𝐶ℎ𝑎𝑝𝑡𝑒𝑟 𝑇𝑤𝑜: 𝑇ℎ𝑒 𝐽𝑒𝑑𝑖 𝐴𝑛𝑑 𝑇ℎ𝑒 𝑀𝑎𝑛𝑑𝑎𝑙𝑜𝑟𝑖𝑎𝑛

288 29 2
                                    

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.



Zastanawiała się jakim cudem przekonała Mandaloriana do współpracy, ale obstawiała, że to była jej niezwykle wielka charyzma, zdeterminowanie i dyplomacja, której lekcje pamiętała jeszcze z nauk w Alderaan. Tym sposobem Lynn nie tylko znajdywała się w Brzeszczocie – jak się dowiedziała, właśnie tak nazywał się statek należący do Mando – ale zmierzała do miejsca, gdzie mógł przebywać Mały Yoda.

I była to wyjątkowo dziwna podróż.

— Chcę ci podziękować — odezwała się i wychyliła do przodu ze swojego miejsca w kokpicie. Mandalorian kierował statkiem w ciszy i bez pomocy żadnego droida. Było to coś zupełnie innego, niż do czego sama była przyzwyczajona. W trakcie całej rebelii współpracowała z zaprzyjaźnionymi droidami, a wielu z nich również straciła. Brak charakterystycznego pikania zdecydowanie ją rozpraszał, ale nie miała zamiaru narzekać. W końcu statek nie należał do niej. — Za pomoc, zawarcie transakcji, czy jakkolwiek to nazwać. Obiecuję, że dotrzymam umowy. Tej, w której mówiłam, że odzyskam beskar, który należy do twojego ludu, jeśli tylko okaże się, że mam rację i to faktycznie jest stworzenie, którego szukam.

— Ufam ci — wojownik spojrzał na brunetkę. Lynn skinęła głową, chociaż była zaskoczona jego słowami. Zakładała, że będzie w stosunku do niej o wiele bardziej nieufny, a nawet negatywnie nastawiony.

— Skoro do naszego celu mamy trochę czasu, to możemy porozmawiać, by umilić sobie podróż.

— Niby o czym chcesz rozmawiać?

— No wiesz... O różnych rzeczach — wzruszyła ramionami. Dochodziła do wniosku, że już dawno nie nawiązywała nowych znajomości i relacji, bo teraz naprawdę nie potrafiła się w tym odnaleźć. — Na przykład o... Aha! — Pstryknęła palcami i spojrzała na niego z rozbawieniem. — Ty znasz moje imię, a ja twojego nie. Bo zakładam, że jakieś masz, prawda? Powiedz mi, że rozróżniacie się na jakieś innej podstawie, niż tylko Mando-numerek jakiś tam.

— Nie — pokręcił głową, ale zrobił to wyjątkowo powoli, jakby dokładnie przemyślał, to co mógł zdradzić. — Moi rodzice przy urodzeniu nadali mi imię Din. Nie byłem Mandalorianem od początku. Byłem znajdą.

— Din — powtórzyła jego imię, tak jak on to zrobił z jej w Nevarro. — Nie martw się, nie mam zamiaru dopytywać o szczegóły. To całkowicie fair skoro ja sama też podałam ci tylko imię.

Które, nawet nie było prawdziwe, ale o tym nie musiał na razie wiedzieć.

— Dlaczego szukasz tego stworzenia? Ma pięćdziesiąt lat, więc co tak właściwie możesz od niego oczekiwać?

— Każde stworzenie starzeje się w inny sposób — powiedziała pewnie. Niemal wypięła dumnie pierś do przodu z powodu swojej wiedzy, ale powstrzymała się od tego. — Poza tym ten twój zleceniodawca... Pełno było u niego szturmowców, a co za tym idzie, to ktoś powiązany z Imperium, a ja... — cmoknęła krótko, niby to z rozbawieniem, ale i rozgoryczeniem. Din spojrzał na nią i przez chwilę czuła, że w jakiś sposób był w stanie ją zrozumieć. — Powiedzmy, że nie jestem ich fanką.

STARRY NIGHT, the mandalorianOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz