzem.
- Czy ty wczoraj tańczyłaś z Neymarem?!
- Zamknij się! - krzyczałyśmy do siebie nawzajem po cichu, tak aby ludzie obok nas nie słyszeli.

Uczestnicy meczu ustawili się w linii prostej i gdyby wtedy mężczyzna spojrzał się lekko w górę, spotkalibyśmy się wzrokiem. Chwilę później piłka poszła w ruch. Skupiłam się na obserwowaniu tego, który utkwił mi w pamięci poprzedniego dnia. Minęła pierwsza połowa i musiałam przyznać, że była to bardzo intensywna i interesująca gra. To z jaką precyzją podawali sobie piłkę było niesamowite. Wybrzmiał gwizdek, który oznaczał koniec i spoceni piłkarze udali się do szatni. Gdy wyszli, znów odnalazłam go wzrokiem. Rozciągał mięśnie i był naprawdę blisko. Stanął, spojrzał w górę i zobaczył mnie. Uśmiechnął się, położył ręce na biodrach, poruszył głową i wyglądał jakby miał coś pokazać, ale koledzy z klubu zawołali go do siebie. Truchtając do jednego z graczy PSG, jeszcze raz obrócił się w moją stronę.
- Co. to. miało. być? - odezwała się moja przyjaciółka, która była świadkiem całej sytuacji.
- Emily, ja... nie wiem co mam ci powiedzieć. Co ja mam zrobić?
- Nie mam pojęcia. Naprawdę. Zwykle wpadam na jakieś genialne rozwiązanie, ale dzisiaj.. pustka.

Gdy klub, któremu kibicowałyśmy zdobył gola, po stadionie rozległ się okrzyk radości. Strzelił go nie inny jak sam brazylijczyk. Podbiegł do miejsca, z którego wykonuje się rzut rożny i przez chwilę tańczył taniec zwycięstwa, po czym rzucili się na niego koledzy. Po ich triumfie, biegnąc na swoją pozycję, spojrzał na mnie i posłał mi uśmiech. Nie wiedziałam jak zareagować, więc również się uśmiechnęłam i klasnęłam w dłonie na znak podziwu.

Szybko minęło kolejne 45 minut. Po zakończonym meczu stwierdziłyśmy, jak to mamy w zwyczaju na większych wydarzeniach, że poczekamy, aż większość ludzi wyjdzie, żeby się nie pchać. Skorzystałyśmy z okazji i zrobiłyśmy pare zdjęć na instagrama. Gdy już było dość swobodnie, zaczęłyśmy się zbierać, jednak jak zapinałam torebkę stojąc plecami do wyjścia, Emily odkaszlnęła na znak, że coś się dzieje za mną. Odwróciłam się i zobaczyłam Neymara Jr we własnej osobie.
- Hej.. - odezwał się lekko zawstydzony. - Wybacz mi, że jestem w takim stanie, spocony i pewnie wyglądam strasznie.
- Nie szkodzi.
- Spotkaliśmy się wczoraj prawda?
- Wiesz co, ja już pójdę zamówić nam ubera. Czekam na zewnątrz - wychyliła się zza mnie przyjaciółka i szybko nas opuściła.
- Tak, w klubie. Przepraszam, byłam strasznie pijana. Jeżeli palnęłam jakąś głupotę..
- Nie masz za co przepraszać. Chyba jeszcze oficjalnie się nie poznaliśmy, przynajmniej z tego co pamiętam. Neymar - podał mi swoją dłoń.
- Bianca. Bardzo mi miło - zerknęłam na telefon, który zaczął dzwonić. Na wyświetlaczu widniało imię Emily. - Wiesz co, muszę już lecieć, mój transport już tu jest.
- Jasne, nie zatrzymuję - uśmiechnęłam się do niego, gdy puścił mnie, przysuwając się. Szybkim krokiem udawałam się do wyjścia, gdy usłyszałam jak woła moje imię.
- Spotkajmy się jutro w L'Oiseau Blanc o 18!

Nie dowierzałam. Przecież to było tak niespodziewane. Pojechałam na luźne wakacje z przyjaciółką i poznałam jednego z najpopularniejszych piłkarzy świata.

