Robert [7]

3 1 0
                                    


 Tiana.

Tajemniczy napis pozostawiony w jego zaciśniętej pięści niewiele mu mówił, ale stanowił jakąś poszlakę.

Robert wpatrywał się w pogniecioną kartkę jak urzeczony. Niby nie naprawiała luk w pamięci, wielkich białych plam w bibliotece wspomnień, acz podawała kredki, by je czymś zakolorować. Musiał tylko odkryć, czym.

Zapomniał, co się z nim działo przez ostatnie kwarty. Wydawało się, że zwyczajowo spędzał czas w pokoju, przeglądając stare książki i chyba usiłował złożyć coś z pergaminu dla zabicia czasu. Jednak w jego dłoni pojawiła się kartka, zabazgrana pospiesznie i litery ledwo dało się odczytać, ale kartka. Co jeszcze dziwniejsze, rozpoznawał na niej własne pismo, choć nie miał bladego pojęcia, czym jest „tiana" ani czemu chciał napisać tak oględną informację na kawałku papieru.

Tiana.

Tiana.

Czym, u licha jest tiana? Przejrzał dwa słowniki ze swojej półki — obscuriusańskiego i plantijskiego — ale nie znalazł żadnego słowa choćby przypominającego brzmieniem ten lekki, jagodowy wyraz.

Jagodowy? Dlaczego wyraz miałby być jagodowy?

Opadł zrezygnowany na materac całkiem wygodnego łóżka, wyciągając ręce wysoko i rozciągając między nimi papierek. Jakby pod światłem z blaskniczej świetliczki zobaczył coś nowego. Nic poza zgięciami wykonanymi przez niego samego, naderwanym rogiem i purpurowym tuszem wyrzuconym na materiał. Co to znaczy? I kiedy o tym napisał?

Im dłużej o tym myślał, tym większe dopadały go mdłości.

hujrduontwydzyoduschibomnyugomyutogkowlora

Dziwny, nachmurzony głos dobiegł go ponownie, a wciąż nie pojmował jego przekazu. Losowe litery, nieukładające się w żadne konkretne zdania. Bełkot. Mamrot nie do zrozumienia. Skarciłby je za te niedopowiedzenia, gdyby tylko wiedział jak.

Zmrużył dwukolorowe oczy, jeszcze raz usiłując przypomnieć sobie, kiedy to pisał. Z pewnością nie w swoim pokoju, tego sobie nie przypominał. Więc gdzie? I po co?

Gdzie przebywał w ciągu ostatnich ośmiu kwart, w ciągu ostatniej doby? Co robił w tych lukach, niezdolnych do wypełnienia czymkolwiek?

Za wiele pytań, zbyt mało odpowiedzi.

— Tiana — rzekł na głos, czując, jak powietrze więźnie mu w gardle. Nie powinien był tego mówić. Zdecydowanie powinien był to powiedzieć. Nie powinien zdecydowanie tego powiedzieć. Zdecydowanie powinien to powiedzieć. Co się z nim dzieje? — Tia—na. Tia na. T, I, A, N, A — przeliterował zrezygnowany, ignorując wszelkie bodźce z wewnątrz nakazujące mu natychmiast przestać. Jeśli nie dowie się, kim jest wspomniana w „liściku" dziewczyna, straci ostatnią nić łączącą go z utraconymi wspomnieniami.

Dziewczyna? Osoba? Skąd ta myśl pojawiła się w jego głowie? Dotychczas zdawało się mu, że tiana to jakiś przedmiot, wydarzenie, element rzeczywistości. Teraz, gdy uświadomił sobie, że ma do czynienia z człowiekiem, przed oczyma od razu pojawiły się mu ciemne, rozburzone loki i śmiejące się, zielone tęczówki, tak często pod nimi ukryte. Usta w kształcie serca, mało gustowny, obrzydliwie zielony sweter, a także coś jeszcze, czego nie mógł zidentyfikować.

Wizja zniknęła równie szybko, jak się pojawiła, zakończona gwałtownym ściskiem w okolicach serca, i to nie jednym z tych miłych. Niemal czuł, jak coś owija się naokoło tego narządu, dość szorstko ograniczając jego pole do manewru i nie pozwalając na kolejne uderzenie. Choć Robert właściwie nie wiedział, czy ma serce, ani tym bardziej czy działa ono tak samo, jak serca większości znanych mu ludzi. Mogło wcale nie potrzebować bicia, acz nie potrafił porównać uciskającego uczucia do czegoś innego.

infecto symphoniaحيث تعيش القصص. اكتشف الآن