7. Chryzantemy

82 20 1
                                    

Zdziwienie wymalowało się na jej twarzy, a podejrzenie wzięło górę. Bo w jej głowie huczało jedno pytanie, mianowicie: kto się do niej dobijał tyle razy z numeru zastrzeżonego. Nie kojarzyła tego numeru telefonu, a pomyłką to raczej nie było gdyż ktoś dzwonił aż sześć razy.

Przez głowę przemknęła jej myśl, że to mógłby być Nicholas, a po drugie miała przecież jego numer, a on jej. Ale po co by do niej wydzwaniał tyle razy jeśli odwoził ją pod dom i widział jak wchodziła do domu cała i zdrowa. Nie miała pojęcia kto to mógł być, chciała się dowiedzieć ale nie była skora do zadzwonienia pod ten numer.

Podniosła się z wygodnego łóżka, a następnie chwyciła telefon w rękę i wyłączyła urządzenie. Nie chciała zaprzątać tym sobie dziś myśli gdyż wiedziała, że ma dużo nauki i musi być skoncentrowana na tym czego będzie się uczyć, a nie na głupim telefonie.

Przetarła zapuchnięte oczy i ogarnęła włosy z twarzy by następnie spojrzeć w lustro i skrzywić się na własny widok.

"Wyglądam okropnie" — pomyślała.

Jej twarz była biała, niemal prześwitująca wyglądała jak kartka papieru. Jej zielone oczy były opuchnięte, pozbawione wszelakiego blasku. Brązowe włosy okalające jej twarz były przyklapnięte, dziwnie matowe. Wyglądała jak wrak człowieka. I tak też się czuła.

Fallon Wilson z dnia na dzień umierała. A leki biorące jedynie sprawiały, że umiała funkcjonować niczym robot. Wstać rano, a zasnąć wieczorem i tak w kółko. To wszystko było tylko jednym błędnym kołem. To wszystko dawno przestało mieć już jakiekolwiek znaczenie.

Przeczesała włosy swoimi długimi, szczupłymi palcami i uśmiechnęła się smutno do swojego odbicia lustrzanego. A w jej oczach pojawiły się łzy. Tak bardzo nienawidziła płakać, ale czasem nie miał siły na nic innego. Miała wrażenie, że tylko to wtedy jej wychodziło.

Miała świadomość, że płacz nie był tylko dla słabych, ale okropna podświadomość mówiła o innego. Nie chciała płakać bo zbyt dużo już wypłakała, chciała być silną dla innych. Pokazać, że w końcu jest tak jak powinno. Jest dobrze.

Podeszła do toaletki i starała się zakryć korektorem sińce pod oczyma i wszelkie niedoskonałości. Następnie pomalowała rzeczy, które optycznie wydały się być dłuższe i ciemniejsze. Kontrastowały one z jej bladą cerą, sprawiając że wyglądała niemal jak Śnieżka z bajki. Błyszczykiem przejechała po pełnych ustach i odłożyła go na swoje miejsce.

Wyszła z pokoju i zaszła do kuchni by przygotować sobie na dzisiaj śniadanie. Miała ochotę na swoje ukochane tosty z żółtym serem, dlatego też je przygotowała i zajęło jej to tylko pięć minut. Przygotowała talerz na którym chwilę później znalazły się dwa tosty. Na bok nałożyła ketchup i zadowolona zabrała się za jedzenie.

Chwilę później stała już w przedpokoju wkładając na swoje stopy czarne martensy, a na siebie zarzuciła czarną puchową kurtkę. Zakluczyła drzwi i schowała kluczyki do kieszeni zamykając ją.

Przechodziła się wąskimi uliczkami miasta bez zbędnej muzyki w uszach. Towarzyszyła jej tylko cisza. A że pogoda nie dopisywała, uliczki były puste. Wszyscy siedzieli w ciepłym domu. Niektórzy spędzali czas z rodziną, a inni jak Fallon mogli o tym tylko marzyć. Lecz dziewczynie nie towarzyszyły już nawet marzenia. Była tylko ona i czarna rzeczywistość. 

Cisza zdawała się być dobra. Mogła skupić się na swoich okropnych myślach, choć wtedy zdawałoby się że ona była tą przeklętą. Ale Fallon lubiła analizować i myśleć o życiu, zdawało się to ironicznie dawać jej spokój i odprężenie. Lubiła wtedy zamykać oczy i odcinać się od świata, wyobrażając sobie, że znajduje się w świecie książkowym do których tak bardzo lubiła uciekać. 

DarknessWhere stories live. Discover now