Pojechałyśmy do hotelu, gdzie stwierdziłam, że nie mam siły na szykowanie się i przejdziemy się do pobliskiej, małej restauracji. Nie minęło pół godziny i już wybierałyśmy spośród makaronów przez nich oferowanych. Ja wybrałam z brokułami i sosem serowym, a moja towarzyszka tradycyjne bolognese.
- Zaprosił mnie na kolację jutro.
- Żartujesz sobie.
- Nie żartuje. Gdy już szlam do ciebie zawołał mnie i krzyknął, że możemy się spotkać jutro w L'Oiseau Blanc wieczorem.
- Bianca, przecież to jedna z najlepszych restauracji w całym Paryżu. Jak dorwiesz dobre miejsce to siedzisz na dworze i masz widok na wieżę Eiffla. Kurw...
- Nie wiem co powiedzieć. W sensie poczułam coś, ale czy to już się nadaje na budowanie związku? Nie wiem. Emily, bądźmy szczere, przecież on może takie mnie mieć codziennie bez ruszenia małym palcem. Kobiety z całego świata za nim szaleją. Mnie również bardzo pociąga. Nigdy nie widziałam takich oczu, ale to nie materiał na przyszłego męża. Jeżeli będzie chciał się ze mną jutro przespać, dwa razy to przemyślę.
- Z jednej strony cię rozumiem, z drugiej nie. Wydaje mi się, że coś jest na rzeczy. Czy ty myślisz, że, jak to sama uznałaś, człowiek, który mógłby mieć każdą na świecie sam ubiegał się o którąkolwiek z nich? Odpowiedź brzmi: nie. Nie musiałby tego robić. Ty najwidoczniej nie jesteś jedną z tych i może to go intryguje.
- Może to ten psychologiczny trik, że facet leci na to co niedostępne. Przecież jak ja „mu się dam" to uzna mnie za jakąś nagrodę, którą zdobył, ubiegając się o moje względy. Zaczynam się nad tym zastanawiać.
- Moim zdaniem za dużo myślisz. Idź tam jutro, w swojej najlepszej kreacji, którą tu zabrałaś i zobaczysz. Pójdź za głosem serca. Jeżeli poczujesz, że chcesz się z nim tylko zabawić, to to zrób. A jeśli jednak uznasz, że nie wiem, coś jest na rzeczy, to go obserwuj. Może sam coś zaproponuje, powie coś, co wyjebie cie z kapci - zaśmiałam się. Miała rację.

Poszłam spać, chodź myślenie i analiza tego wszystkiego długo mi na to nie pozwalało. Wstałam ze słońcem przedzierającym się zza okien. Założyłam biały szlafrok i usiadłam na krzesełku na małym balkoniku mojego pokoju. Włożyłam słuchawki i słuchałam spokojnej, wyciszającej i wprawiającej mnie w dobry nastrój muzyki. Tego dnia ustaliłyśmy, że dajemy sobie pożyć same i zobaczymy się dopiero przed moim wyjściem na kolację. Dlatego też na spokojnie udałam się na śniadanie, wypiłam kawę i poszłam z powrotem do siebie. Wzięłam do ręki książkę Emily Ratajkowski „My Body" i udałam się do ogródka hotelu. Stały tam co kawałek ławki i małe stoliczki kawowe. Usiadłam przy jednym z nich i zaczęłam czytać swoją lekturę.

Tak się wciągnęłam, że w ogóle nie patrzyłam na godzinę. Jednak od czytania oderwał mnie mój brzuch, który dał mi znać, że czas coś zjeść. Na zegarku godzina wskazywała 14-stą. Poszłam na obiad do hotelowej restauracji. Gdy wróciłam, uznałam, że powoli muszę się zacząć ogarniać. Poszłam pod prysznic, dokładnie się przygotowałam, ale nie myłam głowy, bo włosy planowałam związać w ulizanego koka w stylu Belli Hadid. Po wyjściu, dokładnie nawilżyłam skórę ciała balsamem waniliowym, moim ulubionym. Tego wieczoru, za radą mojej przyjaciółki, postawiłam na jedną z lepszych kreacji przywiezionych tutaj, do Francji, czyli długa, czarna, satynowa sukienka, z rozcięciem na nodze, która opinała mnie od talii w górę i bardzo ładnie podkreślała piersi. Ułożyłam planowaną fryzurę i został mi makijaż. Postawiłam na czarną subtelną kreskę, trochę brokatowego cienia na całą powiekę i wytuszowane rzęsy. Twarz pozostawiłam lekką, rozświetloną. Na ustach wylądowała brązowa konturówka, pomadka nude i błyszczyk. Dodałam moją klasyczną złotą biżuterię. Spojrzałam się w lustrze i nie wierzyłam własnym oczom. Podobałam się sobie, lecz dzisiaj przeszłam własne oczekiwania. Gdbym mogła, przeleciałabym sama siebie.

promise me ney.Where stories live. Discover now