ostatnia wspólna noc

159 19 11
                                    

Ósemka najlepszych przyjaciół, którzy stworzyli przez lata nierozrywalną więź, stając się jednością, dzisiaj miała przeżyć swój ostatni wspólny wieczór przed wyjazdem najstarszych chłopaków. To było naprawdę bolesne dla nich wszystkich, bo od zawsze byli razem i żaden z nich nie musiał martwić się, że dzielą ich setki tysięcy kilometrów, których przebycie nie jest tak proste jak zwykły dojazd autobusem czy samochodem w Seulu. Musieli jednak temu sprostać, bo przecież ta rozłąka nie jest czymś wiecznym i, choćby po latach, wiedzieli, że spotkają się ponownie w całym składzie.

Tą noc mieli spędzić wszyscy w domu Bang Chana, który był ich najlepszym hyungiem, starszym bratem i swego rodzaju opiekunem. Dbał o nich, kupował im jedzenie, ocierał łzy i wysłuchiwał. Kochał ich wszystkich najbardziej na świecie i to zawsze on organizował nocne spotkania u siebie w domu. Tak po prostu było, a każdy mieścił się w jego sypialni bez problemu, więc nie musieli się o nic martwić.

O godzinie osiemnastej zaczęli zjawiać się przyjaciele Chana, przychodząc zwykle parami lub trójkami. Nawet w tak prostej czynności żaden z nich nie był sam. W końcu przyszedł każdy, a cała ósemka mogła zasiąść przy stole w salonie i zjeść kolację, którą przygotował dla nich specjalnie Chan. Nie obeszło się bez rozmów i śmiechów, które były nieodłączną częścią wszystkich ich spotkań.

— Pamiętacie jak zgubiliśmy Jeongina w galerii handlowej? — spytał nagle Hyunjin, spoglądając po wszystkich.

— Pamiętam! Jego mama wydzwaniała do nas wściekła i krzyczała, że więcej nie pozwoli mu z nami wyjść. Kiedy to było? — odpowiedział mu Felix, wkładając sobie do ust kawałek wołowiny.

— Dawno... pięć lat temu?

— Sześć, to były jedne z naszych pierwszych spotkań — zaśmiał się Bang Chan, kładąc dłoń na głowie najmłodszego i czochrając mu włosy. Ten od razu ją odepchnął i skrzywił się. — Wszyscy byliście dzieciakami kiedy się poznaliśmy.

— Też nim byłeś, hyung — zauważył Changbin, wsuwając rękę pod ramię Seungmina i opierając na nim swoją głowę.

— Ale już wtedy czułem się jak wasz starszy, odpowiedzialny brat. Bycie rodziną chyba od zawsze było nam pisane.

— Oh, przestań Bang. Nie rozczulaj się tak... — jęknął Jisung i szturchnął go pięścią w ramię. W odpowiedzi posłał mu ciepły uśmiech, który został odwzajemniony.

Spojrzał po wszystkich zgromadzonych przy stole nie wierząc, że za parę dni wsiądzie w samolot i wzbije się w powietrze, odlatując do Australii i zostawiając tych dzieciaków samych w Seulu, bez jego troski. Zawsze się o nich martwił i dbał najlepiej jak potrafił, a teraz go tutaj nie będzie.

— Zawsze będziemy razem? - zapytał nagle Jisung, a wszyscy zwrócili na niego swój wzrok. — Wiecie... będziemy braćmi. Spotkamy się tutaj i spędzimy czas tak jak dzisiaj.

— Na pewno. Jesteśmy jednością — odezwał się Seungmin, a wtedy wszyscy, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, złapali się za ręce, a tą Jisunga ścisnął mocno Minho.

Han dyskretnie splótł ze sobą ich palce, a starszy posłał mu troskliwy uśmiech. On również wyjeżdżał z kraju, a dzisiejsza noc była tą, w której młodszy mógł nacieszyć się jego obecnością jak najbardziej, zanim Lee zniknie mu na kilkanaście długich miesięcy. Wpatrywali się w siebie, milcząc z całą resztą, dopóki najmłodszy z nich nie przypomniał sobie, że wszyscy obiecali mu oglądanie Shreka, więc sprowadził ich na ziemie głośnym wołaniem.

