16

904 50 16
                                    

- Musimy sprzątnąć Starka i jego bandę przebierańców, gdy tylko tutaj dotrą – powiedziałem w stronę moich pracowników. Usłyszałem w odpowiedzi pomruki potwierdzenia.

- Szefie, według mojego informatora Avengers zabierają ze sobą Spider-mana – usłyszałem z boku głos jednego z moich najlepszych ludzi.

- Czas zaopatrzyć się w sprej na szkodniki, bo nie pozwolę, żeby morderca mojego syna miał prawo żyć wolno.

---------

Wszedłem do wieży z plecakiem, gdzie trzymałem swój strój. Oczywiście miałem na sobie maskę, jednak stwierdziłem, że ubranie całego stroju może być dosyć niewygodne na kilku godzinny lot.

Pan Stark zapewniał mnie, że nie muszę ubierać maski, bo nikt się nie wygada z moją tożsamością. Jednak ja wolałem mieć ja założoną tak na wszelki wypadek, bo coś mówiło mi, że może się przydać.

Usiadłem na fotelu gdzieś na tyłach samolotu i oparłem głowę o tył fotela. Prawdę mówiąc, to był mój drugi lot samolotem, więc trochę się go obawiałem. Chociaż teraz leciałem odrzutowcem, a nie samolotem więc jakaś różnica tutaj jest.

Cała akcja w sumie miała być prosta. Wyskakujemy z odrzutowca na dach budynku, a później wchodzimy do niego niezauważalnie. Zabieramy dane, które są nam potrzebne i uciekamy. W sumie danymi mieli się zająć Stark razem z Czarną Wdową, a ja razem z pozostałymi mieliśmy odciągnąć uwagę. Myślę, że nic złego podczas niej się nie stanie.

Po kilku godzinach usłyszałem od pana Starka, że powinienem się już przebrać w strój. Pokiwałem głowa na jego słowa i udałem się w dosyć odlegle miejsce, żeby móc w spokoju się przebrać. Po kilku minutach wróciłem do reszty i usiadłem na swoje miejsce.

- Słuchaj, będziemy musieli mieć z tobą stały kontakt, także potrzebuje minimalistycznego dostępu do twojej sztucznej inteligencji – usłyszałem nad sobą głos pana Starka.

- Jasne, nie ma problemu – wzruszyłem lekko ramionami. – Karen, ustąp na chwile.

Nie usłyszałem żadnej odpowiedzi, ale wiedziałem, że to zrobiła, bo na ekranie pojawił mi się komunikat.

- Friday, przejdź do systemu Karen i połącz się z nią – powiedział Tony, patrząc się w ekran. Najprawdopodobniej sprawdzał, czy Friday dobrze wykonuje swoja prace. – Dobrze, a teraz połącz się z mikrofonem i jego słuchawką.

- Witaj, Spider-manie – w słuchawce odezwał się znajomy głos Friday.

- Słyszę ją wiec myślę, że wszystko dobrze działa – powiedziałem i pokiwałem głową. – Czy będziecie słyszeć to co mówi do mnie czy tylko to, co ja mówię?

- Friday jest a tobą dla lepszego kontaktu między nami – powiedział pan Stark. – Także nadal do wszelkich pytań możesz używać swojej Karen, która pewnie poradzi sobie tak samo dobrze, jak Friday.

Pokiwałem głowa i spojrzałem się za okno.

- Stark, jesteśmy nad celem – usłyszałem głos Czarnej Wdowy i automatycznie wstałem z fotela.

- Friday, przejmij kontrole – pan Stark wydal rozkaz i przywołał swoja zbroje kilkoma kliknięciami na klatkę piersiową. – A was zapraszam do wyskoku.

Razem z Kapitanem Ameryka i Hawkeyem podeszliśmy do otworu, który się właśnie otwierał. Iron Man razem z Czarną Wdową mieli do nas dołączyć po tym jak już znajdziemy się w budynku.

