80 - Generalne porządki

1.7K 164 67
                                    

Uwaga: rozdział zawiera (nieco) drastyczne opisy.

Pearl Blevins POV

- Skacz!

Arlie rozpędziła się, startując na suchym piasku i pędząc przez drewniany pomost. Na końcu odbiła się jak gumowa piłka i zrobiła piruet w powietrzu, lądując w wodzie na główkę. Krzyknęliśmy z uznaniem.

- Stafford, skarbie? Może jednak? - spytałam ironicznie, zakładając ręce na piersiach.

Reese leżał na kocu z oburzoną miną. Był cały ubrany na czarno. Nienawidził plaży, wchodzącego wszędzie piasku, palącego słońca i wody. Tego ostatniego najbardziej.

- Nigdy w życiu - burknął, naciągając ręcznik na oczy.

Parsknęłam śmiechem, podążając śladem białowłosej przyjaciółki. Rozpędziłam się i wskoczyłam do ciepłej wody, czując glony pod stopami. Wynurzyłam się tuż koło niej.

Uśmiechała się. Tak pięknie się uśmiechała, że zaraziła mnie tym uśmiechem i teraz obie szczerzyłyśmy się jak głupi do sera. Ochlapała mnie wodą, na co od razu zareagowałam.

- Zemszczę się!

Podpłynęłam do niej i zaczęłam pościg. Po długiej gonitwie i wypiciu litra wody z jeziora (nosem), wreszcie wyszłyśmy na brzeg.

Walnęłyśmy swoje mokre ciała po obu stronach Reesa, na co on wzdrygnął się, jakby ktoś poraził go prądem.

- Laski, zabiję was, jak chociaż KROPLA na mnie spadnie - zagroził, nie otwierając oczu.

Nigdy właściwie nie dowiedziałyśmy się, skąd u czarnowłosego taka ogromna awersja do wody. Musiałam go kiedyś o to zapytać, bo nienawidził jej odkąd pamiętam.

Zignorowałam jego groźby i położyłam głowę na jego klatce piersiowej. Chwilę walczył ze sobą, żeby mnie dotknąć, ale w końcu objął mnie ramieniem i zaczął głaskać po włosach.

Cholera. Wszystko tak bardzo się pozmieniało w ciągu ostatnich miesięcy, że nie wiedziałam, czy nadal jestem na tej samej planecie. Jak to się stało, że w jednym momencie miałam mieć kulkę w głowie, wystrzeloną na sygnał mojego - teraz już - chłopaka, a w drugim leżałam mu na ciele i cieszyłam się z każdego zaczerpniętego oddechu? Jak to się stało, że wtedy tak bardzo chciałam się poświęcić, tak bardzo chciałam, żeby drużyna wybrała mnie, a nie Avery, tak bardzo chciałam umrzeć, a teraz patrzyłam na złoty piasek i nie chciałam zamykać oczu nawet na moment?

Kiedy ta zmęczona dziewczyna z podkrążonymi oczami i brudnymi ubraniami przestała mnie nawiedzać każdej nocy? Teraz panna Depresja przychodziła zdecydowanie rzadziej, a ja coraz lepiej radziłam sobie ze stanowczym wyrzucaniem jej z pokoju. Kiedy to się stało?

Nie miałam pojęcia. Ale było tak blisko. Tak straszliwie blisko. Już byłam gotowa. Nie bałam się, w ogóle się nie bałam. Cieszyłam się, że przekonałam Reesa. Nie wierzyłam, że to się uda, ale najwidoczniej go nie doceniałam. Bo chociaż był wypełniony mroczną trucizną pełną bólu, to znalazł w sobie to jedno czyste miejsce. I to w nim nas usadził.

I to w nim mnie usadził.

Wiedział, że to straszne i jestem pewna, że przerażało go to uczucie, ale nie rozmawialiśmy o tym za wiele. Nie musieliśmy tego komunikować. Zrobił dla mnie coś, co było wystarczającym dowodem miłości - uszanował moje zdanie. Mój wybór. Moją decyzję.

Dał mi odejść.

Ale ja wróciłam. Cholera, ktoś poświęcił swoje życie, żeby mnie uratować. To było coś, co ciążyło na moim oplecionym cierniem sercu jak stonka na ziemniakach. Nie znałam jej dobrze, ba, często wyzywałam ją w myślach, choć nie powinnam. Ale zazdrość nie jeden raz mnie zżerała, gdy przypominałam sobie Reesa z przepiękną rudowłosą.

Zdejmij kapturOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz