druga wigilia

81 11 5
                                    

Stresował się, choć przecież nie miał czym. To tylko Minho, którego nie widział osiem miesięcy i bał się, że stracił go na zawsze jeśli okaże się, że kogoś ma. Pewnie pęknie mu serce. Bardzo boleśnie. Przecież Lee prawie codziennie z nim gadał, nawet jak miał mało czasu, więc dlaczego miałby się spełnić ten czarny scenariusz w głowie Jisunga. Sam nie wiedział dlaczego tak bardzo obawiał się, że może tak być. Po prostu go kochał.

Opatulony kurtką oraz grubym szalikiem stanął przed drzwiami domu Seungmina, ściskając w dłoniach pudełko z ciastkami, które upiekł wraz z mamą. Wziął głęboki oddech, poprawiając na ramieniu torbę z potrzebnymi do nocowania rzeczami oraz drobnymi upominkami dla chłopaków. Będzie dobrze. Zapukał głośno, aby na pewno jego przyjaciel to usłyszał. Nie wiedział ile osób już zdążyło przyjść, może byli tak głośno, że nawet nie zwróciliby uwagi na ten dźwięk. Na szczęście już po chwili pojawił się w drzwiach gospodarz, uśmiechając się szeroko na widok Hana.

— Hej! — powiedział radośnie, wciągając bruneta do środka. — Na razie jest tylko Hyunjin i ty, ale jeszcze trochę zostało do dwudziestej.

— Changbin pewnie się spóźni, sam wiesz jak to z nim bywa — zauważył ze śmiechem, podając mu pudełko i torbę, następnie pozbywając zbędnej odzieży.

— Napisał mi, że już wyszedł z domu! — zawołał z kuchni Hyunjin, wychodząc na korytarz z buzią pełną jedzenia. — Ostatnio osiąga sukcesy w mniejszym spóźnialstwie, chociaż pewnie i tak przyjdzie po czasie.

— Felix też już jedzie — dodał Seungmin, odczytując wiadomość od blondyna.

— Tak strasznie nie mogę doczekać się aż w końcu będziemy wszyscy razem — przyznał Jisung, ruszając z resztą wgłąb domu. Siedzieli razem w kuchni, szykując wszystko i zanosząc do piwnicy, gdzie pare lat temu rodzice Seungmina pozwolili mu zrobić miejsce spotkań z przyjaciółmi. Zwykle tam właśnie przesiadywali, mieli dużo więcej miejsca niż w pokoju chłopaka, a przez ten czas naprawdę dobrze urządzili to pomieszczenie.

Im dłużej czekali na przyjście Chana i Minho, tym bardziej Jisung się stresował. Wszyscy już byli poza nimi i Changbinem, który pomimo wczesnego wyjścia i tak nie dotarł przed innymi. Brunet siedział na jednej z puf w piwnicy, słuchając rozmów reszty przyjaciół. Skubał jedno brownie, które przyniósł Felix, zastanawiając się jak będzie wyglądać dzisiejsza wigilia. Tylko on się tym zamartwiał, pozostali dobrze się bawili i naprawdę im tego zazdrościł. Nagle rozległo się głośne pukanie piętro wyżej, na co wszyscy się zerwali i ruszyli po schodach na górę. Jisung szedł na końcu, tak samo z tylu czekając na to kogo zobaczą za drzwiami.

— Wesołych Świąt! — krzyknęła cała trójka, bo razem z nimi dotarł także Changbin. Weszli do środka i zaczęli się po kolei witać, w między czasie pozbywając kurtek oraz szalików.

— Rany, tak dawno was nie widziałem. Moje dzieciaki — mówił czule Chan, ściskając ich mocno po kolei. — Jestem taki szczęśliwy.

— Brakowało mi was — przyznał Minho, który podążał za Chanem. W końcu stanął przed Jisungiem, z którym skrzyżował swoje spojrzenie. Brunet posłał mu uśmiech, przyglądając się jego osobie. Wyglądał dojrzalej, może miał trochę zmęczony wyraz twarzy, ale nawet te lekko podkrążone oczy nie zmieniały tego jak piękny był. Zmienił kolor włosów, teraz były szare, o których nie raz wspominał, że chciałby mieć.

— Tęskniłem — przyznał cicho, chociaż cała reszta była pogrążona w rozmowach i na pewno by tego nie usłyszeli.

— Ja też — przyznał Lee, łapiąc dłoń Hana i przyciągając go do mocnego uścisku. Młodszy od razu się w niego wtulił, chowając nos w ramieniu Minho. Pachniał tak samo jak zawsze.