-

Podczas seansu Jisung jako jedyny cały czas się rozpraszał, spoglądając ciągle w lewo na drugi koniec kanapy, gdzie siedział Minho, całkowicie pochłonięty akcją bajki. Dwa dni temu nie był zbyt entuzjastyczny na wzmiankę o tym, że dla Jeongina będą oglądać ją dzisiejszego wieczoru, a teraz uważnie śledził całą historię głównego bohatera. Han westchnął cicho, podciągając kolana do klatki piersiowej i opierając na nich głowę. Starszy od zawsze był dla niego kimś, za kim podążał, swego rodzaju wzorem do naśladowania, ale tak naprawdę chodziło o głębsze uczucie, które Han nosił w sobie od bardzo długiego czasu, a z którego zdał sobie sprawę dopiero w momencie, gdy zrozumiał jak niewiele zostało do dnia, w którym Lee spakuje walizki, pożegna się i wsiądzie w samolot, wyjeżdżając do Anglii.

Chłopak zwrócił swój wzrok z powrotem na ekran telewizora, gdzie bajka powoli zbliżała się ku końcowi. Nie był zbytnio skupiony na seansie, dlatego odpuścił sobie i końcówkę, pogrążając się w myślach. Wciąż ciężko było mu przyjąć do wiadomości, że już za dwa dni nie spotkają się więcej w tym składzie jeszcze przez długi czas. Powtarzał sobie, że da radę tak jak reszta, ale nie był teraz pewien czy widok odlatującego samolotu z Minho na pokładzie nie złamie mu serca.

— Myślę, że czas zbierać się do spania, dzieciaki — powiedział Chan zaraz po tym, jak wyłączył telewizor. Wszyscy zaczęli podnosić się z kanapy i zaklepywać sobie miejsca, co całkowicie wyleciało Hanowi z głowy. Dlatego właśnie wylądował na najmniej wygodnym materacu tuż przy drzwiach, ale przynajmniej miał dla siebie dużo przestrzeni. Nim każdy zasnął minęły długie minuty, podczas których wciąż prowadzili rozmowy i śmiali się. W końcu jednak zapadła całkowita cisza, w której jako jedyny nie spał Jisung, a przynajmniej tak mu się wydawało.

— Dlaczego nie idziesz spać? — usłyszał nagle obok swojej głowy szept, który dosyć mocno go wystraszył. — Wybacz.

— Rany, Minho... — jęknął młodszy, przewracając się na drugi bok w jego stronę. Lee bez pytania wsunął się pod jego kołdrę, układając obok na materacu i zabierając część miejsca, choć to wcale nie było dla nastolatka problemem.

— Nie mogę zasnąć. A ty?

— Ja też.

— Wyglądasz na zmartwionego.

— Wyjeżdżacie, jak mam się nie zamartwiać? Bez was będzie inaczej.

— Ale wcale nie musi być gorzej.

— Nie musi, ale może...

— Może — przyznał Minho, łapiąc Jisunga za dłoń. Ścisnął ją i przytulił do swojej klatki piersiowej, posyłając mu znów ten pełen troski uśmiech. — Nie możesz się źle nastawiać. Reszta wciąż tutaj będzie, a my nie znikamy na zawsze, okej? Nie zapominaj o tym. Wrócę do was. Do ciebie.

— Do mnie — powiedział cicho, zwilżając usta językiem. Chciał powiedzieć coś więcej, ale niestety nie było mu to dane, bo chyba ich rozmowa wytrąciła ze snu Seungmina.

— Możecie się zamknąć, gołąbeczki? Przerwaliście mój cudowny sen, nigdy wam tego nie zapomnę — burknął, opadając po tym głową na poduszkę. Minho wraz z Jisungiem przenieśli na siebie rozbawione spojrzenia, uśmiechając się głupkowato. Nie odpowiedzieli mu, nie chcieli narażać się na zbudzenie pozostałych, którzy wspólnie by ich udusili.

— Dobranoc — wyszeptali w tym samym czasie, co zwieńczyli szerokimi uśmiechami. Obaj zamknęli oczy, zasypiając po niedługiej chwili, jakby ich obecność wpływała na siebie wzajemnie. Być może tak właśnie było, a Jisung teraz już się nie martwił, bo usnął, trzymając przy tym dłoń starszego.

stray hearts || minsungWhere stories live. Discover now