👼 Rozdział 14 👼

164 14 2
                                    

Zgubiłem Jisunga. Nie wiem jak do tego doszło, ale w pewnym momencie zorientowałem się, że go nie ma. Tak naprawdę byłem w całkiem innym miejscu. Też w lesie, ale to nie był ten las. Ten był jak z bajki. Było jasno, ciepło i nawet przytulnie.

Poczułem ciepło na klatce piersiowej, więc dotknąłem tego miejsca. Wyczułem naszyjnik, który dał mi Chan. To od niego pulsowało to ciepło, które powoli przesuwało się na plecy.

Zrobiłem kilka kroków do przodu i znalazłem się nad urwiskiem. Słońce dopiero wschodziło i wychodziło znad horyzontu. Widok był piękny, jednak coś skusiło mnie, żeby spojrzeć w dół.

Tam nie było już tak pięknie. Dół wyglądał jak fragment piekła. Do moich uszu doszły krzyki i błagania o ratunek. Ogień płynął po skałach, a ciemne postacie wspinały się po ścianie, ale w połowie drogi znowu spadały. Odwróciłem wzrok z powrotem na horyzont.

Tym razem przede mną zobaczyłem most, a na nim stał mężczyzna ubrany cały na biało. Podszedł bliżej, a jego twarz była piękna, mimo że wyraz twarzy pozostał surowy.

– Wezwałeś nas?

– Was? Jesteś jeden… a- a tak w ogóle to kim jesteś? Co to za miejsce? – zapytałem, będąc pod wrażeniem osoby za mną.

– Otwórz serce, a będziesz wiedział wszystko, Felixie.

– Co to ma znaczyć? – zapytałem, a mężczyzna nie odpowiedział. Podszedł jedynie bliżej i chwycił mój naszyjnik. Zdjął go i zacisnął na nim pięść. Amulet pękł na klika małych fragmentów.

– Masz mało czas. Jeżeli do czwartej nie uratujesz swoich przyjaciół, zostaną oni na zawsze w tym Lesie. Śpiesz się.

– Co? Ale jak mam im pomóc? Jak ich znajdę?! Przecież przyszedłem tylko z Jisungiem! – anioł zniknął. Chwila… to był anioł?

Spojrzałem na swoją dłoń, w której był zniszczony amulet. Przełamany na siedem kawałków. Siedem kawałków, dla siedmiu osób. Uratuj ich wszystkich…

Nadal nie widziałem zbyt wiele, ale wspomnienia zaczęły wracać. Powoli przypominałem sobie jak się tutaj znalazłem i jak odszedłem. Nie widziałem obrazów, ale słyszałem rozmowy i ponownie odczuwałem tamte emocje.

Z każdym wspomnieniem czułem jak plecy zaczynają mnie boleć, a ten ból był nie do wytrzymania. Krzyknąłem upadając na ziemię i wbijając palce w ziemię. Czułem jakbym sam rozpadał się na kilka małych kawałków.

Jisung

W lesie było strasznie. Miałem wrażenie, że drzewa się na mnie patrzą i tylko czekają na odpowiednią chwilę, aby zaatakować. Uważałem na każdy swój krok, ale i tak nic mi to nie dało. Korzeń jakby sam się podniósł, abym się o niego potknął.

– Ah! – krzyknąłem, kiedy poczułem jak kolano dosyć mocno otarło się o ziemię. Spojrzałem na nie i okazało się, że spodnie się potargały, a krew wypływała z rany. – Felix uważaj na korze-

W miejscu, w którym powinien być chłopak było puste. No tak, Chan mówił, że możemy zgubić siebie nawzajem. A to oznaczało, że zaraz zacznie się dziać coś o wiele gorszego.

Wstałem na równe nogi i po prostu nasłuchiwałem. Nie było co uciekać, skoro byłem na ich terenie to choćbym nie wiem jak długo biegł to i tak mnie dopadną. Musiałem się uspokoić.

– Cokolwiek się wydarzy to nie jest to prawda. Nie ma co się bać. – powtarzałem sobie. Zamknąłem oczy i próbowałem postawić krok. Udało mi się i nic mi się nie stało. Zrobiłem kolejny i kolejny…

Powoli szedłem gdzieś, gdzie prowadziła mnie intuicja. Słyszałem szepty, warczenie, a nawet strzały. Jednak im dłużej szedłem, tym to wszystko stawało się cichsze. Aż w końcu wszystkie te przerażające dźwięki ucichły.

Rozejrzałem się. Byłem pod złamanym drzewem. Jakby kiedyś uderzyła w nie kometa. Na pniu zaczął wyrastać mech, co kazało mi myśleć, że to drzewo leży już od wieków. Choć to również mogła być siła tego Lasu.

Podszedłem do drzewa i obszedłem je. Z drugiej strony znajdowało się gniazdo z białych, dużych piór. Nie należały one do żadnego zwierzęcia. Idealnym określeniem dla nich było "anielskie". Wyglądały pięknie, mimo że była na nich krew.

– To tutaj upadłeś Felix… – powiedziałem do siebie i usiadłem koło gniazda. Bałem się je ruszyć, aby nie stało się coś złego. Zostałem jedynie przy przyglądaniu się im. Było w nich coś hipnotyzującego, coś co mnie uspokajało – Przeżyć do rana i wrócić do Minho.

***

Patrzyłem jak Han upada i rozwala sobie nogę. Podszedłem do niego i kucnąłem przy nim. Widziałem jak ją ogląda, a potem mówi do mnie. Kiedy się podniósł wsunąłem mu kawałek amuletu do kieszeni bluzy.

Musiałem doprowadzić go w bezpieczne miejsce, ale czułem, że zanim dojdziemy na plac piknikowy stanie się coś złego. Dlatego postanowiłem zaprowadzić go w miejsce mojego upadku. Tam nadal była anielska energia, więc tam będzie bezpieczny. I było blisko.

"Zamknij oczy Jisung". – powiedziałem, chłopak to wykonał. Nie wiedział o mojej obecności, nie słyszał mnie, a po prostu myślał, że to jego decyzja. W tym momencie zastępowałem mu jego Opiekuna, który nie mógł wejść do Lasu.

Chłopak stawiał kolejne kroki w stronę drzewa, a ja czuwałem, aby nic mu się nie stało. Widziałem demony czyhające na niego, więc rozwinąłem skrzydła, które Archanioł przywrócił mi na tę noc. Każdy ich ruch mnie bolał, ale nie mogłem się poddać temu bólu. Musiałem ich ocalić. Wszystkich.

Jisung w końcu dotarł do drzewa, a ja opuściłem skrzydła. Cienie, które towarzyszyły nam przez całą drogę odeszły, ale nie zniknęły. Ruszyły, aby zaatakować kolejne dusze, które się zgubiły. Ja zostałem z Jisungiem, który obserwował miejsce, w którym przestałem być aniołem.

Zalecam teraz skupienie, bo rozdziały będą napisane z różnych perspektyw i można stracić orientacje co się dzieje (nie powinno, ale wszystko jest możliwe, bo jednak wydarzenia będą dziać się praktycznie w tym samym czasie)

Ops! Esta imagem não segue nossas diretrizes de conteúdo. Para continuar a publicação, tente removê-la ou carregar outra.

Zalecam teraz skupienie, bo rozdziały będą napisane z różnych perspektyw i można stracić orientacje co się dzieje (nie powinno, ale wszystko jest możliwe, bo jednak wydarzenia będą dziać się praktycznie w tym samym czasie)

Widzimy się wieczorem ❤️

2/3

Remember Me |ChanLix| ✓Onde histórias criam vida. Descubra agora