Stali tak dłuższą chwile, przytulając się. Odsunęli się od siebie dopiero w momencie, w którym któryś z chłopaków przypadkiem ich szturchnął, będąc popchniętym przez innego. Odwrócili się w stronę przyjaciół, zaraz dołączając do rozmowy. Udali się do piwnicy i zajęli miejsca, słuchając historii Chana i Minho. Żartowali, śmiali się i wygłupiali, czując jakby tamta dwójka nigdy nie wyjechała, jakby cały czas tu byli i po prostu zwyczajnie spędzają ich drugą wigilie.

W końcu przyszła pora na prezenty, które nie były niczym specjalnym, każdy dał od siebie jakieś drobnostki, ale cieszyli się z nich niesamowicie. Minho posłuchał się rady Hana, kupując wszystkim świąteczne skarpetki, które każdy zaraz ubrał. Chan natomiast przywiózł im szaliki, które tak samo miały na sobie świąteczne wzory.

— Ja zrobiłem nam bransoletki — powiedział Jisung, wyciągając drobne pudełeczka z imionami. Wręczył je każdemu, samemu pokazując nadgarstek, na którym miał już swoją. Wszyscy zaraz je ubrali, siedząc teraz w kolorowych skarpetach, opatuleni kolorowymi szalikami i z kolorowymi bransoletkami na ręce.

Po kilku godzinach wszyscy zaczęli odczuwać zmęczenie, więc automatycznie zaczęli znajdować sobie miejsce na to, aby ułożyć się wygodnie do spania. Nie myśleli nawet o tym, żeby się przebrać. Było im ciepło, nie chciało się wstać. Oczywiście, że Han ulokował się na materacu razem z Minho, leżąc z nim twarzą w twarz.

— Jak się dzisiaj bawiłeś? — spytał cicho Lee, nie chcąc obudzić kilku chłopaków, którzy już zasnęli.

— Bardzo dobrze, zresztą jak co roku. No, może pomijając ten jeden raz, kiedy Changbin siedział zaziębiony z katarem i na drugi dzień wszyscy byliśmy chorzy — odpowiedział równie cicho, uśmiechając pod nosem i powstrzymując śmiech, który mógłby zbudzić resztę. — A ty jak się bawiłeś?

— Tak, to było naprawdę paskudne choróbsko — przyznał, tak samo się uśmiechając. — Przyjemnie, bardzo się ciesze, że mogłem się z wami zobaczyć. Mam nadzieje, że uda nam się wykorzystać ten czas, bo niestety wyjeżdżam kilka dni wcześniej niż Chan.

— No nie... dlaczego?

— Praca. Mam sporo roboty, jeden typek nagle zrezygnował i muszę przejąć część jego obowiązków, a nawet nie wiemy czy szef znajdzie kogoś do mojego powrotu na uczelnię, więc może być kłopot. Zostaliśmy we trójkę, ale akurat moja nieobecność koliduje z wyjazdem jednego z chłopaków i muszę wracać.

— Ah... szkoda.

— Wielka szkoda, chciałem zrobić z wami tyle rzeczy, a nie wiem na ile starczy mi czasu.

— Nie przejmuj się tym teraz, hyung. Mam nadzieję, że i tak będziesz miał czas zająć się swoimi sprawami.

— Oby — westchnął Minho, po chwili przysuwając się bardziej do młodszego, którego serce nagle zabiło mocno jakby ktoś uderzył w bęben. Przełknął ślinę, patrząc jak Lee łapie jego nadgarstek i układa dłoń Jisunga na swoim policzku.

— Co robisz...? — spytał cicho Han, przywierając jednak swoją dłonią do twarzy starszego.

— Chciałem po prostu... być trochę bliżej — przyznał cicho Minho, spoglądając na nastolatka. — Mam się odsunąć?

— Nie! — powiedział szybko i może trochę zbyt głośno, bo usłyszeli jak Felix skomentował to cichym jękiem i delikatnie szturchnął nogą bok Hana.

— Ciszej — wyszeptał Lee, uśmiechając do młodszego, który odwzajemnił ten gest. — Musimy iść spać, będziemy budzić resztę.

— Masz rację. Dobranoc, hyung.

— Dobranoc, mały.

Zamilkli, ale nie spali jeszcze długi czas, napawając tą bliskością i dotykiem, na który do dzisiaj żaden z nich by się nie zdobył.

W końcu pora na zmiany, we wszystkim.

stray hearts || minsungWhere stories live. Discover now