- Nie dajcie się zabić – usłyszałem jeszcze głos Starka, zanim wyskoczyliśmy.

Wylądowaliśmy na budynku i od razu się rozejrzałem, sprawdzając przy tym, czy nikogo nie ma. Mój pajęczy zmysł zaczął szaleć więc pokręciłem głową starając się go chociaż trochę uspokoić.

Podeszliśmy do drzwi umieszczonych na dachu i Kapitan wyłamał je poprzez kopnięcie w nie. Kapitan Ameryka wszedł jako pierwszy, a ja od razu wszedłem za nim. Hawkeye miał iść za nami. Zeszliśmy po cichu schodami w dół trafiając od razu na gromadkę ludzi, którzy rozmawiali i chyba czekali na nas. Zmarszczyłem brwi zdziwiony, bo Stark mówił, że się nas nie spodziewają.

- Stark, wchodzicie. Teraz – usłyszałem w słuchawce glos Kapitana.

Gdy tylko wzrok tych ludzi spoczął na nas, wystrzeliłem w ich stronę masę pajęczyny, żeby tylko ich unieruchomić. Resztą miał zająć się Kapitan razem z Hawkeye. Kapitan przyłożył praktycznie wszystkim ze swojej tarczy tylko po to, żeby stracili przytomność. Resztą zajął się Clint.

Kapitan spojrzał się na mnie, a to znaczyło, że nadeszła pora na kolejną część. Wskoczyłem na sufit i przeszedłem przez drzwi na kolejna część budynku. Na szczęście nikogo w tej części nie było, a to mogło oznaczać, że wszyscy albo są na dole, albo pilnują środkowych pięter.

- Czysto – powiedziałem i usłyszałem pod sobą kroki. Obejrzałem się dla upewnienia, że to nie były wrogie osoby. – Możemy iść niżej, bo tutaj już nic nie znajdziemy.

Zeskoczyłem z sufitu i wtedy do pomieszczenia weszła grupka kilku ludzi. Czemu ten cholerny zmysł mnie przed nimi nie ostrzegł?

Spojrzałem się szybko po twarzach przeciwników, a między nimi dostrzegłem ciocie May. Co ona tu robiła do cholery? Nie miała być na jakiś wyjeździe służbowym? Chyba że to był jej wyjazd, a jej praca, o której mi mówiła, że chodzi, nawet na długie po godzinny, jest tylko przykrywką. Przez ten cały czas mnie okłamywała.

Pokręciłem głową pozbywając się przy tym myśli i skupiłem się na sytuacji. Strzeliłem w kierunku przeciwników, żeby ich unieruchomić. Hawkeye strzelił w ich kierunku strzałami, sprawiając przy tym, że wypuścili pistolety z dłoni.

- Wracajcie, mamy dane – usłyszałem głos Starka w słuchawce i aż dziwne, że tak szybko się z tym uwinęli.

Zaczęliśmy się powoli wycofywać w stronę schodów, ale nie wszystko szło po naszej myśli. Kilka osób nadal trzymało swoje pistolety, jednak nie byliśmy dosyć szybcy i wystrzelili oni pociski.

Na szczęście w porę odsunąłem się bok i kula tylko dość mocno mnie drasnęła, ale nie wyjdzie z tego nic poważnego. Wypuściłem z wyrzutni sieć, żeby zatrzymać resztę osób, które mają jeszcze w ręce broń, jednak usłyszałem za sobą krzyk, prawdopodobnie Clinta. Zrobiłem wszystko co byłem w stanie, żeby upewnić się, że nikt już nas nie zaatakuje i odwróciłem się w stronę Clinta i Kapitana.

- Mamy rannych – Kapitan wreszcie zabrał swój głos i pomógł Clintowi wstać.

——
szczęśliwego nowego roku moi kochani

mam nadzieje, że rozdział wam się podoba i że wszystko jest jasne

no i nwm co mogę tutaj więcej dodac

Zły numer dzieciakuWhere stories live. Discover now