Byli już daleko w kosmosie, ale nawet przebyte mile świetlne nie sprawiały, że Lynn czuła się mniej zdenerwowana. Próbowała sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz była czymś tak zestresowana – chociaż stres był czymś normalnym w jej życiu – tak doskonale wiedziała, że ten, który teraz jej towarzyszył, bez problemu mogła porównać do tego, który odczuwała, gdy uciekała z Alderaanu mając zaledwie czternaście lat. Tamto wydarzenie było dla niej niemal jak coś, co wydarzyło się dawno temu w przeszłości.
Jednak nie żyła w przeszłości, a w teraźniejszości, gdzie musiała się zmierzyć z wyjątkowo milczącym Mando. Właściwie nie wiedziała, co powinna się spodziewać. Od początku ich podróży zauważyła, że ten był wyjątkowo opanowany i czasami wręcz dostawała od tego szału. Umiała radzić sobie z temperamentnymi mężczyznami, bo wiedziała czego się po nich spodziewać. Zawsze mogła znaleźć sposób, by ich uspokoić i do nich dotrzeć. Din był jak dla niej zbyt spokojny, zbyt cierpliwy i kierował się przede wszystkim rozumem, a nie tym, co podpowiadało mu serce.
Zupełnie inaczej, jak ona.
Młody Yoda przewrócił się na drugi bok w swojej prowizorycznej kołysce. Tak właściwie to była stara metalowa szuflada, którą Din wyłożył kocem i poduszką, a później ułożył w nim dzieciaka. Lynn uśmiechnęła się na widok śpiącego stworzenia, bo mimo wszystko ciągle czuła się dumna – w jakiś sposób udało jej się uchronić bezbronną istotę po raz kolejny. Poprawiła ciepły materiał wokół jego małego ciałka, a później wzięła głęboki oddech i spojrzała na schodki prowadzące do kokpitu.
— I tak muszę to zrobić — mruknęła do siebie i zaczęła się wspinać do góry.
Z każdym kolejnym krokiem, zastanawiała się, co powinna powiedzieć. Od czego właściwie zacząć? Jak wyjaśnić to, że tak faktycznie była księżniczką, ale czy ciągle powinna tak w ogóle siebie określać? Porzuciła ten tytuł jako nastolatka, gdy świadomie opuściła Alderaan. Później, nawet mimo tego, że przelotnie wracała na planetę i tego, że wszyscy tam określali ją tym mianem, tak nie czuła się, że była księżniczką. Była wojowniczką i rebeliantką. Aż w końcu Gwiazda Śmierci doszczętnie zniszczyła cały Alderaan. Więc, czy ciągle mogła tytułować się tym mianem? Jak mogła być księżniczką planety, która nie istniała?
Lynn wspięła się w końcu na kokpit, a Mando odwrócił głowę w bok, jakby w ten sposób rejestrując jej obecność w pomieszczeniu. Kobieta zagryzła dolną wargę, aż w końcu zdecydowała się usiąść na wolnym fotelu za nim.
— Din? Możemy porozmawiać? — Zapytała niepewnie, złączając ze sobą swoje dłonie. Zaczęła bawić się własnymi palcami, próbując zapanować nad tym, jak drżały jej ręce.
— Oczywiście, księżniczko — odpowiedział spokojnie.
Włączył autopilota i odwrócił się do niej. Nie wiedziała, czy w jakiś sposób z niej kpił, ale wszystko podpowiadało jej to, że chciał tylko formalnie ją tytułować. To nie było tak, że od dawna nikt jej tak nie nazywał – wręcz przeciwnie, często słyszała jak różni mieszkańcy galaktyki, tak ją nazywali. Po prostu sposób, w jaki wypowiedział, to jedno słowo był zupełnie inny. Skrywał w sobie coś, co nie potrafiła pojąć. Przypominał ten, który ktoś kiedyś, dawno temu niejednokrotnie się do niej zwracał, sprawiając, że czuła się jak najszczęśliwsza kobieta w galaktyce.
YOU ARE READING
STARRY NIGHT, the mandalorian
FanfictionLynnea Organa miała cel, który chciała osiągnąć za wszelką cenę. Uważała, że w trakcie jego realizacji nic nie będzie w stanie ją zaskoczyć. Jedyne czego się nie spodziewała to, że na swojej drodze spotka łowcę nagród, który sprawi, że znów będzie...